Manhattan, Nowy Jork
17 kwietnia 1998Padało. Od kilku dni deszcz był głównym problemem mieszkańców Manhattanu. W niektórych miejscach woda wzniosła się do kilkunastu centymetrów. Samochody ledwo przedzierały się przez mini-powódź, a ludzie postanowili zostać w domach i czekać na swoje drugie połówki, które miały wrócić z zapasami jedzenia i picia. Przez brak prądu trzeba było zapalać świece, a brak gazu sprawił, że w wielu mieszkaniach na stole nie było ciepłego obiadu, o kawie czy herbacie nie wspominając. Wszyscy gdy kładli się spać, modlili się, aby rano nie obudzić się w wodzie oraz by straszliwe zjawisko ustąpiło.
Jednak nie wszyscy mieli takiego pecha. We wschodniej części Manhattanu deszcz nie wyrządził żadnych szkód. Sklepy były otwarte, tak samo jak dyskoteki czy różnego rodzaju kasyna. Co więcej, nikt nie przejmował się mieszkańcami z zachodu a wręcz przeciwnie, śmiali się, że spotkała ich taka tragedia.
Trzydziestoletni mężczyzna stał pod jednym z kasyn i palił papierosa. Dzisiaj mijał termin spłaty długów jego klienta. Mimo wiadomości i setek nieodebranych połączeń, milczał. To doprowadzało go do furii. Wiedział, że musi wybrać się z wizytą do jego mieszkania i z nim "porozmawiać". Otworzył swoją torbę i wyciągnął z niej umowę, którą obaj mężczyźni podpisali. Było w niej wyraźnie napisane, że klient ma obowiązek spłacić dług w ciągu miesiąca. W przeciwnym razie jest on zobowiązany do oddania czegoś cennego, nawet życia. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i zgasił papierosa, wyrzucając go na trawę.
Skierował się wzdłuż ulicy, która o tej porze była opustoszała. Nikt nie miał odwagi nią iść, ze względu na gwałty, handel narkotykami czy pobicia. Każdy bał się o swoje życie, więc zostawili tę drogę dla tych "wybranych". Idąc tą dróżką, mężczyzna zauważył kilku nastolatków, którzy znęcali się nad młodszym dzieciakiem. Krzyczeli coś o pieniądzach i zegarkach. Przystanął na chwilę i przyjrzał się oprawcom.
Jeden z nich był wysoki i bardzo umięśniony. Miał na sobie ciemne ubrania, dzięki czemu idealnie wtapiał się w ciemne otoczenie. Ogromny plus. Jednak jego jasne jak słońce blond włosy i latarka, którą rozjaśniał sobie otoczenie, były nie do przyjęcia. W dodatku jego głos, który był bardzo nośny, wyeliminował chłopaka.
Drugi młodzieniec nie był zbyt wysoki i miał szczupłą budowę ciała. Ubrany w to samo, co jego kolega, lecz z małymi, drobnymi szczegółami, zwrócił na siebie uwagę mężczyzny. Na swoich dłoniach miał rękawiczki, zapewne po to, by nie zostawić żadnych odcisków palców. Plus. Głowa zakryta przez kaptur, by ofiara miała problem z rozszyfrowaniem jego twarzy. Plus. W dodatku nie krzyczał, tylko działał po cichu. Plus.
Mężczyzna podszedł do nastolatków i chrząknął. Obaj chłopcy na moment zapomnieli na chwilę o swojej ofierze i z zaciekawieniem wpatrywali się w trzydziestolatka.
- Ty - wskazał na niskiego chłopaka - jak się nazywasz?
Nastolatek przestąpił z nogi na nogę i zawahał się. Nie wiedział, czy powinien ujawniać swoją tożsamość. Bał się, że ten typ, który tak bardzo przypomina mu jego idola, może być gliną. Postanowił jednak zaryzykować i wyjawić co nieco o sobie.
- Nazywam się Liam Wilson. Czy pan to... - przerwał mu mężczyzna.
- Brian Anderson - podał mu rękę a chłopak z wahaniem uścisnął ją. - Skoro mnie znasz, to pewnie wiesz, czym się zajmuję.
Chłopak pokiwał energicznie głową i zdjął kaptur z głowy, dzięki czemu mężczyzna mógł mu się dokładnie przyjrzeć.
- Chcę zaproponować ci współpracę i to od zaraz. Jesteś gotowy opuścić swojego... koleżkę i udać się ze mną , by odmienić twoje życie?
CZYTASZ
Nastoletnia złodziejka
Teen FictionAmy nigdy nie poznała swoich rodziców. Od lat mieszkała na obrzeżach Manhattanu wraz ze swoim szefem Brianem, który nauczył ją różnych technik złodziejskich. Dziś Amy jest jedną z najlepszych "podopiecznych" Briana. Posługując się jego radami i zasa...