1. Perspektywa Sherlocka

490 40 4
                                    

Dzisiaj zostałem oficjalnie i legalnie, w przeciwieństwie do Evans, wypuszczony ze szpitala. John pozwolił mi zostać u niego, dopóki nie znajdę racjonalnego mieszkania. Mam wrażenie że Mary ma mnie dość. Czy to moja wina, że Shirley nie przepada za mną? Próbuję się z nią czasem bawić, ale ona zawsze śpi w nocy.

Czuję się tak jak dawniej, przed poznaniem Abigail. Nikt mnie nie rozumie, nikogo nie obchodzę, a jednak trochę mi to przeszkadza. Rozumiem, że nie postąpiłem właściwie i pewnie dlatego wbrew swojej woli rzuciłem się na Moriarty'ego. Chciałem chociaż trochę to naprawić.

Zwykle nie jestem jakoś przywiązany do postępowania według prawa, ale jej pobudki były szaleństwem. Zemsta nigdy nie prowadzi do szczęścia. Eurus mściła się na mnie, bo nie okazywałem jej uczuć.

Mimo wolności, postanowiłem zostać w szpitalu dopóki nie wypuszczą Abi. Będę jej pilnować żeby nic więcej nie mieszała, bo i tak obrona jej działań w sądzie nie będzie prosta. Ona znowu coś planuje, ale sam mam kilka zagadek do rozwiązania i nie mogę skupiać się na jej ucieczkach, gdy ważą się sprawy życia i śmierci.

Przez kilka godzin krążyłem po szpitalu. Kilka razy zaglądałem do sali Evans ale jej nie zastałem. Czy naprawdę jest tak nieodpowiedzialna? Gdzie ona jest?

-Czy ty gdzieś wychodziłaś? - Spytałem podchodząc do Abi, gdy tyłku zauważyłem ją na korytarzu.

-Nie jest to twoja sprawa Sherlock. Byłeś dziś odwiedzić brata? - Wydawała się wyprana z emocji.

-Dobrze wiesz że jest to moja sprawa. Po co mam do niego chodzić? Zależało mi na nim tylko gdy jego życie było zagrożone. Teraz pewnie opycha się babeczkami. - Rzuciłem. Widziałem go po południu, próbował przekonać pielęgniarkę do dodatkowej porcji obiadu.

-Przestań proszę. Nie mam do ciebie żadnego zaufania. Nie jesteś już osobą z którą mogę porozmawiać. Doceniam twoje wsparcie, ale z każdym dniem mam wrażenie że jesteś przeciwko mnie. Mam kilka spraw które muszę uporządkować zanim zgniję w celi. Do zobaczenia panie Holmes. - Powiedziała Evans i zamknęła mi drzwi przed nosem.

Zaraz potem wyszła jej pielęgniarka, Melyssa Stump. Zakazała mi wchodzić. Kilka razy pytałem jej czy okres zakazu już się skończył. Za 15 podejściem udzieliła mi odpowiedzi-Nie. Mimo to myślę że było jej mnie szkoda i weszła porozmawiać z Abigail. Niestety nie udało jej się nic wywalczyć. Nawet nie umie nikogo oszukać, przecież jest pielęgniarką, udawanie to jej praca...

Jeśli Evans nie chce ze mną rozmawiać to zacznę działać. Zaistniała ważna sytuacja. Martha Hudson zaginęła. Nie oficjalnie, ale po prostu przestała istnieć. Nie dzieliłem się tym z nikim, bo John pewnie wierzy w bajki o jakimś Collinsie, Mary przestała mnie słuchać, Shirley mi nie odpowiada, a Abi nie chce mnie znać.

Muszę dostać się do Baker Street. Poza tym chcę wyciągnąć od Molly informacje kontaktowe do jej koleżanki, Harper Collins, która wydaje się być powiązana z historią.

Kilka minut przed wyruszeniem zauważyłem maskującą się kobietę, średniego wzrostu, opuszczającą szpital. Pani Evans. Złapałem pierwszą taksówkę za nią i ruszyłem. Tak jak się spodziewałem, jedzie na Baker Street. To pewnie przez leki, stara się odbudować wydarzenia. Wysiadłem kilka ulic przed nią, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

-Co ty robisz? Czy ty kompletnie oszalałaś? - Chciałem krzyczeć, bez zwracania na siebie uwagi.

-Co TY tu robisz? Nie wyraziła się jasno? Wiedziałam że ktoś mnie śledził. Zostaw mnie samą.- Rzuciła Abi grzebiąc w ruinach.

-Abigail proszę. Nie myślisz rozsądnie.- Wiedziałem, że nie powinna połykać tylu tabletek.

-A ty niby tak? Też powinieneś być w szpitalu. - Nawet nie zatrzymała swoich poszukiwań.

-Właściwie to nie. Od tygodnia jestem wypisany. Siedzę tam tylko żeby cię pilnować. Czego tu szukasz? - Nie chciałem jej tego mówić, bo odnosiłem wrażenie, że mogę spędzać z nią czas jedynie dlatego że nie chce mnie zostawić samego w szpitalnej sali.

-Zostaw mnie. Zostaw mnie na zawsze. Nie chcę cię już nigdy widzieć. Nigdy. Rozumiesz to? NIGDY. - Rzuciła.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Prosta sprawa, koniec naszej znajomości. Tak to się robi, prawda?

-A więc dobrze. Jak widać nie dojdziemy do zgody. Jeśli skończyłaś już swoją sprawę tutaj to wróć proszę do szpitala. - Dyplomatycznie starałem się wyjść z sytuacji.

-A czego ty tu szukasz? Nie potrafisz nawet wybrnąć z kryzysowej sytuacji? Zawsze się poddajesz? - Podniosła ton.

-Nie wiem w co aktualnie wierzysz, ale ponieważ już nigdy się nie zobaczymy, mogę powiedzieć ci, że Fredrick Collins nigdy nie był właścicielem tego budynku i mam zamiar to udowodnić. Miłej reszty życia. - Powiedziałem.

-Chyba sobie żartujesz? Ja.. Po to tu jestem. Ugh... Dobra, może nie jest to poprawne, ale myślę że mimo aktualnych wydarzeń, musimy się zmobilizować. Ty zostań tutaj i spróbuj coś znaleźć, a ja muszę przejrzeć kilka ksiąg wieczystych. - Odpowiedziała łapiąc za telefon. Wracamy do gry.

-Masz jakiś kontakt z Molly? Kilka miesięcy temu na jej zastepstwo w kostnicy przyszła jej koleżanka. Harper Collins, może odpowie na kilka pytań. - Zapytałem licząc, że dowiem się więcej.

-Jeszcze nie, ale pracuję nad tym. Jutro wpadnę do Hooper i się tym zajmę. - Zaplanowała. Poczułem się przytłoczony. To ja zadaję mądre pytania.

Mimo, że wszystko się zmieniło, poczułem tą starą sensację. Ekscytacja nad nową sprawą. Pani Hudson, proszę zaparzać herbatę!

***
Czy coś wam się wybitnie nie podoba w moim pisaniu? Więcej/mniej dialogów? Może bardziej zainwestować innych charakter? Chcecie poznać Shirley?

Chronić, czy Zabijać?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz