Zamknęłam za sobą drzwi i poprosiłam Mey by nikogo nie wpuszczała. Ciocia już rano wróciła do Dover, Mary i John mają na głowie Shirley a Sherlocka po prostu nie chcę widzieć. Wskoczyłam na łóżko, ale zamiast miękkiego lądowana poczułam coś pod poduszką. Koperta.
Zaadresowany do mnie kawałek taniego papieru pachniał dosyć prestiżowymi, ale nie wyrafinowanymi, perfumami. Słaby gust Pani Mortez? Wiadomość była oczywiście zaszyfrowana. Mimo, że musiałam odpocząć i zaplanować wieczorną ekspedycję złapałam za notes i zabrałam się do myślenia.
Czego mogłam oczekiwać po wiadomości o prezes firmy, którą pozbawiłam dwóch najcenniejszych pracowników? Albo chociaż jednego, Tom nigdy nie był aż tak dobry, pracował raczej dla ojca. Dopiero teraz do mnie dotarło. Zabiłam ich, bez zastanowienie, bez uczuć, bez przygotowania. Pierwsza zasada to nie dać się złapać, a mój plan zemsty nawet w ostatnim wyjściu nie zakładał wolności.
Cały list dotyczył zapłaty. Tego, co muszę oddać Mortez lub jak mam odkupić swoje winy. Nawet po utracie tak zaufanego i zaprzyjaźnionego człowieka jak Alex, ona myśli o proficie.
CJ
Miło słyszeć że twój stan się poprawił. Teraz nie damy ci spokoju. Kiedyś byłaś mi bliska więc daję ci wybór. Ty-On-Gosposia. Oczekuję akcji do końca tygodnia.
MORTEZProsty wybór? Umrę ja, ale nie zrobię tego od razu. Czy Mortez wie coś o pani Hudson? Jeśli do końca tygodnia ja i Sherlock będziemy żyć, czy to doprowadzi mnie do Marthy, czy będzie już za późno? Szczerze mogłabym poświęcić Holmesa, ale wiem że czasem pomaga ludziom, tylko tak wyszło że ja nie znalazłam się w tym gronie.
Mam tyle pytań. Jedyną poszlaką może być jakieś znalezisko na ruinach Baker Street. Zastanawia mnie też dlaczego nasza kamienica nie jest remontowana tak jak inne, przecież wszytkie szkody pokrył podobno "głos społeczeństwa Londynu". Postanowiłam zakręcić się koło lokalnego urzędu ksiąg wieczystych, bo mam wrażenie że może to rozwiać istnienie pana Collinsa.
Gdy zamyślona stałam przy oknie, do sali weszła Mey.
-Sherlock nadal czeka pod drzwiami, mogę go wpuścić? - Zapytała, chcą dowiedzieć się więcej o całej sytuacji.
-Nie. - Nie dałam jej dokończyć odtatniej sylaby. - Możesz kazać mu wrócić do swojego pokoju. Nie może wiecznie siedzieć na korytarzu.
-Czy wszystko w porządku? Bierzesz swoje leki prawda? One pomagają ci ustabilizować emocje po katastrofie, nie możesz o nich zapominać. - Mówiła łapiąc za kolejne pudełko tabletek.
-Mey, nic się nie dzieje, muszę odpocząć. Dziękuję. - Rzuciłam i usiadłam na łóżku.
Gdy wyszła słyszałam jeszcze kawałek jej rozmowy z Sherlockiem, ale nie byłam w stanie ocenić wyniku sytuacji. Zresztą teraz nie mam na to czasu. Ustawiłam budzik i położyłam się na krótką drzemkę.
Wstając udało mi się zauważyć ostatnie promyki zachodzącego słońca. Przebrałam się i zarzuciłam na głowę kaptur. Złapałam mój telefon i niewielką podręczną torebkę. W górnej szufladzie zostawiłam awaryjną wiadomość dla Mey, że wzięłam tabletki i cały czas jestem na terenie szpitala. Szybko wyszłam z sali i ruszyłam do wyjścia. Poszło jak bułka z masłem.
Jadąc taksówką na Baker Street zaczęłam się stresować. Przez jakiś czas spod szpitala jechał za mną inny samochód, ale na szczęście skręcił dwie przecznice przed moją destynacją.
I znowu stałam wśród nicości. Przeszywał mnie strach i melancholia. Stanęłam w miejscu dawnych drzwi. Ostożnie rozejrzałam się i powoli zaczęłam przeskakwać po zniszczonych materiałach. Na początku nic się nie wyróżniało, więc po paru minutach zaczęłam kopać głębiej.
-Co ty robisz? Czy ty kompletnie oszalałaś? - Krzyczał szepcząc Sherlock.
-Co TY tu robisz? Nie wyraziła się jasno? Wiedziałam że ktoś mnie śledził. Zostaw mnie samą.- Odkryzłam udając że chcę rzucić w niego kawałkiem ściany.
-Abigail proszę. Nie myślisz rozsądnie.
-A ty niby tak? Też powinieneś być w szpitalu. - Zaczęłam rozglądać się na wypadek gdyby ktoś nas usłyszał.
-Właściwie to nie. Od tygodnia jestem wypisany. Siedzę tam tylko żeby cię pilnować. Czego tu szukasz? - Powiedział z kamienną twarzą.
-Zostaw mnie. Zostaw mnie na zawsze. Nie chcę cię już nigdy widzieć. Nigdy. Rozumiesz to? NIGDY. - Stałam już naprzeciwko niego z równie pozbawioną emocji miną.
-A więc dobrze. Jak widać nie dojdziemy do zgody. Jeśli skończyłaś już swoją sprawę tutaj to wróć proszę do szpitala. - Powiedział odwracając odemnie wzrok po czym skierował się w stronę ruin.
-A czego ty tu szukasz? Nie potrafisz nawet wybrnąć z kryzysowej sytuacji? Zawsze się poddajesz? - Poniosło mnie trochę.
-Nie wiem w co aktualnie wierzysz, ale ponieważ już nigdy się nie zobaczymy, mogę powiedzieć ci, że Fredrick Collins nigdy nie był właścicielem tego budynku i mam zamiar to udowodnić. Miłej reszty życia. - Powiedział i zaczął krążyć po resztkach budynku.
-Chyba sobie żartujesz? Ja.. Po to tu jestem. Ugh... Dobra, może nie jest to poprawne, ale myślę że mimo aktualnych wydarzeń, musimy się zmobilizować. Ty zostań tutaj i spróbuj coś znaleźć, a ja muszę przejrzeć kilka ksiąg wieczystych. - Rzuciłam wybierając numer taksówki.
***
Nie podoba mi się to. Przepraszam. Mam w głowie dalsze wydarzenia i mam problem z dotarciem do celu. Kolejny rozdział już w pracy, tym razem rzucimy się do głowy Holmesa.Piosenka w mediach niekoniecznie mi się podoba, ale wokalista przypomina Sherlocka i też jest szalony. Enjoy.
CZYTASZ
Chronić, czy Zabijać?
FanfictionKontynuacja "Kochać, czy Uciekać?". Po śmierci Jima wszystko powinno wrócić do normy, prawda? Abigail naprawia złamane prawa, Mycroft znów nabrał apetytu na pączki, Sherlock biega po Londynie i straszy dzieci, John próbuje za nim nadążyć, Mary jest...