Rozdział 17 ,,Jedność"

641 39 9
                                    




*rozdział niezbetowany, proszę o wyrozumiałość*


Ministerstwo magii od zawsze słynęło z wielkiej potęgi oraz licznych departamentów z tysiącami pracowników, którzy dość konsekwentnie wykonywali swoją robotę. Dlatego też miejsce tętniło życiem nawet w środku nocy. Wtedy właśnie pierwsi aurorzy pojawiali się w swoich biurach, by kontynuować plany pokonania ostatnich popleczników Sami-Wiecie-Kogo.

To oni byli wzorem dla większości czarodziejów. Dzięki ich walce udało się odbudować świat i przywrócić porządek. Niektórzy z nich zasłynęli nawet w pełni zasłużoną sławą. Najlepszym przykładem był dwudziestotrzyletni Harry Potter, Wybraniec, który niecałe pięć lat temu pokonał najpotężniejszego czarnoksiężnika wszech czasów. Młody mężczyzna stał się wzorem, a każdy jego krok był śledzony przez masę dziennikarzy Proroka Codziennego, którzy z wielką niecierpliwością wyczekiwali wielkiego skandalu z Chłopcem-Który-Przeżył w roli głównej. Na ich nieszczęście pan Potter nigdy nie lubił być w centrum uwagi. Ponadto sam fakt, że dostrzega się w nim tylko Złotego Chłopca doprowadzał go do szału.

Dlatego też starał się za wszelką cenę udowodnić, że w pełni zasłużył sobie na wysokie stanowisko pracy. W biurze pojawiał się dwie godziny wcześniej, wypełniał każdy najmniejszy potrzebny dokument własnoręcznie, zawsze ale to zawsze kontrolował swoich ludzi oraz za wszelką cenę starał się zwalczyć ostatnich popleczników Czarnego Pana.

Dzisiaj, dwudziestego listopada nie miało być inaczej. Przekraczając próg swojego gabinetu podczas gdy zegar za kilka chwil miał wybić godzinę piątą, przez krótki moment poczuł się całkowicie wyczerpany. Prawda była bowiem okrutna. Na jego głowie ciążyło zbyt wiele obowiązków, które niestety prawie doprowadzały go do załamania. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo cierpiało na tym jego życie prywatne. Ginny Potter, choć tak wyrozumiała, czasami miała dość pracoholizmu swojego męża. Harry naprawdę podziwiał i kochał ją z całego serca.

Miał również nadzieję, że któregoś dnia uda mu się wynagrodzić swojej żonie wszystkie dni oraz przesunięte wakacje. Od kilku tygodni myślał nad wzięciem dłuższego urlopu by w spokoju zająć się swoją rodziną. W końcu, nie było dla niego ważniejszej rzeczy. Wychowując się jako sierota dopiero teraz powoli zdawał sobie sprawę, jakie miał szczęście trafiając na tak wspaniałych przyjaciół oraz rodzinę Weasleyów.

Uśmiechnął się sam do siebie, w myślach wspominając swoje niesamowite przygody w Hogwarcie. W żadnym wypadku nie narzekał na nudę, co to to nie. Niemniej jednak niezmiernie brakowało mu swoich dwóch towarzyszy, którzy zawsze dawali mu potrzebne wsparcie. Ron w każdej chwili potrafił wybrnąć nawet z najbardziej żenującej sytuacji a Hermiona czasami zastępowała mu własny zdrowy rozsądek.

Na samą myśl o rozjuszonej Gryfonce nagle posmutniał. Owszem ich kontakt ostatnimi czasy zdecydowanie się polepszył. Niemniej jednak wciąż trudno było mu zaakceptować niektóre decyzje młodej kobiety. Westchnął głęboko, odganiając od siebie te dręczące myśli. Na razie musiał skoncentrować się na pracy.

Zbierając w sobie całą motywację, usiadł za biurkiem i otworzył pierwszy z wielu dokumentów, które musiał przerobić. Nic nie wskazywało jednak na to, by mógł skoncentrować się dłużej niż na kilka minut. Wspomnienia sprzed ostatnich dni co chwilę nachodziły jego myśli.

Jak na potwierdzenie swych słów, niecałe pięć minut później usłyszał donośny stukot obcasów, zwiastujący nadejście Hanny Abbot, głównej sekretarki wydziału aurorów. Odetchnął z ulgą, ciesząc się, iż będzie mógł odłożyć papierkową robotę na kiedy indziej.

- Jakaś pilna sprawa? - zapytał, gdy tylko była Puchonka przekroczyła próg jego gabinetu.

- Harry, masz gościa - odparła, uśmiechając się przy tym radośnie. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, drobna postać pewnej brunetki wyłoniła się tuż zza pleców panny Abbot, która w tym czasie szybko opuściła pomieszczenie.

Słodki ListopadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz