Stałam w zapełnionej ludźmi windzie, trzymając mocno karton, który wypełniłam wcześniej moimi rzeczami. Jadący razem ze mną mężczyźni zerkali dyskretnie w stronę brązowej tektury, domyślając się doskonale, co ona oznaczała.
W środku czułam buzujące emocje i z trudem hamowałam łzy, nie chciałam być jednak osobą, która odstawiła scenę przy obcych. Cierpliwie wytrzymałam wszystkie piknięcia i wybiegłam szybko, gdy tylko cyfrowy wyświetlacz oznajmił, że w końcu dotarliśmy na parter. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy Thomas byłby w stanie odrzucić moje wypowiedzenie i od razu poczułam pieczenie w okolicy oczu. Łzy powoli zamazywały mi widok, a szloch uparcie próbował wydrzeć się z gardła, dlatego dodatkowo przyspieszyłam kroku. Drzwi wyjściowe były już dosłownie na wyciągnięcie ręki, gdy nagle boleśnie zderzyłam się z twardym męskim ciałem, przez co wysunęła mi się ramka, upadając na posadzkę.
— Bardzo przepraszam, zapatrzyłem się na telefon — mówił mężczyzna, a ja z przerażeniem zauważyłam, że to Douglas. — Felicia? Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową twierdząco, a łzy spływające po moich policzkach były największym dowodem kłamstwa. Z żalem zobaczyłam, że ramka przedstawiająca moją rodzinę pękła, a szkło pokryło się gęstą siecią rys.
— Co się stało? — zapytał ponownie, kładąc mi swoje ciepłe dłonie na ramiona.
— Dbaj o niego — wychrypiałam, odwracając się na pięcie.
Szybko wybiegłam na zewnątrz, a ciepłe powietrze podziałało na mnie orzeźwiająco. Ruszyłam żwawym krokiem w stronę metra i zaczęłam zastanawiać się nad własną, jakże niepewną w tamtej chwili przyszłością. Zostałam bez pracy, moja umowa z Alexandrem Rosso miała wygasnąć za miesiąc, a wszystkie pieniądze, które mogłam odłożyć przez minione półtora roku, oddałam rodzicom na spłatę długu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że w ekspresowym tempie musiałam zorganizować sobie nowe i o wiele tańsze mieszkanie, nie mówiąc już o rozesłaniu własnego życiorysu.
Postawiłam pudło na ławce, gdy dźwięk mojego dzwonka przeciął ciszę niczym błyskawica. Jęknęłam głośno na widok zdjęcia własnej mamy i odrzuciłam połączenie. Zdecydowanie nie byłam gotowa na taką rozmowę i usiadłam, zastanawiając się nad tym, jakie właściwie zostały mi opcje, a z pewnością nie było ich zbyt wiele.
Gorączkowo zaczęłam stukać w dotykowy ekran i przesuwałam szybko listę kontaktów, szukając tego jednego jedynego, który mógł być moją ostatnią deską ratunku. Całe moje życie praktycznie legło w gruzach, a ja tonęłam, dlatego musiałam złapać się brzytwy, nim nie było za późno na cokolwiek innego. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam cierpliwie, aż rozmówca odbierze.
— Halo? Felicia?
Odchrząknęłam, słysząc głos, o którym kiedyś tak bardzo chciałam zapomnieć. W pamięci nadal miałam dług, który wciąż miał wobec mnie i miałam nadzieję, że ten drobny fakt przekona go do tego, by mi pomóc.
— Evan? — zapytałam cicho. — Musimy się spotkać. Potrzebuję twojej pomocy.
Liście szumiały na wietrze a ja zamknęłam oczy, próbując przyszykować się na kolejny rozdział w moim życiu, który być może miał być tym najtrudniejszym.
*
Nie zapomnijcie wpaść na moje social-media:
☀ Instagram: dominikafal_autorka
☀ Facebook: Dominika Fal/Eliana Lascaris - strona autorska
☀ Twitter: elianalascaris
Jeśli używacie Twittera, to będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie swoje przemyślenia pod hashtagiem #prawnicywatt <3
CZYTASZ
Obrończyni [W SPRZEDAŻY]
RomanceUczucia, których nie da się ująć w paragrafach Kilka kartonów z rzeczami. Klitka nazywana mieszkaniem. Pięćset dolarów w banku, dwieście w portfelu. Kot. Oto cały dobytek Felicii Anderson w momencie, w którym rozstaje się z kancelarią KOster & Thomp...