Rozdział 10

679 33 0
                                    


Bycie biznesmenem nauczyło go wiele więcej, niż przypuszczał. Logiczne myślenie, zarządzanie, a przede wszystkim, choć na początku przychodziło mu to z trudem, zachowanie spokoju nawet w ekstremalnych sytuacjach — to wszystko zyskał dzięki pracy w tej, jak się okazało, dość okropnej firmie. Nauczył się panować nad swoimi emocjami, z czego był niesamowicie dumny.

Oczywiście czasami jednak nie wszystko szło po jego myśli. Wyładowywanie negatywnych emocji na Weasleyu było najlepszym przykładem na to, że nawet on nie dawał sobie rady z uczuciami, które miały nieprzyjemny wpływ na obecne wydarzenia.

Dzisiaj, mniej więcej tydzień po wydaleniu go z pracy, miał wrażenie, że ponownie traci kontrolę. Serce dwukrotnie przyspieszyło swoje bicie, a dłonie nieświadomie zacisnęły się w pięści. Ponadto widok szczęśliwej pary wcale nie polepszał jego samopoczucia. Był prawie pewny, że jeszcze chwila, a zrobi coś, czego będzie żałował.

— Witaj, Draco. — Dopiero głos Zabiniego przywrócił go do rzeczywistości.

Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. Blaise jak zawsze potrafił zachować dobre maniery. Niemniej jednak Draco zauważył jego zaciśniętą dłoń na ramieniu Astorii oraz czujne oczy, które obserwowały każdy jego ruch. Miał ochotę zaśmiać mu się w twarz.

„Bój się, Zabini, bo masz czego" — pomyślał, doskonale zdając sobie sprawę, że jego były przyjaciel może bez problemu odczytać ten przekaz. W końcu znali się nie od dzisiaj.

— Astoria — tym razem zwrócił się do swojej byłej narzeczonej, posyłając jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów.

Kobieta jednak nawet nie przejęła się zbytnio jego obecnością. Skinęła tylko lekko głową i skierowała wzrok z powrotem na Zabiniego.

— Na nas chyba już pora — powiedziała w końcu szeptem.

Atmosfera zdawała się być coraz bardziej napięta. Miał ochotę wykrzyczeć im wszystko prosto w twarz, ile dla nich poświęcił oraz co tak naprawdę myślał o tej zakłamanej dwójce. Na końcu może jeszcze uraczyłby ich złośliwymi komentarzami i wspomniał coś na temat niezawodności i perfekcyjności Malfoyów, którzy nigdy nie potrzebowali zbędnych osób w ich otoczeniu. Biorąc pod uwagę grasującą w jego ciele wściekłość, zapewne doszłoby do tej sytuacji. Na języku miał już pierwszą obelgę, gdy niespodziewanie poczuł kobiecą dłoń na swoim ramieniu.

Nie wiedzieć czemu, od razu nabrał pewności siebie. Złość zdawała się nie przejmować kontroli nad jego ciałem, a rozsądek powoli dawał o sobie znać. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że nie przestał odczuwać palącej nienawiści. Co to, to nie! Był jednak mile zaskoczony, że jego towarzyszka próbowała dać mu potrzebne wsparcie.

— Blaise, Astoria, jakże miło was spotkać!

Naprawdę nie wiedział, czy mówiła to na poważnie. Jej uśmiech na twarzy nawet przez chwilę nie zdradzał jakichkolwiek negatywnych emocji. Powitanie Hermiony brzmiało szczerze, a co najważniejsze niesamowicie przyjaźnie. Przez pierwszą sekundę nie mógł wyjść z szoku. Ta sprytna Gryfonka naprawdę miała dobre serce, nawet dla takich przebrzydłych Ślizgonów jak Greengrass, Zabini czy on sam.

— Miona! — Blaise nie mógł powstrzymać swojej radości na widok brunetki. Na chwilę zapominając o napiętej atmosferze, puścił Astorię i krótko, lecz bardzo czule (co nie uszło uwadze Dracona) przytulił Granger. O dziwo, kobieta nie wyglądała, jakby miała coś przeciwko.

Rzadko kiedy udało się go zaskoczyć. Mógłby nawet przysiąc, że przed poznaniem Granger nikt nie był w stanie w jakikolwiek sposób sprawić mu niespodzianki. Teraz jednak miał wrażenie, jakby znajdował się w jakimś tanim, mugolskim filmie komediowym, w którym główny bohater sam nie ma pojęcia, co tak właściwie się dzieje.

Słodki ListopadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz