Siedział na kanapie i wpatrywał się w rozpalony kominek. Nawet nie zastanowił się nad tym, dlaczego dom jest ogrzewany, kiedy na zewnątrz temperatura oscylowała około trzydziestu stopni. Nie zwrócił uwagi na cztery koty, które zaciekawione gościem, łasiły się do jego nóg, a jeden z nich usadowił się na jego kolanach.
- Mruczek jest niezwykle ufny wobec każdego. Zachowuje się bardziej jak pies niż kot – powiedziała Dalia, wchodząc do salonu. Postawiła tacę z herbatą i filiżankami na stoliku, po czym usiadła naprzeciwko bruneta.
- Ż... Że co? – Jej kolor tęczówki był identyczny jak jej matki. Matki, którą zabił. Poczuł gulę zaciskającą się w gardle i panikę owładającą jego ciałem.
- Koty to specyficzne zwierzęta, widzą więcej niż inne stworzenia, nawet ludzie. Widzą świat „pomiędzy", to, czego nie widać. – Nalała im herbaty i przesunęła w jego kierunku cukiernicę. Stiles podniósł filiżankę i powąchał napar, starając się zidentyfikować rodzaj herbaty. Owocowa.
- Czy masz na myśli... - wziął głęboki oddech. Podświadomie unikał rozmowy, dla której tu przyjechał.
- Nogitsune? Tak, wciąż emanuje z ciebie pozostałość demonicznej energii. Jest jak zapach, którego ty nie czujesz, a inni przestali to zauważać. Koty to widzą, tudzież czują. Spójrz na Bastet – wskazała palcem na czarną kotkę, schowaną za donicą z drzewkiem. Była cała najeżona i łypała groźnym wzorkiem na Stilesa.
- Ale nie rzuci się na mnie? – Przełknął głośno ślinę. Dalia pokręciła głową. – Skąd wiesz... Wiesz o Nogitsune? Jesteś... Kotołakiem?
Dalia roześmiała się głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem. Odchyliła się, opierając o kanapę i założyła nogę na nogę. Przesunęła dłonią po włosach. Stiles wpatrywał się w nią z napięciem i dał się zwieść uśmiechowi dziewczyny, która ukrywała za nim zmieszanie. Zastanawiała się co mu odpowiedzieć. Stiles chrząknął cicho, gdy Dalia przestała się śmiać, jednak cisza przeciągała się nazbyt długo.
- Nie jestem jak twoi przyjaciele. Nie jestem ani trochę podobna do twoich przyjaciół, tego wilkołaka i kojotołaka. Nic mnie nie pogryzło, taka się urodziłam...
- Jak Lydia? – Chłopak wyprostował się, przyglądając się dziewczynie uważnie. Tap odniosła brwi zaskoczona.
- Ta Banshee? Nie jestem Banshee, jeśli o to pytasz. – Pokręciła głową. – Nie powinniście drążyć tematu mojej osoby. Tak będzie najlepiej dla was. Dla mnie. Mam wielu wrogów, świat nadprzyrodzony niezbyt za mną przepada.
- Dlatego się tak często przeprowadzasz? – Szybciej zakłapał dziobem niż pomyślał. Jak zwykle. Dobry humor z Dalii uleciał jak powietrze z balona. Zmarszczyła brwi groźnie, a Stilesa ogarnęło nieprzyjemne uczucie.
- Skąd wiesz? – zapytała ostro.
- Bo... To moje miasto... Przy-przyjeżdżasz znikąd, z kupą pieniędzy i odkrywasz moją tajemnicę... Nie.. Nie sądzisz, że chciałbym wiedzieć skąd TY wiesz? – wymamrotał, a koniec wypowiedzi powiedział już pewnie, wypinając pierś do przodu. Tak, to ona wtargnęła do ich miasta. To ona powinna się tłumaczyć.
- Masz rację. Ale nie grzeb w obcych sprawach. Przyjechałam tu, do tego miasta, bo szukam matki. Chcę ją znaleźć i żeby zamieszkała ze mną.
- Ah... - Spuścił wzrok, gdyż nie chciał, by dziewczyna spostrzegła strach w jego oczach. On wiedział, że już nigdy nie będzie miała szansy zamieszkać ze swoją matką. Przez niego. Zacisnął powieki, gdy przed oczami stanął mu obraz kobiety w Eichen. Zacisnął palce na swoich kolanach. Kot z miauknięciem zeskoczył z jego ud i pobiegł w kierunku kuchni. Dalia podniosła się i usiadła obok chłopaka, obejmując go ramieniem.
CZYTASZ
Dziewczyna bez cienia |Teen Wolf|
FanfictionW Beacon Hills przez ostatnie miesiące było za spokojnie. Na byłej działce Hale'ów, zostaje odbudowana rezydencja, którą kupuje Dalia Aljinn z Europy. Czy nie zraziła jej historia domu? Kim tak właściwie jest? Co sprowadza ją do Beacon Hills? Sti...