-Grant, nie obchodzi mnie to, wszyscy w tej szkole chodzą jak cholerne zegarki! I to wszystko przez Riddle'a!- przyspieszyłam kroku i coraz to mocniej zaczęłam ściskać podręcznik trzymany przeze mnie w dłoni.
-Na Merlina, Hortense, uspokój się. Nic na to nie poradzimy, przecież wiesz, że ludzie słuchają tych, których się boją.
Przewróciłam oczami. Na początku wybryki Ślizgona traktowałam z przymrużeniem oka, ale już dawno spostrzegłam, że sprawa nieco wymknęła się spod kontroli i najgorsze było to, iż jak na razie nic nie mogłam na to poradzić. Przetarłam czoło i usiadłam na zimnej posadzce. Było grubo po dwudziestej drugiej, a ja wraz z Haviusem trzeci raz robiliśmy obchód po lewej stronie zamku. Przeniosłam zmęczony wzrok na zmartwionego Krukona i rzekłam:
-Cóż jest takiego złego w mugolakach?
Chłopak zmieszał się nieco i chyba nie potrafił wymyśleć nic sensownego, bo cały czas zamykał i otwierał usta. W końcu wydukał:
-Chyba tylko to, że są mugolakami.
Przewróciłam oczami. Szybko wstałam z miejsca i pogładziłam czarną szatę, po czym zaczęłam kontynuować marsz.
-Coś mi się wydaje, że to idealny moment na założenie jakiejś opozycji... Jesteśmy prefektami, nie możemy pozwolić, by ktoś taki jak Riddle szykanował nasze dzieciaki. Kim on w ogóle jest? Naprawdę jestem jedyną osobą, która się go nie lęka?!- zapytałam i rozłożyłama bezradnie ręce.
-Hortense, przecież ty nigdy nie zamieniłaś z nim chociażby zdania- powiedział spokojnie Grant.
-I wcale nie mam zamiaru, on nie może mieć nic ciekawego do powiedzenia- po tych słowach zauważyłam, że Havius patrzył się na mnie nieruchomym spojrzeniem. A przynajmniej myślałam, że na mnie. Po dłuższej chwili zaniepokoiło mnie to, więc idąc za jego wzrokiem, odwróciłam się i spostrzegłam tylko zielony krawat. Musiałam unieść lekko głowę i trafiłam wtedy na zimne brązowe tęczówki. Przeklnęłam w myślach. Kiedy prowadziłam swój monolog, nawet nie zorientowałam się, że już dawno ominęłam nasze wyznaczone terytorium.
-Och, Dumbledore i Grant! Czy wy przypadkiem nie powinniście mieć obchodu na innym skrzydle?
-Odwal się, Mulciber. Jest czysto, więc postanowiliśmy zakończyć już naszą zmianę- odpowiedział na pytanie Havius, zachowując zimną krew.
Ślizgon mierzył nas chwilę przeszywającym spojrzeniem, a następnie wyciągnął przed siebie rękę i z wyuczoną nonszalancją spojrzał na zegarek.
-Macie jeszcze piętnaście minut obchodu. Wiecie, ile przez tyle czasu może się jeszcze wydarzyć?
Tkwiąc w tej samej pozycji, wciąż patrzyliśmy się na chłopaka.
-Na co czekacie?- zapytał. Wywróciłam oczami i odwracając się na pięcie, pociągnęłam za sobą Krukona. Gdy zniknęliśmy za rogiem, Havius rzekł:
-I co, waleczna Gryfonko, gdzie twoja odważna postawa?- uśmiechnęłam się delikatnie na jego słowa.
-Wypraszam sobie, to ty jesteś tym bardziej elokwentnym. Powinieneś załatwić wszystko swoją dyplomacją. Ja mogę się tylko bić.Następnego dnia siedziałam w Wielkiej Sali i rozmawiałam ze znajomymi z Domu Lwa. Kątem oka zobaczyłam mojego ojca, który zmierzał akurat w kierunku swojego miejsca na piedestale, który był zarezerwowany dla nauczycieli. Westchnęłam cicho. Byłam już na szóstym roku, a moje relacje z ojcem, choć nie były najgorsze, to bynajmniej się nie ociepliły. Bardzo chciałam to zmienić, więc postanowiłam dzisiaj wieczorem się do niego wybrać. Po skończeniu śniadania ruszyłam w stronę stołu Krukonów, gdzie zastałam ledwo żywego Haviusa, który cały czas przecierał oczy ze zmęczenia. Zauważyłam, że jego posiłek został nietknięty.
-Chłopcze, zjedz choć trochę, bo gdy będzie wiatr, to cię nam wywieje- zażartowałam, naśladując głos babci nastolatka, która zwykła tak do niego mawiać, o czym mogłam się przekonać, kiedy spędzałam u niego część zeszłych wakacji.
-To chyba musiało by być tornado- mruknął zmęczony i położył się na stole. Pokręciłam głową i nie reagując, zaczęłam czytać książkę, ponieważ jeszcze godzina dzieliła nas od pierwszej lekcji.
CZYTASZ
Powiedz w wężomowie, że mnie kochasz || TMR
FanfictionOn był jak wygaszacz- tchnął we mnie światło, a następnie je zabrał.