Głośne krzyki wyrwały Harry'ego ze snu. Coś szurało po ziemi, zbliżając się coraz bliżej jego celi. Zaciekawiony odwrócił się na pryczy w stronę krat i czekał, wytężając wzrok i nasłuchując. Echo głośnych jęków nie miało końca, a słońce, które chowało się za horyzontem, rzucało lekkie światło na podłogę i jedynie sprawiało, że to wszystko było o wiele bardziej mroczne. Coś zaskrzypiało całkiem niedaleko niego i krzyk przybrał na sile. A wtedy, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko ustało. Skończyło się tak szybko, jak się zaczęło, a Harry jedynie wzruszył ramionami. Nie miał ochoty się nad tym zastanawiać, miał własne problemy. Jego dłoń powędrowała do tatuażu pod obojczykiem. Dotknął go delikatnie, jakby bojąc się, że może go uszkodzić. To zawsze pomagało.
Harry popatrzył tępo w szare ściany celi, które ozdobione były długimi wgłębieniami, prawdopodobnie zrobione ludzkimi dłońmi. Pokręcił głową, myśląc o tym, co musieli robić temu mężczyźnie, którzy siedział tutaj przed nim. Jakich rzeczy musieli się dopuścić, żeby człowiek paznokciami wydrapał takie dziury.
Przeniósł wzrok za zakratowane okienko i uświadomił sobie, że słońce zmierza ku zachodowi. Wystarczy chwila, a ciemność spowije świat i ludzkie lęki wypełzną z najbardziej mrocznych zakamarków umysłu, by móc straszyć i napawać się strachem. Ciarki przepłynęły wzdłuż kręgosłupa mężczyzny, a on sam zamknął oczy.
- Stylinson robi się coraz bardziej wybredny. - Harry usłyszał Nialla, kiedy pół godziny później siedział w stołówce i grzebał w swoim talerzu. - Ten za chudy, ten ma bliznę, ten niebieskie oczy; cholera już mnie bierze - warknął. - Najchętniej wziąłby laleczkę z porcelanową twarzą i idealnie wyrzeźbionym ciałem.
Horan obrzucił spojrzeniem całe pomieszczenie, jedynie na chwilę zatrzymując je na Harrym. Zmrużył oczy, kiedy ich wzrok spotkał się na chwilę. Później powoli odwrócił głowę w stronę jakiegoś mężczyzny, jednak błękitne tęczówki nadal przeszywały go na wskroś, i zaczął coś powoli mówić. Jego kolega pokiwał w namyśleniu głową i uśmiechnął się sucho; właśnie wtedy Harry wiedział, że ma przechlapane.
Nie mylił się. Dwa dni później, które swoją drogą nie należały do najprzyjemniejszych w jego życiu, Niall przyszedł z tymi strażnikami, którzy próbowali go utopić. Uśmiechał się z wyższością; wiedział, że to on ma tutaj władzę i inni mogą go jedynie pocałować w tyłek (nie miałby nic przeciwko, tak szczerze mówiąc, tym bardziej, jeśli zrobiłby to Zayn).
- Pakuj się, Styles. Wysyłam cię do hrabiego.
Brunet uniósł brew i przeciągnął się leniwie.
- Nie wybrał mnie.
Żyła na czole Nialla wyglądała tak, jakby miała pęknąć za dosłownie kilka sekund. Nienawidził, kiedy ktoś podważał jego zdanie w taki, czy inny sposób. Wziął jedna głęboki oddech i ugryzł się w język.
- Ale ja to zrobiłem.
- I ty naprawdę myślisz, że mnie zechce? Nawet mnie nie dotknie, a nawet jeśli, to chyba tylko po to, żeby zabić - zauważył z przekąsem Harry. Był u niego skreślony po swojej ostatniej scenie.
- Mam być z tobą szczery, Harry? - odezwał się po chwili blondyn i powoli podszedł do jego pryczy. Wyglądał na powierzchownie spokojnego. Przez chwilę milczał, przyglądając się w zamyśleniu twarzy bruneta. Sięgnął w stronę jego włosów. Harry wzdrygnął się, ale nic nie powiedział ani nie zrobił. Siedział nieruchomo, patrząc jak Horan nawija jego loki na palec. - Nie interesuje mnie to, co z tobą zrobi. Ważne, że cię tu nie będzie. Moje życie stanie się o wiele przyjemniejsze, jeśli nie będzie w nim ciebie - powiedział cicho, ale pewnie i z przekonaniem. - Po prostu się spakuj.

CZYTASZ
Rzeka Tajemnic / L.S
FanfictionHarry Styles wiedział, że nie wydostanie się z więzienia żywy. Przez jedno potknięcie zostały mu bezpowrotnie odebrane cztery lata życia. Był wychowywany tak, jak kreuje się żołnierzy, więc nadzieja na wydostanie się z Piekła napędzała jego duszę w...