"Zmarnowała lata szkolne, myśląc tylko o tym, żeby wreszcie być dorosła, a teraz zmarnuje resztę życia, starając się zatrzymać czas. To jej recepta na życie:przebiec ten najglupszy dystans jak najszybciej, a potem zatrzymać się na tak długo, jak można." *
Pewna staruszka zasypiała w fotelu z albumem otwartym na kolanach. Przeglądała zdjęcia swoich rodziców ze ślubu, jej rodzeństwa, portret taty z czasów, gdy służył w armii. Miała już bardzo słaby wzrok i okulary niewiele jej pomagały.
— Czy to pani w młodości, pani Pevensie? — zagadnęła ją Anna, pochylając się nad albumem. Musiała mówić bardzo głośno, aby staruszka ją słyszała.
Anna była sąsiadką tej kobiety przez wiele lat, jej mama zapraszała ją do ich domu na podwieczorki. Zaczęła jej pomagać, gdy stało się dla niej jasne, że pani Zuzanna nie ma już nikogo innego, kto mógłby się nią opiekować.
Dziewczyna wskazała na zdjęcie przedstawiające panią Pevensie z jej młodszą siostrą. Obie miały na sobie sukienki sięgające do kolan, roześmiane twarze i włosy rozwiane przez wiatr. Stały na moście i trzymały się za ręce.
— Byłyśmy wtedy nad morzem, z rodzicami — wyjaśniła, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. Pogładziła czarno-białą fotografię palcem. — Moja siostra, Łusia bardzo lubiła pływać — dodała, przenosząc spojrzenie na Annę.
Kobieta usiadła obok niej, odkładając miotłę na bok i powiedziała:
— Wyglądacie na bardzo szczęśliwe. — Przesunęła palcem po albumie i wskazała na inne zdjęcie, przedstawiające całą czwórkę rodzeństwa. — A jacy byli pani bracia?
— Uwielbiali rywalizować. — To mówiąc, zaśmiała się. — Ten jasnowłosy to Piotr, był z nas najstarszy. Był odważny i odpowiedzialny, zawsze starał się o nas dbać — wyjaśniła. Po chwili pogładziła róg fotografii, wskazała niższego z braci i dodała: — Młodszy miał na imię Edmund. Kiedy byliśmy mali, lubił zachodzić wszystkim za skórę. Potem spoważniał, może nawet bardziej, niż Piotrek.
— Czy mogę spytać... — zaczęła nieśmiało Anna — jak zmarli?
Staruszka zamyśliła się. Odłożyła album na stolik i odparła:
— Zginęli w wypadku.
— Bardzo mi przykro.
— Mi też było przykro. — Kobieta nagle ożywiła się. — Zginęli wszyscy, a ja zostałam tutaj.
Wydała się Annie bardzo zdenerwowana, dlatego nie ciągnęła tego tematu. Domyślała się, że stracenie rodziny tak nagle musiało być dla niej wielką traumą.
— Wiesz, nie żałuję, że nie ma ich tutaj — dodała po chwili, podniosłym tonem. Zupełnie, jakby chciała przekazać jej coś bardzo ważnego. — Po prostu żałuję, że nie ma mnie z nimi.
Annie nawet przez głowę nie przeszło, że te słowa mogą mieć głębsze znaczenie.
— Przeżyliśmy kiedyś piękne przygody — powiedziała, wpatrując się w jeden punkt.
— Opowie mi pani o nich?
— Dużo podróżowaliśmy. Bawiliśmy się i... mierzyliśmy się z różnymi wyzwaniami.— Zamyśliła się, jakby chciała sobie coś przypomnieć. — Koniec końców zawsze wychodziliśmy cało z każdej sytuacji. Mam nawet pamiątkę z tamtych czasów. — Kobieta wyjęła z szuflady mały dzienniczek. Pomiędzy stronami chowała się zasuszona, czerwona róża. — Nie mogę jej wyjąć, bo pokruszy się w moich palcach ze starości. Dostałam ją dawno temu od pewnego młodzieńca.

CZYTASZ
Wezwanie | Narnia fanfiction
Fanfiction"Zuzanna" - Zwycięska praca w konkursie na platformie Sweek - SweekFanFic (2018). Opowiadanie zdobyło 1 miejsce w konkursie Papierowe róże w kategorii 'fanfiction' (2020r.) ❝Kto raz został królem w Narnii, na zawsze nim pozostanie.❞ Opowiadania o ty...