Rozdział 1

14 1 3
                                    

Zdmuchnęła ostatnią świeczkę na torcie. Zaraz wyjmie z ozdobnej torebki tego puchatego, niebieskiego misia. Wczoraj przekonałem jej rodziców, by ozdobili go białą wstążką związaną w kokardkę. Ona uwielbia takie rzeczy.

Ma zaledwie trzy latka i wygląda jak różyczka. Żółta. Jest delikatna, wesoła inteligentna. To najmądrzejsze, najbardziej współczujące dziecko na świecie. Nigdy nie spotkałem kogoś tak dobrego. Dałaby wszystko, żeby uszczęśliwić innych. Zawsze dzieli się tym co ma. Nie ma na świecie przedmiotu, który musiałaby mieć. Jest cudowna.

O. Już otwarła prezent. Właśnie przytuliła rodziców. Trzyma też misia. „Kocham was". To jej najszerszy uśmiech do tej pory. Później to zanotuję. Nie mogę zapomnieć o czymś tak wyjątkowym, a z doświadczenia wiem, że wypieranie z pamięci różnych wspomnień przychodzi niezwykle łatwiej. O wiele łatwiej niż zachowywanie ich.

19:32. Chyba czas na dobranockę. Reklama trwała dokładnie dwie minuty. Teraz czas włączyć telewizor. Nie pozwolę na zniszczenie tego rytuału. Chcę, żeby ta różyczka była najszczęśliwszą dziewczynką na świecie. Nie dopuszczę by na jej twarzyczce pojawił się choćby cień smutku, żalu, rozczarowania, bólu. Jej świat będzie idealny. Zawsze.

Tabaluga. Ania kochała tę bajkę, kiedy była w jej wieku. Widzę, że mojej małej też się podoba. Ale już późno. Zaraz trzeba iść spać. Umyć ząbki, przebrać w piżamkę, przykryć kołderką i śnić.

Trochę mi przykro, że czas mija tak szybko. Jakby przeciekał przez moje palce, kiedy chcę by choć na chwilę zwolnił. Im bardziej tego pragnę, tym bardziej robi mi na złość. To dlatego wszystko zapisuje, chociaż, tak naprawdę, nie mam kiedy tego robić. Ale przysięgam... Staram się.

Mam jedno, jedyne marzenie. I chociaż wiem, że się nie spełni, lubię sobie wyobrażać, że kiedyś się uda. Że wybiorę jeden moment mojego lub czyjegoś życia i go zatrzymam. Że będę go przeżywać w każdym dniu, każdej godzinie, minucie, sekundzie. Że zostanę tam na zawsze. W tej małej, maleńkiej chwili.

Chyba się rozkleiłem. To głupie, a jest już tak późno. Moja różyczka musi iść spać, bo jutro nie da rady wstać do przedszkola. To był dzień pełen wrażeń i na pewno jest bardzo zmęczona. Dobrze, że już leży w łóżku. W takim razie czas na zwyczajowe oględziny. Brak potworów pod łóżkiem, brak smoków w szafie, brak wampirów za komodą, brak wilkołaków w ogrodzie. Jeszcze najważniejsze. Brak komarów. Wiem, że to mało przerażające, ale ich ukąszenia swędzą.

Więc teraz, jaki mamy dzień, jaki to dzień? Ach, tak... Czwartek. Czyli tym razem kołysanka. Może coś starego? Albo z bajki? Nie, to bez sensu. A jakby tak kołysankę o słoniach? To naprawdę jest idiotyczne. Przecież ja nie umiem śpiewać. W ten sposób prędzej wystraszę moją różyczkę na śmierć niż ją uśpię. Dlaczego mnie do tego zmusili?

Uff, udało się. Śpi. Boże, jaka ona jest śliczna. Kocham to dziecko. Nachylam się nad nią, całuję ją w czoło, a na poduszce zostawiam białe pióro.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Śpij słodko różyczko

Błagam, na wszystkie świętości zaklinam Cię Panie, niech będzie bezpieczna. Poświęcę każdą chwilę, cały czas, wieczność, moje życie, jedyne marzenie... Ale niech będzie bezpieczna.

Szkoda, że to niemożliwe, że czas płynie tak szybko. Jeszcze tylko dwadzieścia trzy pióra, osiem tysięcy czterysta jeden pocałunków w czoło, osiemset sześć tysięcy czterysta dziewięćdziesiąt sześć jej uśmiechów i dwanaście milionów dziewięćdziesiąt siedem tysięcy czterysta czterdzieści moich spojrzeń. A potem będzie już tylko nieskończony ocean łez.

To naprawdę smutne, że moja kochana różyczka nigdy nie dowie się, że tu jestem.

AngelusWhere stories live. Discover now