Gdyby ktoś podczas mojej prawniczej kariery powiedział mi, że pewnego dnia usiądę z własnej woli w towarzystwie swojego byłego faceta, na pewno bym nie uwierzyła. Siedzieliśmy na czarnych fotelach w Toby's Estate Coffe i zagryzaliśmy nasze kanapki z awokado, spoglądając na siebie z pewną dozą niepewności.
— Właśnie straciłam pracę — mruknęłam cicho, nagryzając kawałek chrupiącego pieczywa.
Jego czekoladowe oczy spoglądały na mnie z zaciekawieniem, wyczuwał jednak, że nie byłam w nastroju na głupie żarty. Wyglądał, jakbym dosłownie wyrwała go z jego bogatego świata giełdy, a perfekcyjnie dobrany garnitur jedynie podkreślał szczupłą sylwetkę. Zawsze zazdrościłam mu fantastycznej przemiany materii, a już szczególnie w latach, gdy razem chodziliśmy do liceum. W przeciwieństwie do Thomasa raczej nie chodził na siłownię, choć może to warstwy ubrań ukrywały jego mięśnie.
— Widzę, że zaczynamy z grubej rury. — Parsknął szczerym śmiechem, upijając kilka łyków swojej kawy ze spienionym mlekiem. — Nie ukrywam, że twój telefon kompletnie mnie zaszokował. Byłem pewien, że już nigdy się do mnie nie odezwiesz.
Spoglądał wprost na mnie z zaciekawieniem, odpuszczając sobie jakiekolwiek udawanie. Zawsze wiedział, że tego nienawidziłam i najwyraźniej właśnie wtedy postanowił, że przyszła pora na szczerą rozmowę.
— Widziałam, że wrzuciłeś na instagram zdjęcie ze Stevenem Larsonem. Dobrze się znacie? — zapytałam, kierując na niego spojrzenie moich szarych oczu.
Wyraźnie zdziwiłam go swoim pytaniem. Odłożył filiżankę na spodeczek i zamyślił się na chwilę, by moment później udzielić mi niezwykle satysfakcjonującej odpowiedzi.
— Mówisz o tej fotce z pola golfowego? — Uśmiechnął się, gdy pokiwałam twierdząco głową. — Znamy się całkiem dobrze, pracował kiedyś z jednym moim znajomym z Wall Street i tak na niego trafiłem. Powiesz mi, co jest grane?
Westchnęłam, czując, jak krew napływała mi do twarzy. Wbrew wszystkim swoim uczuciom podniosłam na niego wzrok i starałam się wyglądać, jakbym była pewna tego, co robiłam.
— Przyjęli mnie kiedyś do swojej kancelarii, ale zrezygnowałam. Właśnie straciłam pracę — szepnęłam cicho. — Zorientowałbyś się, czy nie szukają kogoś?
Evan zaśmiał się, odgarniając z oczu kosmyk swoich miodowych włosów. Nie było w tym ani krztyny złośliwości, w przeciwnym wypadku pewnie wylałabym mu latte na głowę.
— A więc o to chodzi — skwitował wesoło, opierając swoje zadbane dłonie na drewnianym stoliku. — Ale mam jeden warunek! — Podniósł palec wskazujący do góry, jakby zgłaszał się w klasie do odpowiedzi.
Oparłam głowę na dłoniach i zerknęłam na niego przerażona, bojąc się tego, co mógł dla mnie wymyślić. Nawet głośny dźwięk pracującego ekspresu do kawy nie mógł ukoić moich nerwów.
— Dawaj.
— Opowiesz mi całą historię w najdrobniejszych szczegółach, a ja załatwię ci robotę. — Uśmiechał się zdecydowanie bardziej, niż wymagała tego sytuacja. — Przyznaj się, miałaś romans z tym ciemnowłosym ogierem?
Przewróciłam z wrażenia pudełko na serwetki, a białe kawałki materiału rozsypały się po całym stoliku. Byłam zaszokowana jego bezpośrednim tonem, choć jednocześnie chciało mi się śmiać.
— Miałam — burknęłam, odkrywając, że nie czułam jeszcze smutku.
Jego chłopięcy urok sprawił, że załamanie na jakiś czas odeszło w niepamięć, a na pierwszy plan wysuwało się jedynie rozbawienie. Nie podlegało wątpliwości to, iż musiał dostrzec przekrwione i zasinione od płaczu oczy, nie komentował tego jednak w żaden sposób.
CZYTASZ
Obrończyni [W SPRZEDAŻY]
RomanceUczucia, których nie da się ująć w paragrafach Kilka kartonów z rzeczami. Klitka nazywana mieszkaniem. Pięćset dolarów w banku, dwieście w portfelu. Kot. Oto cały dobytek Felicii Anderson w momencie, w którym rozstaje się z kancelarią KOster & Thomp...