I + zwiastun

802 68 10
                                    

Dołączona wyżej piosenka może pomóc w wejściu w klimat rozdziału.

_________________

ZWIASTUN (wykonany przez @illustrement ❤)

Środa, 23 czerwca 1943r

Wigilia św. Jana Chrzciciela

Tata wyjął z ognia zagięty w haczyk pogrzebacz i zaczął kręcić nim moje włosy. Robił tak zawsze przed większymi uroczystościami; kiedyś bałam się czuć żar rozpalonego żelaza blisko głowy, ale teraz kojarzył mi się już tylko z najlepszymi chwilami.

Mama biegała po domu w poszukiwaniu wstążek, Antek mozolnie kończył spożywać swoją porcję kaszy jaglanej, a Zośka siedziała obok, czekając na swoją kolej u mojego prywatnego fryzjera.

Jej tata zupełnie nie miał do tego smykałki; odkąd spalił żonie spory kosmyk włosów i wywołał awanturę, bał się nawet myśleć o podjęciu kolejnej próby. A ja od zawsze mogłam być dumna ze swojego tatusia, który potrafił chyba wszystko.

***

Wybiegłyśmy z domu, pięknie ubrane i z rozpuszczonymi lokami podkręconymi pogrzebaczem. Zapadał już zmrok i wszyscy mieszkańcy wioski zmierzali nad Bug, gdzie chłopcy rozpalali wielkie ognisko.

– Może spotkasz dziś swojego przyszłego męża? – roześmiała się Zosia.

Odparłam, że pewnie nikt nie zwróci na mnie uwagi, ale tak naprawdę wcale o to nie dbałam. W noc świętojańską wszystkie dziewczęta rozpuszczały swoje codzienne warkocze, zakładały wianki i stroiły się w śliczne, zwiewne sukienki. Nie oczekiwałam, że będę specjalnie wyróżniać się wyglądem.

Poza tym moje serce pozostawało zajęte przez osobę, która była mi na zawsze zakazana; osobę, z którą spędzałam około dwóch miesięcy w roku, gdy wyjeżdżałam na wakacje do babci; osobę, która uważała mnie za przyjaciółkę, choć była dwa razy starsza.

Osoba ta posługiwała w Porycku i okolicach jako ksiądz.

– Hanka, rozchmurz się! – Zosia pociągnęła mnie delikatnie za ucho. – Z taką miną na pewno nikomu się nie spodobasz.

– Przestań – odburknęłam. – Nie chcę wychodzić za mąż.

– Co się stało z twoim humorem...?

Nie miałam pojęcia. Co roku czekałam z utęsknieniem na tę noc. Dziś czułam dziwny ciężar na duszy i jedyne, o czym marzyłam, to powrót do łóżka.

Zośka pociągnęła mnie w stronę reszty dziewcząt, które zaraz chwyciły się za ręce i zaczęły tańczyć dookoła ogniska, śpiewając:

Koło Jana, koło Jana
Tam dziewczęta się schodziły
Sobie ogień nałożyły,
Tam ich północ ciemna naszła!

Zaczęłam się rozluźniać. Przecież dziś nie miałam powodów do zmartwień, a jutro nie należało do mnie.

Nocel mała, kopiel moja
Nocel mała, kopiel moja!

Śpiewałam i śmiałam się, obserwując popisujących się chłopców. Płomienie w ognisku stawały się coraz większe, ale nie osiągnęły jeszcze wysokości, której nie dałoby się przeskoczyć.

Tam na górze ogień gore,
Na tej górze dwoje drzewa.
Jedno drzewo, boże drzewo,
Na tym drzewie kolebeczka.
W tej kolebce panna Hanna,
Kołychali, dwa braciszki.
Kołychali, rozbombali,
Rozbombali - wyrzucili.

Podobno urodziłam się dokładnie szesnaście lat temu przy tym wybrzeżu Buga. Mama przyszła tu z przyjaciółkami i niespodziewanie dostała skurczy; paru znajomych odciągnęło ją na bok i pomogło przy porodzie. Przez cały czas dźwięczały jej w uszach pieśni sobótkowe. Dlatego mam na imię Hanna.

I zapyta się braciszek,
Czy nie zdrowiej, czy nie lepiej.
Ona mówi: "Mój braciszku,
Główka boli, serce mdleje,
A jak umrę, moi bracia,
Pochowajcie w ogródeczku
I nasiejcie trzy ziółeczek,
A jak się zjadą panowie
Będą tę ziemię łamali,
Będą też mnie wspominali:
Tutaj leży panna Hanna,
Panna Hanna, siostra nasza.

Dostałam zadyszki i wyszłam z koła, aby przysiąść. Nigdy nie miałam dobrej kondycji.

Nagle zauważyłam, że dobrze mi znajomy pan Jarosław zalewa się łzami i opowiada o czymś z przejęciem grupce dorosłych. Młodzi albo tańczyli, albo zajmowali się swoimi sprawami - nikt nie zauważył, że starsi nagle spoważnieli.

Podeszłam bliżej pana Jarosława, ale nie potrafiłam go zrozumieć.

– O co chodzi? – spytałam jakiejś kobiety obok.

Skierowała na mnie wilgotne oczy i wyszeptała:

– Ukraińcy.

Przeszedł mnie dreszcz. Od mniej więcej lutego to słowo nabrało negatywnego znaczenia. Moim pierwszym odruchem była chęć ucieczki, ale kobieta złapała mnie za rękę.

– Nie bój się, dziecko. Nie tutaj.

Odetchnęłam z ulgą, ale wątpiłam, że powróci do mnie jakikolwiek spokój.

– Dlaczego ten pan płacze? – Spojrzałam na mężczyznę, który od dzieciństwa kojarzył mi się z odwagą i opanowaniem, a teraz łkał niczym mały chłopiec.

– Parę dni temu wymordowali kolejną wioskę. Mieszkali tam jego rodzice. – Kobieta przetarła oczy. – Wieści dotarły dopiero teraz.

Straciłam ochotę na puszczanie wianków, nie mówiąc o tańczeniu i śpiewaniu. Skłamałam Zośce, że mam niestrawności i muszę wracać do domu. Poprosiłam, żeby przekazała to moim rodzicom.

Gdy już dotarłam do chaty, zaczęłam żałować swojego wyboru; wieś świeciła pustkami. Co prawda słyszałam stąd jeszcze odgłosy znad Buga i widziałam łunę ognia, ale mimo wszystko poczułam niepokój. Wyobraziłam sobie Ukraińców wpadających do mojego domu i naprawdę dostałam niestrawności.

Pobiegłam gdzieś w krzaki, żeby zwymiotować. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc zaczęłam odmawiać modlitwy, jakich nauczył mnie mój ksiądz z Porycka. Prosiłam Boga o wieczny odpoczynek dla rodziców pana Jarosława, o bezpieczeństwo dla mojej rodziny i o to, żeby ta noc już się skończyła.

Mimo że najkrótsza w roku, dłużyła się niemiłosiernie.

Łania Świtu||Rzeź Wołyńska 1943Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz