Rozdział 10

5.8K 165 9
                                    

Wyciągnęłam spod szafki telefon, na wyświetlaczu było już po dziewiątej, a ja miałam jeszcze złożyć zeznania, już byłam spóźniona do szkoły, zajebisty dzień się zapowiadał.
Pan Luck stał obok mnie, czekając aż wezwą go do przesłuchania.

— Jesteś głupia.

— Wole stwierdzenie mądra inaczej.

— Po prostu głupia, jak mogłaś wdać się w dyskusje z tym bandytom?

— Normalnie? — popatrzyłam na niego. W jego oczach krył się podziw zmieszany z zaskoczeniem.

— Serio jesteś dziwna — zaczął się śmiać. Szturchnęłam go lekko w bok.

— Tak, a pan jest chory na głowę, nadal nie mogę uwierzyć, że patrzył pan bezczelnie na mój tyłek! Niech się pan leczy!

— Przecież Ci mówiłem, że nie patrzyłem na twój tyłek! — stanęłam przed nim ze skrzyżowanymi rękami, by zobaczyć jego reakcje, gdy będzie odpowiadał.

— Ach tak? To w takim razie, na co pan patrzył? —w tym momencie stał się czerwony jak burak i uciekał oczami od mojego wzroku.

— Taka odpowiedź mi wystarczy, niech się pan leczy. — Miałam jeszcze coś dodać, ale uratował go policjant.

— Na początku chcę zaznaczyć, że potrzebuje usprawiedliwienia do szkoły. — powiedziałam, idąc za dość młodym policjantem. Jak już miałam tu siedzieć kolejną godzinę, to przynajmniej niech mi napiszą usprawiedliwienie, chociaż pewnie wystarczyło to, że pan Luck był tam też i mógł mnie sam usprawiedliwić.

Policjant zaprowadził mnie do dwóch innych glin, tylko że tamci nie byli w mundurach, zgaduje, że byli to kryminalni. Stałam teraz przed dziewczyną po trzydziestce i facetem po czterdziestce, którzy coś notowali.

— Po proszę dokumenty. — odszukałam w plecaku portfel a z niego wyciągnęłam legitymację szkolną, jedyny dokument, który miałam.

— Eve Shadow... — zanotował mężczyzna. Kobieta przyglądała mi się uważnie.

— Pyskata nastolatka, która drażniła się z jednym z bandytów.

— Tak to ja. — skrzyżowałam ręce na piersiach i uśmiechnęłam się triumfalnie.

— No więc niech pani opowie, jak to się stało, że wdała się pani w dyskusje z jednym ze złodziei?

— To wszystko przez przypadek. Za mną był mój nauczyciel fizyki i sobie rozmawialiśmy, on mnie rozdrażnił i wtedy przyszedł ten złodziej i powiedział, żebyśmy się zamknęli, a ja byłam wkurzona i zanim zdążyłam się ugryźć w język, to się zaczęło, no i nie mogłam tak po prostu przestać, bo to nie w moim stylu. — policjanci zdezorientowani popatrzyli na siebie.

— Nie zdążyli państwo zanotować?

— W sumie to tak, ale nie ważne, powiedz, jak wyglądali bandyci.

— Mieli kominiarki, więc nie za bardzo mogę powiedzieć, jak wyglądali, ale ten, z którym rozmawiałam, miał duże zielone oczy, były wyższy ode mnie na oko o pięć centymetrów i był dobrze zbudowany. — nie sądzę, by te informacje im szczególnie pomogły, ale na pewno się przydały.

— A o czym rozmawialiście?

— W sumie to tak jakby to była kłótnia, dziwna, ale kłótnia.

— Czy powiedział coś szczególnego, co zapadło ci w pamięć? — brunetka z niebieskimi oczami wychyliła swój nos spod notesu i bacznie mnie obserwowała. Nagle przypomniałam siebie słowa, które ten facet wypowiedział, zanim uciekli, aż przeszły mnie ciarki na samo wspomnienie.

— Właściwie to tak. — w moim gardle utworzyła się wielka gula, zaczęłam się bać tych słów, a co jeśli on po mnie naprawdę wróci? — Kiedy mieli już uciekać, ten zielonooki powiedział: „podobasz mi się, wrócę po ciebie” dokładnie tak powiedział, czy mam się bać? — brunetka popatrzyła na szatyna, po czym na mnie.

— Nie sądzę, ale na wszelki wypadek, będziemy Cię obserwować — szatyn podał mi swoją wizytówkę. Rick Rooth, starszy aspirant wydziału kryminalnego.

— Dzwoń, pisz w razie potrzeby.

— Okej, ale nadal potrzebuje usprawiedliwienia do szkoły. — wyprostowałam się, a z mojej twarzy zniknął uśmiech.

— Poczekaj chwilę. — mężczyzna odszedł do nieoznakowanego auta, a ja zostałam z brunetką. Po chwili wrócił, trzymając w ręce kartkę.

— Proszę, bardzo o to twoje usprawiedliwienie.

— Na cały dzień? Jestem spóźniona zaledwie na dwie godziny. I co teraz mam iść do domu?

— Tak, dobrze będzie, jak odpoczniesz.

— Czuję się świetnie, ale okej. Mogę już iść?

— Nie. Ostatnie pytanie. Skąd wiedziałaś, że broń jest zabawką?

— Nie wiedziałam, miałam nadzieję, że jest i tak też podpowiadał mi mój szósty zmysł, a jakby niebyła to cóż, umarłabym, o jednego chama mniej na świecie. — uśmiecham się i powoli odwracam na pięcie.

— Mogę teraz iść?

— Tak. — uśmiechnął się Rick, odprowadzając mnie wzrokiem.

Muszę zadzwonić do mamy. Chociaż może lepiej nie, powiem jej o tym prosto w oczy. Przeszłam obok nauczyciela fizyki, którego prowadził policjant do kryminalnych, i skierowałam się na przystanek autobusowy, a moim celem była firma, w której pracowała moja mama.

Nie mogę Cię kochać ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz