Rozdział 23

3K 89 14
                                    

Życie jest zwykłą kurwą.

Zabiera najlepszych, zostawia najgorszych.

Przyjechaliśmy do Aleksy, ale było już za późno. Nikt nam nie otworzył drzwi. Powiadomiliśmy jej mamę, że coś się stało. Niestety byliśmy przed nią. Może gdyby była w domu...

Weszliśmy do pokoju Aleks.
Wisiała tam.
Powiesiła się.
Podbiegłam sprawdzić, czy żyje, ale było za późno. Była zimna jak lód.
Zanim się powiesiła, po śladach na jej rękach i wokół krzesła, stwierdzam, że próbowała podciąć sobie żyły, ale ból był nie do zniesienia. Wybrała szybszy sposób.
W tym momencie zaczęłam nienawidzić fizyki. Nienawidziłam siebie, że jej ją wytłumaczyłam.

Mama Aleks zemdlała na widok wiszącej córki. Zadzwoniliśmy po pogotowie i policję.
Przyjechali 5 minut po wezwaniu. Pierwsza przybyła karetka. Dała coś na uspokojenie mamie Aleks. Nam też chciał coś dać, Luiza wzięła, ale ja nie chciałam. Wtuliłam się w Luizę i zaczęłam płakać. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów, zaczęłam płakać.

— Przepraszam... — zaczął policjant — znalazłem to w pokoju dziewczyny. To chyba list pożegnalny.

Podał mi wyrwaną z zeszytu kartkę w folii. Od razu rozpoznałam pismo Aleks. Zawsze pisała starannie. Nie to, co ja. Byle by się tylko odczytać. Łzy spływały mi po policzkach, kiedy zaczęłam czytać:

Wiem, że robię źle. Wiem, że nie będzie wam lepiej, jak mnie już nie będzie, ale tak będzie lepiej dla mnie. Może wydawać się to egoistyczne, ale to wy byliście egoistyczni. Zapatrzeni wiecznie w siebie nie widzieli cięć na moich nadgarstkach. Długie rękawy w lecie? Normalka, taka moda. Gwałt tylko pogorszył mój stan, a ciąża jeszcze bardziej. Przepraszam, ale ja nie daje już rady. Niby wiecznie uśmiechnięta, a jednak smutna w środku. Codziennie zakładałam maskę szczęśliwości na twarz. Tylko moje oczy mówiły prawdę.
Najbardziej szkoda mi Eve. Tylko ona czuła mój ból. Jednak zostawiła mnie w najtrudniejszych dla mnie momentach. Stała się naprawdę szczęśliwa.
Teraz czas pomyśleć o sobie.
Księżyc jest teraz taki piękny. Zostawię wam trochę mojej krwi na kartce, ale nie przetnę żył, bo moglibyście mnie jeszcze uratować. Kiedy to czytacie, ja zapewne już wiszę. Dzięki Eve za korki z fizyki. Właśnie się przydały. Anioł właśnie po mnie przyszedł.
Wybaczcie mi, to nie było moje miejsce. Zły czas, złe miejsce, źli ludzie. This is my happy ending. Bay.

Upuszczam kartkę na podłogę i wybiegam z mieszkania. To wszystko moja wina? W tym momencie znienawidziłam fizykę jeszcze bardziej. Nienawidzę siebie. Jak mogłam nie zauważyć, że jest z nią znów coś nie tak? Myślałam, że po tym z gimnazjum jej przeszło. Jak widać, dusiła to w sobie. Jestem do dupy przyjaciółką.
Nie wiem, jak i kiedy, ale dotarłam pod swój dom. Weszłam do środka. Łzy przestały płynąć, ale ślady po nich pozostały.
Odpowiedziałam mamie, co się stało.
Chciałam, żeby to był zły sen. Gorzej być nie mogło.

— Martwiłam się o ciebie córciu! — mama przytuliła mnie mocno. Gdyby nie to, co się stało, nie pozwoliłabym jej się przytulić. Nigdy nie lubiłam się przytulać. Teraz potrzebowałam tego, jak nigdy.

— Która godzina? — mama odsuwa się ode mnie i robi zdziwioną minę. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała ani nie takiego pytania.

— Już dochodzi trzecia nad ranem.

— Powinnaś pójść spać. Jest późno, a ty rano masz ginekologa. Dam sobie radę. — mama podchodzi bliżej mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Gładząc mój policzek, mówi:

— Zawsze dajesz sobie radę. Nie mam żadnych wątpliwości, że dziś też tak będzie.

Odwzajemniam jej uśmiech i odprowadzam ją pod jej sypianie, po czym kieruję się w stronę swojej.

Nie mogę Cię kochać ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz