Rozdział 8

596 127 167
                                    

Godziny mijały, a na czarnym niebie pojawiało się coraz więcej gwiazd, kiedy Donghyuck spojrzał przez okno wydawało mu się, że nie są miliardy lat świetlnych nad nimi, a na wyciągnięcie ręki. 

 Kiedy Yugyeom i Donghyuck rozmawiali z różnymi gośćmi i grali w gry wysoki chłopak cały czas pilnował, żeby mieć z nim kontakt fizyczny i Donghyuckowi to nie przeszkadzało, podobało mu się opiekuńcze ramię, które go obejmowało i dłoń na plecach kiedy przechodził przez drzwi. Teraz stali obaj patrząc przez okno i Donghyuck poczuł pewną nostalgię. Pozwolił, żeby Yugyeom objął go ramionami, przytulając od tyłu.

- Czy to nie jest niesprawiedliwe? - Zapytał, czując jak chłopak opiera brodę na czubku jego głowy.

- Co? - Głos Yugyeoma był rozmarzony.

- Ptaki mogą latać, co więcej maszyny mogą latać w kosmos, ale dlaczego nie ludzie? - Zapytał patrząc na morze gwiazd, które się przed nim rozciągało.

- Bo to niebezpieczne? - Zapytał Yugyeom.

- Bzdura. - Prychnął. - Skoro można wysłać w kosmos satelitę, czy nawet rakietę bezzałogową, to dlaczego nie można wysłać człowieka. Zresztą nie chodzi nawet o kosmos, gdyby tak stworzyć latające samoloty, które mogłyby przecinać nieboskłon, latając gdzie tylko zapragną, nieograniczane drogami i zasadami ruchu. - Rozmarzył się wyobrażając sobie wiatr we włosach i ten bezkres wolności, który był tuż za szybą.

- Rząd nie pozwala tworzyć maszyn latających, niebo jest dla ptaków. - Odezwał się Yugyeom.

- A woda dla ryb? - Prychnął coraz bardziej poirytowany, tym że chłopak go nie rozumie.

- Pewnie tak. - Obojętność w jego głosie stawał się uciążliwa.

- Jesteś Dzieckiem Nieba, nie czujesz, że nie niesprawiedliwe, że nie możesz robić to co jest dla ciebie naturalne? Tak jak Dzieci Morza pływają, Dzieci Lasu...

- Nie umie latać. - Pokręcił głową ze śmiechem.

- Bo może ktoś podciął ci skrzydła. - Mruknął do siebie.

Stali tak przez chwilę patrząc z ciemność nocy za oknem, a za ich plecami dalej toczyła się impreza.

- Yymm.... Donghyuck. - Jeno pojawił się koło nich z dość twardym spojrzeniem. - Mogę cię prosić na chwilę?

Skinął głową i wyplątał się z ramion Yugyeoma. Odszedł kilka kroków za Jeno zastanawiając się o co może chłopakowi chodzić, jeśli znów mieli problemy z ekspresem do kawy, to obiecał sobie, że zdzieli go w łeb, nie był jedyną osobą w tym mieszkaniu, która potrafiła wywalić fusy do wiaderka. 

Zatrzymali się pośrodku salonu, a Donghyuck czuł na sobie spojrzenie Marka, który siedział kilka metrów dalej na kanapie. Uśmiechnął się do niego, ale chłopak dalej siedział nieruchomo.

- Słuchaj... jest sprawa. - Powiedział unikając jego wzroku. - Nie chcę ci się mieszać... ale...

- Po prostu to powiedz Jeno. - Wywrócił oczami. Dziecko Morza nigdy nie było zbyt dobre w formułowaniu swoich myśli.

- Nie spotykaj się z Yugyeomem.

Tak szybko jak słowa opuściły jego usta Donghyuck poczuł jak wzrasta w nim złość. Jeno był ostatnią osobą, która mogłaby mieć jakiekolwiek uwagi do tego z kim się spotykał. Mimo, że wybaczył chłopakowi, to nie zapomniał jak podle potraktował go, kiedy chciał zdobyć serce jego brata. Zaśmiał się udawanym śmiechem i podparł pod boki, gotowy do ataku. Jednak wtedy Jeno spojrzał na swój telefon.

Fire Kingdom (Markhyuck Nomin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz