(Nie)udolne podboje

768 43 28
                                    

-Znowu to robisz?
Gwałtownie odwróciłam głowę. Moim oczom ukazał się Havius. Stał nieruchomo w progu, przez co wyglądał jak posąg. Przez półmrok panujący w pomieszczeniu, ledwo dostrzegłam jego zmartwioną minę. Spięłam się na ten widok i gdy dotarł do mnie sens jego słów, nieznacznie pokiwałam głową.
-Jak widać nic się nie zmieniło- uśmiechnęłam się lekko i potarłam oczy. Księżyc odbijał mokre smugi po łzach, które wcześniej spłynęły po mojej twarzy, przez co policzki mieniły się srebrem i przypominały krew jednorożca.
-Och, Hortense, rozmawialiśmy już o tym- Havius przybliżył się do mnie. Skuliłam się, ale nie oderwałam wzroku od jego twarzy. Wyglądał na wymęczonego, jakby jakiś pasożyt, który mieszkał w jego ciele, nie dawał mu spokoju i wysysał z niego całą energię albo jakby całą poprzednią noc męczył się z wypracowaniem dla profesora Slughorna. Chciałabym, żeby tak było, ale nie łudziłam się. To ja byłam temu winna.
-Wracaj, Havius. Nie mogę od ciebie wymagać, abyś ciągle nade mną czuwał. Nie jesteś moim ojcem-
zaszlochałam i zaczęłam tępo wpatrywać się w widok za oknem.
-Iść po niego?- zapytał, a gdy nie odpowiedziałam, ponowił pytanie- czy iść po profesora Dumbledore'a?
-Nie. Odejdź. Dzisiaj nie usnę, nie ma sensu, żebyś ciągle tutaj siedział- spuściłam głowę i zaczęłam nerwowymi ruchami miętolić szatę.
-Nie zostawię cię- Krukon usiadł obok mnie i swoją rękę położył na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się. Jak to dobrze mieć przyjaciela.
-Widzisz ten księżyc, Havius? Ja jestem takim księżycem. Też mam swoją ciemną stronę, ale innym pokazuję tylko tę najjaśniejszą i najwspanialszą.
-Ja też. Nikt nie wie, że codziennie włamuję się do szkolnej kuchni.

-Właściwie to czemu nie jesteś na zajęciach?- zapytałam Mary, biorąc truskawkę do buzi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Właściwie to czemu nie jesteś na zajęciach?- zapytałam Mary, biorąc truskawkę do buzi. Poruszyłam się nieznacznie i poprawiłam kocyk, którym byłam przykryta. Od wczorajszej nocy nadal siedziałam w pokoju wspólnym i zajadałam się różnymi przekąskami, które zapychały nie tylko mój brzuch, ale też głowę, dlatego zapomniałam o tamtych wydarzeniach.
-Ch-chciałam zostać z t-tobą- odpowiedziała, siedząc na kanapie, a jej nóżki były takie krótkie, że nie dosięgały podłogi.
-To miłe, ale już czuję się dobrze, a ty będziesz miała tylko zaległości.
-Drobiazg, w-wszystko nadrobię- wyruszyła ramionami, a jej twarz na chwilę spoważniała- jesteś na coś chora?
-Właściwie to...- Havius, który wcześniej siedział cicho obok Mary na kanapie, teraz podniósł wzrok i zza jej osoby nieznacznie pokręcił głową. Przewróciłam oczami.- Jestem jasnowidzem. Mogę przewidzieć dosłownie wszystko, narodziny, śmierć, niezapowiedziany test czy kto jakie słodycze kupi w Hogsmeade. Ale to jest okropnie uciążliwe. Od kilku dni męczą mnie takie same koszmary. Widzę obłąkanie i niezrozumienie, ciemną płachtę, która pochłania wszystko i wszystkich. Mrok, nad którym nie da się zapanować. Nieokiełznaną siłę, ale jednocześnie jej brak... To okropne czuć coś takiego na własnej skórze- mówiłam, spokojnie ważąc słowa. Momentalnie przypomniałam sobie tamte obrazy, nieświadomie jeżdżąc chudymi palcami po szorstkiej podłodze.
Gryfonka patrzyła na mnie swoimi ciemnymi oczami, które teraz wielkością przypominały galeony:
-Pan Dumbledore wie?
-Tak, wspominałam mu kiedyś o tym. Powiedział, że mój dziadek posiadał ten dar- machnęłam niedbale ręką- ale nie mówmy już o tym.
-Może programy w pytania?- zapytała, a gdy napotkała uniesione brwi Haviusa, dodała- to taka mugolska gra.
-Wiem, co to. Strasznie dziecinne- chłopak skrzywił się, ale gdy napotkał mój karcący wzrok, uniósł ręce- ale ja oczywiście nie mam w naszej paczce żadnego zdania.
Zaśmialiśmy się, a Mary chwilę po tym wręczyła Krukonowi truskawkę, a gdy ten nie chciał jej przyjąć, siłą wepchała mu ją do ust.
-Możemy zaczynać- oznajmiła z entuzjazmem- to... jaki jest wasz ulubiony przedmiot? Mój to zaklęcia i uroki!
-Ja darzę sympatią wszystkie, ale najbardziej lubię obronę przed czarną magią- uśmiechnęłam się ciepło- a ty, Havius?
-Zielarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami- rzekł z lekkim ociąganiem, nie patrząc na nas.
-Czym zajmują się wasi rodzice?- zapytała dzieczynka. Kątem oka spojrzałam na czarnowłosego.
-Są magizoologami. Cała moja magiczna część rodziny się tym zajmuje- uśmiechnął się.
-Mój ojciec jest zegarmistrzem, wiecie, naprawia zegarki... A mama gra na pianinie w miejscowym kościele. A twoi rodziciele, Hortense? O ile znam twojego ojca, to ciekawi mnie twoja mama... Musi być wspaniałą kobietą, skoro wychowała ciebie w taki sposób- wypowiadała te słowa z takim optymizmem, że aż zrobiło mi się niedobrze. Podeszłam do niej, zacisnęłam swoją dłoń na jej chudym ramieniu i zaczęłam nią trząść:
-Jeśli zależy ci na przyjaźni ze mną, to nigdy o niej nie wspominaj. Rozumiesz?! Masz nawet o niej nie myśleć! Wiesz jak to jest wychowywać się bez matki? Nie mieć żadnego wzorca i czuć się głupio w towarzystwie tych wszystkich uroczych mam z pociechami?! Nigdy nie piec z nią świątecznych pierników albo nie wiedzieć, do którego domu w Hogwarcie należała? Czy kiedykolwiek, gdy dojrzewałaś, nie mogłaś zapytać jej, co się dzieje? Czy dorastałaś z myślą, że jesteś w połowie sierotą i nigdy nic tego nie zmieni?! Są ludzie niezastąpieni, a biologiczna matka jest jedną z nich!
-Hortense, uspokój się- Havius zaczął odciągać mnie od pierwszoklasistki, a ja wypadłam z tego dziwnego transu i popatrzyłam zazławionymi oczami na przestraszoną dziewczynę. Kilka razy otwierałam usta. W końcu westchnęłam i potarłam ręką czoło.
-Przepraszam, Mary... Po prostu...
-Rozumiem- uśmiechnęła się, nieco roztrzęsiona i złapała moją rękę, próbując dodać mi otuchy. Zrezygnowana usiadłam na swoje miejsce i przez resztę gry starałam się unikać winnego wzroku Mary i współczującego spojrzenia Haviusa.

Powiedz w wężomowie, że mnie kochasz || TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz