Rozdział IV - Niezłomność skrywająca strach.

255 20 2
                                    

"Nadzieja rozpędza strach, tak jak słońce ciemność."

Imperium Osmańskie, Stambuł, pałac Topkapy
Przed brzaskiem

Çihangir więcej nie zmrużył oka. Nawet jeśli oczy same mu się zamykały. Postanowił zaczekać, aż się przejaśni i wtedy trochę zdrzemnąć, się bez żadnych obaw. Za dnia nie miał koszmarów i liczył, że teraz też tak będzie. Obserował, jak powoli światło bierze świat w swoje władanie i ciemność znika. Ile by dał, żeby tak samo działo się w jego sercu i umyśle. Westchnął ciężko, wyszedł an taras i ostrożnie usiadł na ottomanie. Przymknął oczy. Wiatr delikatnie muskał jego skórę, a odgłosy cieśniny uspokajały go bardzo. Po chwili odezwały się mewy i na wodzie pojawiły pierwsze statki. Uśmiechnął się delikatnie i wrócił do środka. Na biurku czekało już trochę dokumentów, ale musi się przespać choć trochę, inaczej padnie ze zmęczenia. Ułożył się w miarę wygodnie na łożu i zasnął tym razem snem spokojnym.
Niestety nie dane mu było długie przebywanie w krainie snów. Obudził go Sümbül, który nie wiedział, że Padyszach jeszcze śpi, dosyć głośno wszedł do środka.
- Hunkarim... wybacz nie wiedziałem, że wciąż odpoczywasz. - rzekł od razu ze skruchą. - Mehmed Pasza kazał Cię powiadomić, że w południe ma zamiar przyjechać do pałacu.
- Dobrze zatem... będę mógł zwołać Divan. - odparł starając się dyskretnie ziewnąć. - Czy to wszystko?
- Sułtanka Hürrem chce z Toba porozmawiać zaraz po obradach.
Sułtan skinął głową, a zarządca haremu stwierdził, że czas się zbierać. Ukłonił się i wyszedł pospiesznie. Jednak jego uwadze nie uszły podkrążone oczy i niemrawy wygląd Padyszacha. Postanowił napomknąć o tym swojej Pani. Może ona znajdzie jakiś sposób na bezsenność swojego syna.

***

Tymczasem Sułtanka Neslihan już dawno wstała. Aktualnie jadła śniadanie rozmyślając przy tym dużo. Chciała iść na targ i wybrać sobie kilka nowych sukien oraz być może biżuterii. Będzie musiała powiadomić o swoim wyjściu Sułtankę Matkę. Jak na razie nie czuła do niej ani sympatii ani wrogości. Z całą pewnością wkrótce się to zmieni, ale ona była juź na to przygotowana. Po spożytym posiłku przywołała do siebie Mufidię i Elif.
- Co rozkażesz Pani? - zapytała pierwsza kłaniając się.
- Dzisiaj wybieram się na targ i pójdziecie ze mną, żeby mi tam pomóc. Przygotujcie moją bordową suknię. Wrócę za chwilę.
Dziewczęta ukłoniły się i poszły wykonać jej polecenie. Do Rokosolany udała się z niewolnicami, które służyły jej jeszcze w Egipcie. Szła niespiesznie jakby ciesząc się wolną chwilą i tym, że znowu jest w domu. Na korytarzach było jeszcze pusto, ale z haremu dało się słyszeć już rozmowy i szepty. Wkrótce stanęła przed komnatą Hürrem.
- Powiedzcie Sułtance, że przyszłam.
Po chwili została wpuszczona do środka. Żona Sułtana Sulejmana siedziała na podwyższeniu i piła swoją ulubioną kawę. Kiedy tylko zobaczyła Neslihan uśmiechnęła się przyjaźnie, a tamta kiwnęła lekko głową.
- Co Cię do mnie sprowadza?
- Chciałam tylko oznajmić, że wybieram się na targ. Potrzebuję kilku rzeczy. - rzekła spokojnie.
- Oczywiście, jeśli chcesz możesz wziąć kilku eunuchów do pomocy.
- Myślę, że to nie będzie konieczne, jednak dziękuję. Myślę, że wrócę około południa.
- Dobrze zatem. O tej porze targ może być troche zatłoczony.
- Bez obaw. Poradzę sobie. - odparła Neslihan z lekkim uśmiechem.
Hürrem wzięła łyk kawy i odwzajemniła uśmiech. Narcyz opusciła komnatę i od razu skierowała się do siebie. Tam Mufidia i Elif były już gotowe do drogi, a wspaniała bordowa suknia leżała na łożu, zaś obok spoczęła lekka i długa peleryna. Sułtanka szybko przebrała się. Na dziedzińcu czekał powóz, który miał zabrać ją na miejsce. Wsiadła ze służącymi, a cała podróż minęła w ciszy. Siostra Sułtana Sulejmana wydawała się bardzo zamyślona. Wygądała przez okno i z niecierpliwością czekała, aż dotrą na targ. Kiedy to nastąpiło prawie od razu wyszła z powozu i odetchnęła głęboko. Jej wzrok powędrował po niezliczonej ilości straganów. Było tam wszystko jedzenie i przyprawy, drogie materiały oraz biżuteria, broń, czy nawet zwierzęta. Zaczęła się powoli przechadzać. Chciała znaleźć odpowiednie tkaniny, z których pałacowe szwaczki mogłby wykonać cudne suknie godne Sułtanki. Podeszła do najobszerniejszego stoiska, które prowadził Egipcjanin, co było widać po kolorze skóry i ubiorze.
- Mam najładniejsze tkaniny w całej stolicy! - zachwalał swój towar głośno.
Sułtanka krytycznym okiem obejrzała tkaniny.
- Kupcie mi jedną belę tej purpurowej i jedną granatowej. - poleciła, a służące bez mrugnięcia okiem wykonały jej polecenie.
Oglądała jeszcze inne o ciemniejszych kolorach, kiedy jakiś mężczyzna w turbanie potrącił ją lekko. Fuknęła gniewnie, jednak nie mógł już jej usłyszeć, gdyż zniknął w tłumie. Poprawiła suknię oraz rękaw przy okazji chowając w nim mały rulonik. Rozejrzała się sprawdzając czy, nikt czasem nie widział tego gestu, ale nic takiego nie miało miejsca. Służące wciąż były zajęte płaceniem za tkaniny.
- Przyślę kogoś z pałacu, żeby je zabrał. - rzekła po zakończonej transakcji.
- Oczywiście Pani. - odezwała się Elif.
Po tych słowach skierowały siw do powozu, gdyż Sułtanka wszystko już załatwiła.

Wspaniałe Stulecie: Panowanie ÇihangiraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz