Rozdział I - Początek

2.9K 121 33
                                    



autor: ALICJA WROBLEWSKA

TYTUŁ: BYŁ SOBIE CHŁOPIEC 

ROZDZIAŁ PIERWSZY - POCZĄTEK

Typ: Severitus, SnapeMentor

Zapraszam wszystkich do opowiadania, mam nadzieję, że będzie się Wam je przyjemnie i lekko czytało a mój pomysł przypadnie do gustu. Zapraszam do komentowania i konstruktywnej krytyki ;D 

Miejcie litość :D 

uwaga - po zmianach 8.04.2021. 

betowała: Seya  - dziękuje kochana <3 ;* 


ROZDZIAŁ PIERWSZY - POCZĄTEK




Mały Harry siedział w swojej ciasnej komórce pod schodami, opatulony starą, zniszczoną bluzą po Dudleyu. W ciemności wpatrywał się w wyświechtany kawałek papieru, przedstawiający uśmiechającą się rodzinę z psem. Westchnął tęsknie.

Ciotka Petunia już wstała i wiedział, że zaraz zagoni go do pracy, nieprzyjemnie uderzając w drzwi do komórki. Bał się tego dźwięku, jeszcze nigdy nie zwiastowało to niczego dobrego. Nie chciał być niewdzięczny, ale czuł kłucie w sercu, gdy po inne dzieci w szkole przychodzili rodzice, przytulali je i chwalili. Wujostwo nigdy nie używało jego imienia, w zasadzie to prawie nikt go nie używał. A jego krewni wręcz brzydzili się go dotknąć, jakby był czymś paskudnym.
Szeptał w ciemności: „Harry, nazywam się Harry".

Niestety po chwili jego cichą mantrę przerwał wrzask Petunii:
— Wstawaj, chłopcze! Ktoś musi przygotować śniadanie dla Dudziaczka i Vernona.
— Tak, ciociu – odkrzyknął, krzywiąc się nieznacznie. Jak zwykle to on musiał wszystko robić.
— Nie krzyw się — warknęła na niego — bo na śniadanie będziesz mógł tylko popatrzeć. Niczego się nie umiesz nauczyć, durny bachorze.

Harry spuścił wzrok, poprzedniego dnia, nie dostał nic do jedzenia, bo nie przekopał całego ogródka warzywnego wujostwa. Miał wrażenie, że żołądek przykleił mu się do kręgosłupa.

Szurając nogami, powlókł się do kuchni, żeby przygotować śniadanie zgodnie z życzeniem ciotki.

Już po chwili Harry siedział na podłodze w kącie kuchni, patrząc na śniadanie, które przygotował. Od zapachu kręciło mu się w głowie. Dursleyowie siedzieli przy stole, pałaszując jajecznicę na bekonie. Zastanawiał się, czy tym razem dostanie chleb z masłem albo chociaż resztki ich śniadania. Bo przecież chyba go nie zagłodzą...

— Nie gap się, chłopcze — warknął Vernon. — Czy ty nigdy się nie nauczysz odrobiny kultury? — Uderzył ze złością pięścią w stół.
Harry aż podskoczył i ponownie wlepił wzrok w podłogę.
— Wstań i posprzątaj talerze.
Wiadomo było do kogo mówi, wszelkie formy bezosobowe i polecenia zawsze były kierowane do niego. Posłusznie kiwnął głową.
Później wszystko potoczyło się bardzo szybko, Dudley z hukiem odsunął krzesło i ruszył do przodu, popychając drobniejszego chłopca, który upadł na podłogę.

Wrzask Dudleya rozdarł chwilową ciszę. Talerze potoczyły się po podłodze a odłamek szkła skaleczył mu wierzch dłoni.
Harry skrzywił się z pogardą, jego całe ręce były pokaleczone i krwawiące, niefortunnie wylądował w pozostałościach śniadania. Ale nim nikt się nigdy nie interesuje.
Petunia wpadła do kuchni.

— Patrz, co zrobiłeś mojemu synowi, niewdzięczny szczeniaku! — wrzasnął Vernon, wstając. Żyłka groźnie pulsowała mu na skroni, zacisnął dłonie w pięści. — Nie umiesz nad sobą panować?! Zawsze musisz coś sknocić?!

Szarpnął go za ramię. Głowa chłopca odskoczyła jak szmacianej lalce.

— Sprzątaj! — Odepchnął chłopca, a ten zatoczył się na podłogę. — Ty nieudaczniku! — Głos Vernona ociekał nienawiścią. Warknął, wyrzucając jednym ruchem ręki pozostałe na stole resztki jedzenia do kosza.

Harry spojrzał z utęsknieniem, na drogocenne pożywienie lądujące w śmietniku.
— Ja już Cię nauczę posłuszeństwa, flejo — rzekł, wlokąc przestraszonego chłopca, szarpiącego się rozpaczliwie, niczym rybka złapana na haczyk.
— To nie moja wina! Przepraszam! — mówił gorączkowo Harry. — Więcej tak nie zrobię!

Mężczyzna w odpowiedzi uderzył go wolną ręką w twarz, nawet specjalnie nie patrząc gdzie celuje.
Harry zawisł bezwładnie, czując piekące uderzenie w policzek.

— Zobaczysz, chłopcze, porządne lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a już na pewno nie takim nędznym oszustom jak ty — wysyczał przez zęby z okrutnym uśmiechem. Wysunął ciężki, skórzany pas ze spodni.

Harry zbladł.

***

Severus stał nad kociołkiem, mamrocząc pod nosem. Świetnie się bawił w czasie wakacji. Nie musiał zajmować się tymi durnymi bachorami. Nie musiał udawać uprzejmego. A co najważniejsze, mógł tworzyć nowe eliksiry, ciesząc się ciszą i prywatnością. Eksperymenty były jego pasją od zawsze.

Był najmłodszym Mistrzem Eliksirów w Europie. Jego artykuły o wykorzystaniu sproszkowanego kamienia księżycowego znajdowały się na pierwszych stronach wielu znaczących pism naukowych. Nawet Prorok Codzienny o nim wspomniał. Prychnął z pogardą – ten plugawy szmatławiec śmiał go porównywać do Nicolasa Flamela – co za niedorzeczność.

Przyjrzał się błękitnemu eliksirowi, badając jego konsystencję, stworzył eksperymentalny eliksir wzmacniająco-dożywiający dla syna Lucjusza Draco. Osiem lat – tyle co syn Lilly, który mógł być mój – przemknęło mu przez myśl.
Potrząsnął głową odganiając niechciane myśli i na powrót skupił się na swoim synu chrzestnym. Lucjusz martwił się, że jego pierworodny, a być może jedyny syn, wygląda nędznie, jak zabiedzony szczur – zaśmiał się z własnej myśli. Lucjusz by go zabił, gdyby to usłyszał. Ale dzieciak był chorowity od małego, nie było w nim tej mocy, co w ojcu.
Rozległo się charakterystyczne pyknięcie.

— Pan Malfoy z synem czeka w salonie, sir. — rzekła skrzatka, kiwając głową i trzepiąc uszami.
— Dobrze Nitko, przyprowadź ich do mnie i nie wierć się tak.
— Tak Panie — kiwnęła głową wykręcając sobie słonie — Nitka nie będzie.

Eliksir musiał być pity zaraz po uwarzeniu, a ponieważ był eksperymentalny, lepiej żeby obserwowali reakcje na bieżąco.
Drzwi otworzyły się, Lucjusz wkroczył dostojnym krokiem, zamiatając podłogę rąbkiem bogato zdobionej peleryny. Obok niego dreptał Draco, parodiując dostojny krok ojca.

—  Severusie — głęboki baryton przyjaciela wyrwał go z zamyślenia.
— Lucjuszu. — Skinął mu głową Snape.

Mały Draco faktycznie wyglądał mizernie, blady, chudy i niski nijak nie przypominał ojca za młodu... ciekawe czy syn Lilly jest podobny do tego głąba, Pottera.

— Wujku — ukłonił się lekko z uśmiechem.

To dziecko jest wychowywane na polityka, już lepiej dawkuje emocje niż bęcwały z piątego roku, których uczył w Hogwarcie.

— Masz eliksir, Severusie?
— Oczywiście — prychnął Snape — myślisz, że stworzenie zwykłego eliksiru odżywczego przerasta moje możliwości? Za kogo mnie masz?

Lucjusz uśmiechnął się kpiąco przechylając głowę. Właśnie o takie efekt mu chodziło
Ten człowiek naprawdę potrafi doprowadzić go do szału, pomyślał Snape. Pokręcił głową z niesmakiem.

— Mam eliksir, dodałem nowe składniki , to powinno wzmocnić działanie, poskutkuje szybciej i efekt powinien być widoczny

— Kiedy? Skoro to taka cudowna mikstura, od razu powinien zmężnieć.
— Zobaczysz efekt. W takim przypadku z pewnością będzie widoczny. — Złośliwie uśmiechnął się Snape.
— Czy będę po tym wyglądał lepiej? Jak tata? — zapytał Draco z oczami błyszczącymi z przejęcia.
— Tak chłopcze. — Mrugnął porozumiewawczo do Lucjusza. — Pij.

Podał chłopcu fiolkę z niebieskim eliksirem

Był sobie chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz