Rozdział IX - Nie wiedzą co czynią.

214 10 1
                                    

"I'm not strong, but I know a lot of ways to destroy men emotionally." ~ Lysandra

Zatrzymali się przy okazałym pałacyku z ogrodem. Wjechali do środka i zatrzymali się. Doża już stał ze swoimi sługami i czekał, aż Sułtan do niego podejdzie. Zdziwił się na widok powozu. Miał czuprynę jasnych włosów, błękitne oczy i nienaganny wygląd. Wysoki, dobrze zbudowany po ćwiczeniach z bronią, wiedzący jak się zachować. Wzdychała do niego połowa kobiet Europy. Miał dwadzieścia lat, ale dotychczas nie znalazł sobie wybranki, tylko miewał przelotne romanse.
- Destur! Sułtan Çihangir Chan Hazretreli!
Padyszach zsiadł z konia i z najwyższą powagą podszedł do doży. Ten ukłonił mu się lekko, a on skinął głową.
- Chciałeś porozmawiać, więc oto jestem. - rzekł mierząc go wzrokiem.
- Cieszę się, że zdołałeś tak szybko przybyć Panie. - odparł nie mrugając nawet okiem.
Do Çihangira dołączył Mehmed Pasza i Osman Bey. Stanęli po obu jego stronach gotowi w każdej chwili zareagować, jakby coś było nie tak.
- Chciałem porozmawiać o twoich ustaleniach dotyczących handlu z Wenecją. - dodał z uśmiechem.
- Nie odpowiadają wam moje warunki?
- Myślę, że możemy dogadać się lepiej w tej kwestii.
Doża i Sułtan zmierzyli się wzrokiem.
Chłodne i ostre spojrzenie Çihangira konkurowało z ognistym i miażdżącym spojrzeniem Merkucja. Widać, że żaden nie chce ustąpić i nie zrobi tego. Atmosfera stała się bardzo napięta, powietrze jakby stało się nagle ciężkie, a wszystkie dźwięki ucichły. Wielki Wezyr położył dłoń na rękojeści szabli, a Osman spoglądał na strażników doży spode łba. Nikt nie wiedział jak zakończy się ta wizyta, dobrze, czy źle? Czy krew przyozdobi trawę i wsiąknie w ziemię? Kto pierwszy zaatakuje i zginie?
- Destur! Prenses Julia Jagiellonka Hazretreli!
Obaj obrócili się w jej kierunku jak na komendę. Młódka powoli opuściła powóz z pomocą Saladyna ăgi, który delikatnie ujął ją za dłoń. Rozejrzała się wokół z delikatnym uśmiechem, jak to zawsze czyniła. Pałacyk był obszerny, a mały ogród bardzo się jej spodobał, nie brak tam było drzew, krzewów i rabat z kwiatami. Skierowała swój wzrok na Sułtana i uśmiechnęła ciepło, powodując, że lód w jego oczach stopniał natychmiastowo.
- Cóż to jest za przepiękne stworzenie? - szepnął nieostrożnie doża.
Właśnie wtedy zazdrość o księżniczkę wdarła się do serca młodego Padyszacha. Julia zbliżyła się w towarzystwie Melek kalfy. Uśmiech od razu znalazł się na ustach Sułtana.
- Oto jest polska księżniczka, która jest moim gościem. Przybyła do Imperium w celach dyplomatycznych. - rzekł wyjaśniająco spogladając na dożę przenikliwie.
- To zaszczyt gościć Cię Pani w moich skromnych progach. - rzekł Merkucjo i ukłonił się najniżej jak potrafił.
- Jestem niezwykle rada z naszego spotkania. - odparła z uprzejmością w głosie. - To wszystko dzięki Sułtanowi.
- Negocuję z księżniczką warunki sojuszu pomiędzy Imperium Osmańskim a Królestwem Polskim.
- Wydaje mi się, że damy nie powinny się zajmować polityką. - wyraził swoje zdanie.
Julia zachichotała cicho na te słowa, a Merkucjo spojrzał na nią zupełnie oczarowany.
- Jak widać mało wiesz o świecie! My zajmujemy się polityką, kiedy wy mężczyźni zupełnie nie macie do tego głowy! - odparła bez cienia wahania w głosie.
Mehmed i Osman uśmiechnęli się ze zrozumieniem. Może zabranie za sobą księżniczki to nie był taki zły pomysł, jak się wydawał na początku?
- Zapraszam do zwiedzania mojego ogrodu. Zatrudniam najlepszych ogrodników w Imperium! - rzekł zachęcająco Merkucjo w stronę Julii.
Skinęła delikatnie głową z rozbawionym wzrokiem. Çihangir dał znak szambelanowi, żeby podążał za nią. Młódka skierowała się w stronę rabat, Melek kalfa podreptała za nią. Wszyscy mężczyźni obserwowali jak odchodzą, każdy miał inny wyraz twarzy. Po chwili zniknęła im z pola widzenia.
- Myślę, że możemy przejść do właściwych spraw. - rzekł w końcu doża powoli.
Wskazał dłonią małą altankę. Tam udali się i zasiedli. Mehmed i Osman stanęli obok Sułtana. Mieli przysłuchiwać się rozmowie i w razie czego wtrącać się, czy pomagać.
- Jednak już ustalilśmy wszystko przecież. - rzekł Padyszach spoglądając na niego z wyższością.
- Wiem, ale chciałabym, żeby Imperium wzięło pod uwagę to, że my też chcemy się rozwijać...
- Przecież podatki i umowy handlowe, które razem zawarliśmy i zatwierdziliśmy, były odpowiednie dla nas obu. - przerwał Çihangir.
- Tak, jednak przemyślałem sprawę, możemy się jeszcze bardziej dogadać.
- Mów dalej.
- Rozwój jest bardzo ważny i jeśli Wenecja się rozwinie nie będzie potwrzebowała pomocy od Was czy kogokolwiek. W zamian za większe ulgi mogę wam obiecać pewną wyłączność na handel.
Sułtan spojrzał uważnie na Merkucja i na odwrót. Szykowała się dosyć długa i poważna rozmowa.
W tym samym czasie Julia przechadzała się powoli wśród drzew i krzewów. Za nią szła Melek, a obok Saladyn. Zatrzymała się przy jednym z klombów i nachyliła się, żeby powąchać róże, który tu obficie rosły. Były bardzo dobrze zadbane. Jak każda kobieta uwielbiała kwiaty, potrafiła docenić ich piękno i delikatność.
- Bardzo piękne... - westchnęła z uśmiechem.
Dotknęła ostrożnie płatków, po chwili poszła dalej. Szambelan dokładnie ją obserwował, nie tylko dlatego, że Sułtan mu kazał... oj nie. Obecność polskiej księżniczki zdziwiła go niemało. Kroki podjęte przez Padyszacha są dosyć śmiałe, ale ważne dla Imperium i mogą przynieść różne korzyści. Zwolniła jeszcze bardziej.
- Wszystko dobrze Pani? - zapytał badawczo Saladyn.
- Tak... rozmyślam. - odparła spokojnym głosem.
- Proszę się nie martwić... Sułtan da sobie radę.
- Wiem... ale mimo wszystko to wielka odpowiedzialność... Imperium... rodzina. - dodała z westchnieniem.
- Nasz Pan jest bardzo odpowiedzialny, pomimo swojego młodego wieku.
Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że też jest młoda i jako księżniczka też ma dużo obowiązków.
- Zgadzam się z tym. - odparła cicho.
Posłała wdzięczne spojrzenie szambelanowi i kontynuowała swoją wędrówkę.
Sułtan i doża dyskutowali już z godzinę. Słychać było tylko argumenty i kontrargumenty. Tak jak wszyscy podejrzewali dojście do porozumienia było trudne, a Padyszach spokojnie mówił, że to, co ustalili ostatnim razem było najlepszym wyjściem i nie warto teraz tego zmieniać. Nie chciał również tolerować takich niesubordynacji wśród ludzi sobie podwładnych. Nie mógł jednak ukarać doży, ponieważ wywołałoby to bunt w Wenecji i lud wyraziłby swoje niezadowolenie. Tego bardzo pragnął uniknąć.
- Nie masz nic do stracenia Panie, zaś mój lud może wiele zyskać, a z czasem może i Tobie się to zwróci. - rzekł spokojnie Merkucjo uważnie obserwując Padyszacha.
- Skąd mam wiedzieć, że nie masz jakiś ukrytych zamiarów? Że przy większej swobodzie nie będziesz knuł za moimi plecami? - spytał chłodno Çihangir. - Jak chcesz udowodnić swoją wierność?
- Jeśli Cię zawiodę, możesz zrobić ze mną co chcesz. Jeśli każesz mi się stawić, to przybędę choćby z końca świata. - odparł bez cienia wahania.
- Jeszcze zobaczymy. Wkrótce dam Ci odpowiedź. - rzekł beznamiętnie Sułtan.
Doża chciał coś dodać, ale przeszkodziło mu pojawienie się Julii. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Zanim opuścicie moje skromne progi, chcę was jak najlepiej ugościć, dlatego zapraszam na wspólny posiłek! - oznajmił z entuzjazmem.
Księżniczka i Padyszach wymienili szybkie spojrzenia. Ona nie chciała nic powiedzieć, zanim on się nie zgodzi. Zaś on nie chciał uczynić nic na co nie miała ochoty.
- Skorzystamy z twojej propozycji dożo. - rzekł w końcu Çihangir.
- Zapraszam do środka.
Mehmed i Osman poszli za nimi. Mieli nie odstępować Cienia Allaha na ziemi na krok, więc tak będzie. Nawet jeśli będą zmuszeni stać przez cały posiłek i przymierać głodem. Merkucjo zaprowadził ich do jadalnii, która mieściła się na parterze, na prawo od wejścia. Był tam długi, prostokątny stół z ośmioma krzesłami. Çihangir i Merkucjo usiedli na jego końcach, jak na ważne persony przystało. Sułtan dał znak Mehmedowi, Osmanowi i Saladynowi, żeby zajęli miejsca.

Wspaniałe Stulecie: Panowanie ÇihangiraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz