Harry dostał świeże ubrania, ciepłe jedzenie i schronienie na najbliższe kilka dni. Na razie nie mógł marzyć o niczym więcej, to było wszystko, czego potrzebował. Tamtej pamiętnej nocy, której zaatakował Louisa, wszystko mu wytłumaczyli. Powiedzieli co powiedzieć, jak się zachować i kiedy kogoś pozdrowić, ale nie poświęcił im wiele uwagi, pierwszy raz tak naprawdę mając okazję najeść się do syta.
Pościelił łóżko i ubrał się ciepło, bo na dworze temperatura niespodziewanie spadła o kilka stopni.
Kiedy usiadł przy stole, spojrzał na chłopaka naprzeciw. Włosy miał zaczesane za ucho, a spojrzenie utkwione w talerzu. Harry wiedział, że prośby nie przechodzą mu łatwo przez gardło, bo za każdym razem, gdy zostawał o coś poproszony, Louis krzywił się, a jego twarz zdradzała pewne napięcie.
Nick dosiadł się do Louisa, uśmiechając się i mówiąc coś do niego cicho. Szatyn skinął głową i oboje spojrzeli na Harry'ego, który w milczeniu żuł kawałek mięsa i rozglądał się po jadalni.
- Opowiedz nam coś o sobie, Harry.
Styles skrzywił się. Powinni zwracać się do niego inaczej, nie są kolegami z podwórka, a starszym należy się szacunek. Nie powiedział jednak nic.
- Jak już wiecie nazywam się Harry Styles, mam trzydzieści jeden lat i pochodzę z Irlandii - zaczął powoli, zastanawiając się jak dużo może powiedzieć. - Zmarnowałem cztery lata życia w więzieniu tylko dlatego, że pewien francuski arystokrata ubzdurał sobie, że dostanie za mnie wynagrodzenie - parsknął sucho, przypominając sobie jego rozczarowany wyraz twarzy.
- Czyli jesteś niewinny? - Brwi Louis zmarszczyły się, a on odłożył zaskoczony sztućce. - W takim razie czemu cię nie wypuścili?
Harry spuścił wzrok na swoje kolana, nagle zawstydzony.
- Pamiętasz dzień, w którym tu przyjechałem? Szczególnie chodzi mi o przejazd.
- Zgwałciłeś kogoś?! - Szatyn krzyknął i od razu spojrzał z przerażeniem na siedzącego obok Nicka.
Harry przekręcił oczami i skrzywił się na samą myśl. Nigdy nie dopuściłby się takiego czegoś, ma swoją godność i honor.
- Nie, ale pewna kobieta wniosła oskarżenie o molestowanie. Nikomu nie chciało się sprawdzać, czy to prawda, więc po prostu zostawili mnie za kratkami. Wygodniej i szybciej - burknął nachmurzony. - Gdyby nie ty, zapewne spędziłbym tam resztę życia. Dziękuję - powiedział nagle, świadomy wszystkiego, co Louis dla niego zrobił.
Uśmiechnął się lekko, tym razem niemalże wesoło i wdzięcznie, bo gdyby nie ten chłopak i jego absurdalny plan, nie miałby teraz ciepłego posiłku, ubrań i wolności (mimo, że przez cały czas bał się jej utracenia).
Louis splótł nerwowo palce i zasępił się.
- Nienawidziłeś więzienia - stwierdził cicho i spojrzał ponad stołem w zielone oczy.
Harry roześmiał się. Nawet nie wiedział czemu, to wszystko było po prostu niedorzeczne. Przyjrzał się szatynowi, kątem oka zauważając, że Nick wychodzi. Louis wyglądał młodo i świeżo, a zarazem wydawał się być nadąsany, że był obiektem drwin Harry'ego. Brunet znał ten typ chłopców. Ludzie wykorzystaliby go w ciągu minuty.
- Tak, drogi panie Tomlinson, nienawidziłem, ba! nadal nienawidzę i ciągle mam wrażenie, że za chwilę tam wrócę.
- Dlaczego? - zapytał zaciekawiony i przysunął się bliżej, ciekawość przezwyciężyła lęk. Ciemne światło nadawało jego włosom pewnego rodzaju blasku i Harry pomyślał, że Louis nie byłby bezpieczny, podróżując bez ochroniarzy.
Nie był bezpieczny podróżując w jego towarzystwie.
- Zapomniałem czym jest wolność. Jeden niewłaściwy ruch i znowu skończę za kratami. Ta myśl jest przytłaczająca.
- Dlaczego twoja rodzina nic...
- Starczy już pytań na dziś - wszedł mu ostro w słowo i wstał, cicho dziękując za posiłek. Wyszedł z pomieszczenia bez mrugnięcia okiem, nagle boleśnie świadom pistoletu za paskiem. Westchnął. To całe życie na wolności powoli zaczynało go przerastać, mimo że minęły dopiero trzy dni.
- Harry, poczekaj!
Spiął się, czując dłoń na ramieniu. Ledwo powstrzymał się od uderzenia Louisa. Odwrócił się do niego z obojętnym wyrazem twarzy i spojrzał prosto w niebieskie oczy.
Louis speszył się.
- Masz ochotę przejść się po ogrodzie? - spytał cicho i w końcu puścił rękę bruneta, oddalając się na bezpieczną odległość. Schował dłonie za plecami. Nie miał odwagi znów spojrzeć w bezkresną pustkę zielonych tęczówek. Nazwijcie go tchórzem, ale nie potrafił się do tego zmusić.
Harry prawie uśmiechnął się rozbawiony. Prawie.
- Nie zadasz mi już żadnych prywatnych pytań? - spytał podejrzliwie i podszedł powoli do szatyna, który wstrzymał oddech. Zapach młodego ciała znowu omamił zmysły Harry'ego; westchnął tęsknie.
Louis energicznie pokiwał głową.
- Obiecuję - powiedział zadowolony i poprowadził Harry'ego na tyły domu.
Żwirowa dróżka wyglądała na zadbaną, tak samo jak wszystkie kwiaty i krzaki.
- Ładnie tu - pochwalił Styles, rozglądając się na wszystkie strony. Jego oczy zaświeciły się, kiedy dostrzegł otwartą bramę. - Ile masz lat? - zapytał z ciekawością. Louis zamarł.
- Dziewiętnaście.
- Taki młody - szepnął Harry. - Dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?
W tym momencie chyba przekroczył pewną linię, ponieważ szatyn posępniał i nie odpowiedział. Cisza nie spodobała się brunetowi.
- Czy mogę... Mógłbym dotknąć twoich włosów?
Od razu tego pożałował. Sam usłyszał niemalże błaganie we własnym głosie, nie to chciał powiedzieć, ale nie mógł już tego cofnąć. Cierpliwie czekał.
Dostrzegł leciutkie skinienie głowy, dyskretnie wyrażoną zgodę. Podszedł powoli do Louisa, jakby w obawie, że może go spłoszyć, i wyciągnął przed siebie dłoń. Jego palce zatrzymały się przed lśniącymi kosmykami, poruszyły się. Dotknął. Jedwab. Delikatne, śliskie i zimne. Wydawały się kruche. Harry przymknął oczy i potarł pukiel, zapamiętując fakturę i grubość. Westchnął, czując delikatny zapach wanilii.
Louis przez chwilę stał nieruchomo, nie do końca ufnie patrząc na Stylesa, ale po jakimś czasie rozluźnił się, czując palce przeczesujące jego włosy.
Czas upływał, ale żaden się nie ruszył; nie chcieli, żeby to wszystko się skończyło.
To była ich pierwsza chwila.
CZYTASZ
Rzeka Tajemnic / L.S
FanfictionHarry Styles wiedział, że nie wydostanie się z więzienia żywy. Przez jedno potknięcie zostały mu bezpowrotnie odebrane cztery lata życia. Był wychowywany tak, jak kreuje się żołnierzy, więc nadzieja na wydostanie się z Piekła napędzała jego duszę w...