7. Nadzieja umiera ostatnia

246 21 2
                                    



Witajcie. Dzisiaj mam do was parę spraw, więc liczę na odzew.

Nim przeczytacie rozdział - pamiętajcie, mimo iż Dalia jest główną bohaterką i moją kreacją, nie utożsamiajcie mnie, autorki z nią, jako postacią. Jest to tylko fikcyjna postać której nadałam pewne cechy/wartości, zarówno pozytywne jak i negatywne - które niekoniecznie są moimi cechami, poglądami, zachowaniami. Chciałam wam o tym przypomnieć, gdyż niekiedy zdarza się, że czytelnicy mogą odebrać szczególnie sposób myślenia głównego bohatera jako ten autora - a niekoniecznie chciałabym być taka jak Dalia ;).

Druga rzecz - czy macie jakieś uwagi w szczególności do postaci. Jest to FanFiction o TeenWolf a z pewnością po rozdziałach zorientowaliście się, że pewne postacie tu są mało widoczne, bardziej sami główni bohaterowie. Akcja mojego ff dzieje się po piątym sezonie - jeżeli brakuje wam jakichś postaci spoza tych, które występują tu nader często - dajcie znać, jakie to są.

Ostatnia sprawa- na dniach zacznę publikować nową książkę - " hushh demons callin' ". Będzie ona romansem/fantastyką, jednak nie będzie fanfiction :). Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. Postaram się, żeby nie odbiło się to na "Dziewczynie bez cienia" - rozdziały pojawiają się i tak rzadko, przede wszystkim dlatego, że staram się dawać tutaj 150% z siebie, oraz druga osoba na xxSummerBerries poprawia, sprawdza, daje swoje komentarze co powinnam zmienić - wszystko po to, żebyście czytali te rozdziały z przyjemnością ;). 

Wiecie, że niedługo stuknie rok temu fanfiction :D? 


***

- Mason, czy widzisz coś nienormalnego, niezwykłego? – Corey spytał chłopaka zrezygnowany, wierząc, że jego bystry wzrok coś zarejestruje. Mason jednak pokręcił przecząco głową. Jego nadzieja na znalezienie czegokolwiek również zbliżała się do dolnej granicy.

Kręcili się już po polanie od godziny, szukając jakichkolwiek nienaturalnych oznak. To znaczy, nie tylko ich dwójka, lecz także Scott, Liam i Malia. Dziewczyna jednak zajmowała się próbami pocieszenia Lydii, co w wypadku jej niskich umiejętności socjalizacyjnych przynosiło raczej mierny skutek. Klepała ją niezbyt delikatnie po ramieniu, nie panując nad swoją siłą i mamrotała słowa pocieszenia, że nic się nie dzieje, że dobrze, że jej wizja była fałszywa. Nie rozumiała, co tak naprawdę przeżywa truskawkowo-włosa. Lydia była roztrzęsiona faktem, że jej umiejętności Banshee przywiodły ją w absolutnie zwyczajne miejsce. W przypływie paniki, stwierdziła, że na pewno jest tu ktoś zakopany. Opadła na kolana i odgarniała dłońmi kawałek ziemi tuż pod jej nogami. Spodziewała się, że w każdej chwili natrafi na zimne ciało. Oczyma wyobraźni widziała jak spod grudek czarnej gleby wystają sine palce, których martwą skórę przypadkiem zdziera za długimi paznokciami. Była tak pochłonięta tą wizją, że oczekiwała jej realizacji w każdym momencie. Kopała w amoku, łamiąc paznokcie na większych kamyczkach, boleśnie raniąc opuszki na ostrych zakończeniach gałązek. Dopiero Scott, siłując się z nią najpierw, podniósł ją z kolan i wytłumaczył, że rozgarnianie kawałka dziesięć na dziesięć centymetrów nie ma najmniejszego sensu przy polanie wielkości niewielkiego boiska. Obiecał jej, że przeszukują miejsce i znajdą ciało. Nic jednak nie mogli znaleźć, nic nie czuli, żadnej krwi, ani nawet zapachu innego człowieka, niż oni sami. Oczy Scotta zapłonęły czerwienią, kiedy raz jeszcze rozejrzał się wokół, usiłując dostrzec rzeczy niewidoczne dla jego ludzkiego wzroku. Wciąż nic. Oprócz frustracji i braku zrozumienia skąd wizja, kiedy polana okazała się pozbawiona wszelkich śladów nadprzyrodzonych. Zwykła polana, której skryć nie chciała nawet wieczorna mgła. Alfa zmarszczył brwi. Mgła trzymała się z daleka. Kłębiła się na granicy, wyciągajc swoje widmowe macki w kierunku traw, jednak gdy tylko muskała pierwsze źdźbła, cofała się gwałtownie, bądź rozpływała w powietrzu. Już miał zwrócić na to, kiedy przerwał mu głos przyjaciela.
- Tu jest coś wyryte – odezwał się Mason. Dotknął opuszkami palców wcięcia w korze. Nie tylko ze względu na późną porę nie zauważył tego od razu, ale samo wyrycie było niedbałe i słabo widoczne. Była to jakaś sekwencja linii i zagięć, której nie rozpoznawał. Może nieudane serduszko zakochanej pary? Wzór nawet nie zamykał się, był jednym ciągiem. Może jakiś dowcip?
- Tu też coś jest – zauważył Liam, który stał dziesięć metrów dalej i po spostrzeżeniu kolegi, zaczął przyglądać się pieniom drzew. Przeszedł kolejne parę metrów. – Tu jest kolejne. Identyczne.
Wszyscy zebrali się wokół blondyna. Scott dodatkowo oświetlił go latarką. Wzór był głęboki, na dwa centymetry, nie było to zwykły wydrapany wzór w korze. Ktoś musiał wykonać go z pełną premedytacją, chciał, by wzór pozostał i nie dało się go pozbyć. Podszedł do kolejnego pnia. Tak samo głęboko. I kolejnego. Wzór się powtarzał, jedynie kształt lekko był naruszany przez fakturę kory. Wszyscy rozeszli, chcąc zobaczyć, ile drzew zostało oznaczonych w ten sposób. Po szybkich oględzinach, okazało się, że cała polana jest nimi okrążona. Wgłąb lasu nic nie znaleźli. Jakby pierwszy i część drugiego rządu drzew tworzyły barierę wewnątrz nierównego leśnego okręgu.
- To jest po ar... - Lydia zaczęła mówić, i wyciągnęła dłoń by dotknąć wyrycia. W momencie, gdy jej opuszki palców dotknęły wgłębienia, jej słowa przemieniły się w przeraźliwy krzyk. Upadła na kolana i złapała się za skronie, czując jak nieznana siła odrzuca ją i sprawia ból. Natychmiast wszyscy się zbiegli i pomogli dziewczynie wstać. – To pułapka... Czuję ogień. Oparzyłam palce – wyciągnęła dłoń. Na palcu wskazującym już pojawił się pęcherz wypełniony ropą. Jej kolana drżały w niezrozumiałym dla umysłu lęku. Gdyby nie uścisk Stilesa na jej ramionach, z pewnością ponownie wylądowałaby na kolanach.
- Co to jest? Nas nie oparzyło. – Malia dotknęła palcami napisu, a kiedy nic się nie stało, przyłożyła całą dłoń, poklepując go jakby to miało coś zmienić. Czuła tylko szorstką teksturę kory i lepką żywicę. – Nic. Dotknij jeszcze raz.
- Nie! – Scott ostro zaoponował, łapiąc za nadgarstek kojotołaka, kiedy ta próbowała sięgnąć po dłoń Banshee. Nie chciał narażać przyjaciółki na bezcelowy ból. – Powinnaś wrócić do domu i pójść spać – wymamrotał i pozwolił Lydii podeprzeć się o jego ramię. Poprowadził ją do samochodu.
- Mason. Zrób zdjęcie – poleciła Lydia słabym głosem. Lekko zachwiała się, tak, że Scott musiał złapać ją w talii. – To jest po arabsku lub persku. Nie znam słów, ale te ;litery są zapisem tych języków. Może kurdyjski jeszcze... Nie wiem... Czuję się okropnie – westchnęła i przymknęła oczy. Bała się, ale nie chciała przyznać się innym. W chwili, gdy dotknęła napisu, poczuła palący ogień i tysiące krzyczących głosów. Nie rozumiała co krzyczą, nie rozumiała sensu, wiedziała jednak, że kryje się za tym coś niebezpiecznego. Coś z czym Beacon Hills nigdy nie powinno mieć do czynienia.

Dziewczyna bez cienia |Teen Wolf|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz