Retrospekcja
Za oknami Wielkiej Sali panowała nieprzenikniona, kimeryjska ciemność, a przez imitujący nocne niebo sufit zamek sprawiał wrażenie niedomkniętej konstrukcji. Jedynie świece, niczym dobre duchy odganiały pochłaniający mrok i było ich tak dużo, że zaczęłam odnosić wrażenie, iż nawet liczba uczniów skupionych w tym pomieszczeniu nie mogła w żaden sposób z nimi konkurować. Ich żar ukazywał swoje piękno w okularach dziewczyny stojącej przede mną, a ja przez resztę ceremonii wpatrywałam się w złocistą barwę jej szkiełek i z obojętną miną czekałam na swoją kolej, by zasiąść na drewnianym taborecie i już od jutra z dumą nosić herb nowego domu. Patrząc przez pryzmat mojej rodziny, a w szczególności mojego taty, wybór wydawał się prosty- Gryffindor. I choć ojciec wiele razy powtarzał mi, że tutaj, w szkole, obchodzimy się ze sobą na płaszczyźnie nauczyciel-uczeń i zachowujemy dystans, to nadal nie mogę pozbyć się wrażenia, iż jakakolwiek inna decyzja Tiary będzie dla mnie niewygodna w skutkach. Stanę się podmiotem licznych dyskucji, czy to między uczniami, czy w kadrze nauczycielskiej. Dlatego, wiedząc, że podstawą jest odpowiednie podejście do problemu, z góry zakładałam, że trafię właśnie do Domu Lwa. Nie pomyliłam się. Gdy spokojna usiadłam przy stole Gryffindoru, starałam się nawiązać z ojcem kontakt wzrokowy. Kiedy mi się to udało, posłał w moim kierunku ciepły uśmiech, był ze mnie dumny. Ja z siebie też byłam, że go nie zawiodłam.
Po kilku dniach spędzonych w szkole zrozumiałam, że życie ucznia jest koszmarem. A egzystencja ucznia, który ma znanego ojca, który na dodatek pracuje w szkole, to już istny Hades, a nawet istny Tartar. Kilka dni po ceremonii, w szkole rozpoznawał mnie już każdy, a gdy przechodziłam przez korytarz, uczniowie wpatrywali się we mnie jak w jakiś muzealny artefakt. Nie nawiązywałam z nikim głębszej relacji, dlatego że każdy chciał przyjaźnić się z moim nazwiskiem, a nie z moim sercem. I choć miałam wielu znajomych, to nikt nie miał prawa mówić, że przyjaźni się z Hortense Dumbledore.
Tak myślałam do momentu, aż poznałam Haviusa.Zobaczyłam go w poniedziałek, siedział na jednej z ławek i patrzył się w krajobraz za oknem. W złotawe liście, które spadłszy na ziemię, zaczęły tworzyć asymetryczne wzory. W coraz to uboższe gałęzie drzew, które to właśnie, choć jest to paradoksalne, na zimę zaczęły zrzucać swój pancerz. W brukowe ścieżki, na których coraz rzadziej pojawiali się uczniowie Hogwartu. W chandrę wiszącą w powietrzu, która zaczęła zaglądać w każdy zakamarek parku i w drugie skrzydło zamku, które idealnie wpasowywało się w surowy klimat panujący na zewnątrz. Nie widziałam jego twarzy, był odwrócony. Wydawał mi się, jak na swój wiek, niesamowicie dojrzały. Potem spotykałam go jeszcze kilkakrotnie. Zawsze w tym samym miejscu, o tej samej porze. I choć ciągle się w niego wpatrywałam, to on nigdy nie wyczuł na sobie mojego zaintrygowanego wzroku. Każdego dnia byłam o krok bliżej niego, ale nigdy na wystarczającą odległość, by dotknąć jego ramienia, sprawiając tym samym, że się odwrócił. Nazywałam go Chłopcem bez Twarzy. I choć odczuwałam potrzebę ujrzenia jego oblicza, to był jedynym człowiekiem, z którym poczułam taką emocjonalną więź bez porozumienia werbalnego.
-Hortense, wybaw mnie i powiedz, że zrobiłaś to zadanie na historię magii- rzekła do mnie któregoś dnia Virginia Abbott, wyrywając mnie tym samym ze stanu głębokiego zamyślenia. Lubiłam ją. Była piegowatą jak indycze jajo blondynką i zawsze chodziła w dwóch nierównych kitkach.
-trzeci zeszyt od góry-odpowiedziałam, siedząc na parapecie i nie zaszczycając jej spojrzeniem.
Często to robiłam. Po kilku tygodniach nauki byłam ulubienicą nauczycieli, choć mając jedenaście lat niespecjalnie mi na tym zależało. Nie obchodziło mnie, że dzięki temu zdobędę w przyszłości dobrą pracę, bo nie byłam tego jeszcze zbyt dobrze świadoma. Uczyłam się, ponieważ chciałam, by ojciec był ze mnie dumny. To właśnie z Transmutacji miałam najlepsze oceny i nie było to efektem przypadku. Na tym przedmiocie często też pracowaliśmy w parach i właśnie dzięki temu poznałam moją małą obsesję.-Havius, będziesz ćwiczył z Hortense, a ty, Cynthio, z...
Mój wzrok momentalnie zaczął szukać mojego nowego partnera i zobaczyłam, jak w moim kierunku zmierza niewysoki chłopak z lekko kręconymi, ciemnymi włosami, którego pasemka lśniły jak czyste srebro i z uśmiechem większym nawet od uśmiechu naszej nauczycielki zielarstwa, a przecież jej uśmiech jest największy. Zaczęłam czuć niewielką presję, dlatego że nigdy nie byłam specjalnie rozmowna, lecz nie chciałam psuć pierwszego wrażenia, więc z wyuczoną pewnością siebie rzekłam:
-Mam nadzieję, że potrafisz mocno trzymać różdżkę, bo wytrącę ci ją zanim się obejrzysz- puściłam mu oczko.
On uniósł kącik ust i zadowolony z takiego obrotu wydarzeń odpowiedział:
-Zakład?
Po skończonej lekcji wraz z czarnowłosym wyszłam z klasy i odprowadziłam go aż pod samą klasę od eliksirów, gdzie właśnie miał lekcje, a potem udałam się na swoje zajęcia.Kolejnego dnia znów znalazłam się przy tej ławce, przy tym chłopcu i przy tym jesiennym krajobrazie, jednak byłam już na tyle blisko, by dosięgnąć jego ramienia. I gdy już moja ręka zawisła w powietrzu, on momentalnie odwrócił się i w końcu mogłam ujrzeć jego twarz.
-Havius?
Polubiłam Krukona od pierwszego spojrzenia, jakie mi przesłał, od pierwszego słowa, które do mnie powiedział i tamtego momentu staliśmy się nierozłączni, ale to wydarzenie sprawiło, że naprawdę go pokochałam. Dzięki tej znajomości nieco zszedł ze mnie cały ten szkolny stres pierwszoroczniaka. Przestałam codziennie do późnych godzin siedzieć tylko w bibliotece, czytać po kilka razy te same książki i wdychać ciągle ten sam zapach, którym są nasiąknięte. Znać na pamięć każdą plamę na każdej stronie i niechcący dokładać nowe. Nie stałam już sama na korytarzu, choć wcześniej robiłam to z wyboru i wykonywałam wszystkie te rzeczy, które robią przyjaciele. I choć nikt nie mógł mi dać gwarancji, że będzie to przyjaźń na lata, ja to po prostu czułam.
Koniec retrospekcjiHej, przychodzę do Was z nową pracą, mam nadzieję, że ktoś będzie to czytał i nie nabawi się trwałych uszkodzeń w mózgu, hahah. Pomysł siedział w mojej głowie dosyć długo, ale dopiero teraz go zrealizowałam. To moje pierwsze opowiadanie, więc z góry przepraszam za błędy i tak, zdaję sobie sprawę, że mam specyficzny styl pisania i nie każdemu może przypaść do gustu, ale jestem pewna, że z kolejnymi rozdziałami nabiorę takie luzu, wiecie, jak mają wszyscy, którzy piszą, oprócz mnie, hah. To pierwszy rozdział, do tego retrospekcja, z czasem fabuła będzie się rozkręcać💞
CZYTASZ
Powiedz w wężomowie, że mnie kochasz || TMR
FanfictionOn był jak wygaszacz- tchnął we mnie światło, a następnie je zabrał.