16. Egoistyczne życie

155 21 9
                                    

3 lata po morderstwie, 26 kwietnia, godzina 13

     Spodziewałem się, że kiedyś do tego dojdzie. Jednak usilnie nie dopuszczałem tej myśli do głosu. On musiał odejść. Zbyt wiele mu przypominałem. Może go nie wspierałem dostatecznie? Nie potrafiłem zrozumieć tak, jak tego potrzebował? Spoglądałem na niego smutno. Jego szmaragdowe oczy były puste, emanowały tylko dziwną bezsilnością. A więc mnie zostawił. Po ponad dziesięciu latach naszej znajomości i lekko ponad dwóch związku.

     Jak widać, jego serce wciąż należało do Mikasy. Nie pogodził się ze stratą, tak naprawdę nigdy nie wyszedł z żałoby. Ze mną jednak nie potrafił ułożyć sobie życia. A myślałem, że jest tak dobrze, mimo jego depresyjnych ataków. Słyszałem jego nieumiejętnie ukrywany płacz każdej nocy. Rozmawiałem z nim, wspierałem, odciągałem jego myśli. Mimo to ona była na pierwszym miejscu. Nigdy nie zastąpiłbym mu swojej siostry. Chciałbym powiedzieć, że mówi się trudno, jednak to za bardzo boli. Bawią mnie teraz moje plany jeszcze sprzed tygodnia. Niepotrzebna wizyta u jubilera, niepotrzebnie zmarnowany czas. Ciekawe, czy w ogóle by przyjął oświadczyny? Nie, zdecydowanie nie. Odmówiłby, jestem pewien.

     Kochałem go. I nadal kocham. Jest moim nieoszlifowanym, popękanym szmaragdem. Zagubionym, przestraszonym dzieciakiem, który boi się życia. Boi się go na tyle, że sobie nie radzi. I jak widać, nie poradził sobie.

     Odnalezienie mordercy też mu nie pomogło. Myślałem, że po wsadzeniu tej osoby za kratki będzie lepiej. Miałem nadzieję, że jego serce uspokoi swój nieregularny rytm. Tym bardziej po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy. Kiedy sobie przypomniał obietnicę i pomógł mi odkryć, kto to zrobił. Szkoda tylko, że ta informacja zabolała o wiele bardziej, niż powinna. Poza tym ten zupełnie bezsensowny motyw...

     Jednak mimo tego bólu, który aktualnie przeszywa moje serce – nie uważam tych lat za zmarnowane. Mieliśmy dobre i złe chwile. Wzloty i upadki. Wyciągnąłem go z alkoholizmu. Próbowałem z depresji, jednak to się nie udało. Dwukrotnie wyjechaliśmy za granicę, by poczuć się lepiej. Zaznać trochę świeżości, przygód, odkryć nowe lądy, nieznane nam miejsca. Spaliśmy pod gołym niebem, trenowaliśmy na gorącym piachu, pływaliśmy w krystalicznie czystej wodzie, kochaliśmy się w rozpadającym się domku w jakimś lesie. Dzięki niemu zaznałem radość, prawdziwe, nieograniczone szczęście. Pokazywał mi świat ze swojej perspektywy. Tej wesołej i zdeterminowanej, która odstawiała rozpacz po Mikasie gdzieś w bok. Szkoda tylko, że nocą wracała ze zdwojoną siłą.

     Dlaczego jednak zrobił to w ten sposób? Spoglądałem na niego i nie potrafiłem zrozumieć.

– Nie rozumiem cię, Eren – wypowiedziałem na głos swoje myśli.

     Aczkolwiek on mi nie odpowiedział. Nie dziwiło mnie to. Przecież nawet się nie poruszał. Jedynie wciąż wpatrywał przed siebie pustymi oczami. Kiedy całkiem utraciły swój blask? Z dniem jej śmierci? Czy może później, w czasie żałoby? Dlaczego ja nie potrafiłem przywrócić tej radości? Dlaczego tak bardzo spierdoliłem sprawę? To przeze mnie coś w nim umarło. Byłem winnym tej sytuacji.

     Potrzebuję się napić, zapalić, odetchnąć i zapomnieć. Nie chcę już o tym myśleć. Nie mogę. Nie potrafię. Boli mnie to, że teraz już nie mam przy sobie nikogo. Skoro nawet Eren ode mnie odszedł, czy zasługuję, by ktokolwiek inny przy mnie trwał?

– Chcę cię przytulić po raz ostatni.

     Zaśmiałem się. Jak nigdy, po prostu się zaśmiałem. To było dziwne, tak bardzo do mnie niepodobne. Pokręciłem głową.

– Nie – odmówiłem.

     Podniósł na mnie ten swój bezsilny wzrok. Wycieńczony, smutny i zraniony. Nie miałem pojęcia, co się kryje w jego głowie, jednak nie mogłem. Jeśli bym się zgodził, zabolałoby po stokroć bardziej. Tak mnie, jak i jego.

Obietnica ✓ | riren/eremikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz