dzień morderstwa, 20 maja, godzina 21:44
Zacząłem przeglądać swoje biurko w poszukiwaniu spinaczy, jednak jak na złość nigdzie ich nie było. Byłem pewien, że leżały w szufladzie, zaraz obok dziurkacza, jednak zupełnie jakby wyparowały. Zwróciłem swój wzrok na biurko Petry, na którym widniał może nie idealny, ale z pewnością zadowalający porządek. Ruszyłem w jego stronę i otworzyłem jej szufladę, później drugą, aż w końcu szafkę.
- By go szlag - warknąłem i wyszedłem z biura.
Na długim korytarzu paliło się tylko jedno światło, powodując mrożący krew w żyłach mrok na obu jego końcach. Stukot podeszew moich butów odbijał się głucho w ruchliwym każdego ranka miejscu. Przyśpieszyłem kroku, zirytowany powtarzającym się odgłosem. Dotarłem pod drzwi, które mnie interesowały i wszedłem do środka bez pytania.
Smith siedział przy biurku, czytając jakieś dokumenty. Przed sobą miał rozłożony swój zniszczony dziennik, a na nim pióro wieczne, które mu kupiliśmy wraz z innymi współpracownikami na okrągłą rocznicę pracy w policji. Do tego zauważyłem zdjęcie rudowłosej dziewczynki. Westchnąłem ciężko, a on podniósł na mnie wzrok.
- Nie rozwiążesz tej sprawy - stwierdziłem, podchodząc do biurka. Usiadłem na fotelu, który stał przed nim.
- Nikt mi nie zabroni próbować - odparł z cierpkim uśmiechem na ustach, po czym zdjął okulary. - Domyślam się, co tak naprawdę cię tu sprowadza. Chcesz się czegoś napić?
- Nie mam ochoty - odpowiedziałem, spoglądając jak sięga po czarny kubek, z którego upił mały łyk.
- Przepracowujesz się - oznajmił. Wszystkie papiery, które studiował odłożył na bok.
- Po prostu mi oddaj moje spinacze, Erwin - warknąłem, krzyżując ręce na piersi.
Blondyn na to wstał i ruszył na drugi koniec gabinetu, po czym zdjął z półki jakiś segregator i zaczął w nim szperać. Już po chwili wrócił i położył przede mną wypełniony dokument.
- Co to... - zacząłem, zanim dobrze przeczytałem treść tej kartki. Serce mi szybciej zabiło, a w płuca nabrało się nagle powietrze. Zerknąłem na Smitha, który popijał swoją herbatkę, zupełnie jakby nic się nie stało. - Żartujesz sobie?
- Nie - twarda odpowiedź. Już wiedziałem, że nie wygram tej potyczki.
- Proszę - jęknąłem. - Co ja według ciebie mam robić na tygodniowym urlopie?
- Levi, cokolwiek - westchnął. - Siedzisz tutaj od rana do nocy, robisz wszystko za wszystkich i nie masz ani chwili wytchnienia. Pojedź na jakieś wakacje, może odwiedź siostrę, albo po prostu się baw.
Odpowiedziałem westchnieniem i oparłem się wygodniej na fotelu. Erwin wierzchem dłoni przetarł swoją twarz.
- Odwieźć cię? - zapytał.
- Byłoby miło. Jakoś nie widzi mi się dzisiaj iść pieszo.
- Też masz takie dziwne wrażenie, jakby coś się miało wydarzyć?
- Jak cholera.
Nastała cisza, którą przerywało jedynie równomierne tykanie zegara. Smith wpatrywał się w swój kubek i nim delikatnie poruszał, a ja wpatrywałem się w niego.
- Jeśli to, co się ma stać, stać się musi,/Niechby przynajmniej stało się niezwłocznie.
Podniósł głowę i na wskroś przeszył mnie błękitem swoich oczu. Zadrżałem.
![](https://img.wattpad.com/cover/139243111-288-k662457.jpg)
CZYTASZ
Obietnica ✓ | riren/eremika
Misterio / Suspenso„- Sam w sobie wszystkim i końcem wszystkiego - szepnął, unosząc swój pusty wzrok na trumnę. Jednak od razu tego pożałował i ponownie wbił go w ziemię. - Makbet? - zapytałem retorycznie. - Wszak aniołowie jaśnieć nie przestają,/Choć najjaśniejszy z...