Rozdział 4

105 9 2
                                    


Cztery tygodnie później:

Siedzę w jadalni i kończę wcześniej rozpoczęty posiłek, w postaci kanapki, popijając ją zimnym sokiem pomarańczowym. Toma nie ma w domu wyjechał w jakiejś sprawie za miasto. Szczerze to mało rozmawiamy, prawie w ogóle, mijamy się w tym ogromnym domu. Nie rozmawiałam z Dianą, nie wiedziałam jak jej powiedzieć, że jej przyszły mąż zdradził ją na moich oczach. Jestem wredna i nie lubię jej, ale jakieś, małe, ale jednak, uczucia mam. Tom nie poruszał więcej tego tematu, zresztą chyba mu to na rękę. Denerwuje mnie gdy patrzę, jak pewnie się czuje, wiedząc że nic jej nie powiedziałam, i że cholernie boję się to zrobić.

Moim planem na dzisiejszy dzień jest impreza z nowo poznanymi znajomymi. Po tej pamiętnej imprezie w domu Toma, wyszłam jeszcze kilka razy z ludźmi na niej poznanymi. Wiem, że nie powinnam, bo to byli jego znajomi, nie moi, ale trzeba przyznać ma świetnych znajomych, takich jakich ja musiałam zostawić w Polsce. Dlatego gdy zobaczyłam, że są tacy, postanowiłam się z nimi zaprzyjaźnić. I takim oto sposobem poznałam Holly, urodzoną gwiazdę, która zawsze jest w centrum uwagi facetów, znajdujących się w tym samym pokoju co ona, uwielbiam ją, bo zawsze rozumie, często nawet bez słów. Następna to Gina, to typ bardziej spokojny, ułożony i dlatego tak bardzo mi potrzebny, bo przecież każdy z nas potrzebuję takiej osoby, która zawsze spojrzy na świat trzeźwym wzrokiem. Cody jest typowym casanovą, przystojny jak Gosling i Depp w jednej osobie, ale często też głupi, to typ z którym idziesz na imprezę i wiesz, że jak nawet będziesz rzygać pod siebie to nigdy Cię nie zostawi samej i będzie Ci trzymać włosy. No i na sam koniec Kevin, jest mi jak brat, ten młodszy brat, który zawsze irytuje, ale kochasz go mimo wszystko, nie wiesz dokładnie za co, ale wiesz że szczerze i wiesz też, że zawsze staniesz po jego stronie, bez względu na to co zrobi. Siedzę w swoim pokoju i próbuje przyszykować się na wieczór. Oczywiście jak zwykle spóźniona, bo po posiłku postanowiłam trochę posprzątać dom, ale jak wcześniej mówiłam jest on ogromny i dlatego straciłam mnóstwo czasu. Gdy nakładałam cień na powieki, ktoś zapukał, krzyknęłam by osoba weszła, okazało się że to była Holly. Na sobie miała czerwoną sukienkę, idealnie przylegającą do jej szczupłego ciała i kończącą się w połowie uda. Cały strój dopełniały długie, czarne, zamszowe kozaki. Makijaż również sprawiał, że przyciągała uwagę i zgaduję, że będzie tak całą noc.

-Świetnie wyglądasz- skomentowałam, na co uśmiechnęła się uroczo i za chwilę spoważniała

-Dziękuję, za to ty...- wskazała na mnie palcem- widzę, że jeszcze w proszku, wiesz już w co się ubierzesz?- skończyłam nakładać cień i zaczęłam robić odważną kreskę

-Jeszcze nie, możesz mi pomóc- nie skomentowała tego, nie musiałam patrzeć na nią by wiedzieć, że przeszukuje moją szafę.

Gdy trzydzieści minut później musnęłam po raz ostatni szminką usta, przejrzałam się w lustrze i poprawiłam loki, a następnie uśmiechnęłam się do swojego odbicia, bo naprawdę wyglądałam dobrze. Podeszłam do znudzonej Holly i szturchnęłam ją, bo widocznie nie zauważyła, że weszłam do do sypialni, spojrzała na mnie i pomrugała z wrażenia, a jej usta ustawiły się w wielkie O.

-Uznam to za to, że dobrze wyglądam- zaśmiałam się, pociągnęła mnie do łóżka, na którym starannie ułożyła rzeczy, które jak miewam mam założyć na wieczór. Po raz kolejny uśmiechnęłam się, bo to dobrze wyglądało, a przynajmniej na pierwszy rzut oka takie było. Holly wybrała jedną z moich sukienek bardziej wyjściowych, ta akurat była czarna w czerwone róże, przepleciona dość odważnym paskiem. Całość dopełniała jeansowa kurtka i czarne botki z odkrytymi palcami i przeźroczystym obcasem (link wyżej jak faktycznie wyglądała).

Gdy już wszystko na siebie założyłam, musiałam przyznać Holly gratulację, bo bardzo dobrze wyglądałam. Poprosiłam Holly by zadzwoniła po taksówkę, byśmy mogły dołączyć do reszty czekających na nas w barze. Gdy kończyłam zakładać buty zawołała mnie do kuchni, gdy tam weszłam zobaczyłam jak nalewa nam jakiegoś trunku do szklanek, po kolorze cieczy widziałam, że to whisky, spiorunowałam wzrokiem dziewczynę, no bo kurde to był alkohol mojego gospodarza, będę musiała mu ją odkupić. Ale posłusznie podeszłam i wypiłam zawartość szklanki na raz, od razu poczułam to przyjemne gorąco w przełyku, na które zareagowałam odchrząknięciem, dziewczyna się zaśmiała i sama dokończyła swój trunek.

The enemies  by accident // Tomasz KrauseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz