Środa, 30 czerwca 1943r
Od nocy świętojańskiej minął dopiero tydzień, a w mojej duszy zdążyły zagościć uczucia, których wcześniej doznałam zaledwie w małym kawałku. Co prawda w rodzinnej miejscowości też słyszeliśmy o Ukraińskiej Armii Powstańczej i rzekomych mordach na Polakach, ale docierało to do nas porównywalnie do opowieści z książek albo z dalekich stron.
Myślę, że na ten odbiór wpłynęło również to, że zaczęliśmy wrastać w klimat wojny. Śmierć stała się czymś na porządku dziennym. Zbagatelizowaliśmy całą sytuację, a teraz mogło się okazać, że jest za późno na naprawienie błędów.
Byliśmy pewni, że to nas nie dotyczy, że śmierć do nas nie zapuka; dopóki nie ujrzeliśmy jej przez okno.
– W połowie lipca wyjedziemy do Lublina, do wujka Karola – oznajmiła babcia przy śniadaniu. – Dziadek już do niego napisał. To nasza jedyna rodzina w Polsce.
– Czemu w połowie lipca? – spytała mama.
Wczorajsza wizyta przyjaciółki z dzieciństwa nieźle ją wstrząsnęła. Wyglądało na to, że tylko czekała, aż się stąd wyniesiemy.
– Nie możemy rzucić wszystkiego i wyruszyć w ponad stukilometrową trasę. – Dziadek zaczął nerwowo stukać opuszkami palców w stół. – Musimy sprzedać, co się da, zebrać pieniądze i prowiant, powoli i rozsądnie się spakować...
– I pomyśleć nad przejazdem – dodał tata. – Bryczką zajmie nam to sporo czasu, z kolei po pociągach trudno będzie targać się z całym bagażem. Poza tym przydałby się nam koń, gdybyśmy jednak... gdybyśmy wrócili na wieś.
– Musimy wrócić na wieś – wtrącił się Antek. – Ja nie chcę mieszkać w mieście, tam jest brudno i głośno, i jest mało miejsca. I wszędzie łażą szwaby.
– Myślisz, że ktoś ma na to ochotę? – mruknął tata. – Nigdy mi nie przyszło do głowy, że będę musiał mieszkać w jakimś Lublinie.
Dopiero to do mnie doszło. Możliwe, że nie zobaczę już swoich znajomych z klasy, sąsiadów ani...
– A co z Zosią? – spytałam.
Moja przyjaciółka siedziała cichutko i tylko przegryzała wargi.
– Zostawimy ją po drodze u rodziców, przecież nie mamy innego wyjścia. – Mama pokręciła głową z rezygnacją. – Że też akurat w tym roku, kiedy zabrałaś ją ze sobą, muszą dziać się takie straszne rzeczy.
Do kuchni weszła Krysia. Nie budziliśmy jej na śniadanie, bo powinna porządnie się wyspać.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się lekko.
– Dzień dobry, jak się spało? – zagadnęła babcia.
– Wyśmienicie. Już prawie odpoczęłam. – Usiadła przy stole i zaczęła kroić chleb. – Przepraszam, że wczoraj tak was wystraszyłam. Nie panowałam nad sobą, poza tym... naprawdę nie powinniście tutaj zostawać.
– Właśnie planujemy przeprowadzkę. Trochę szkoda mi sierpniowych plonów, ale – dziadek odchrząknął – nasze życie jest ważniejsze. Poza tym jesteśmy odpowiedzialni jeszcze za dziewczynkę z innej rodziny. Nie możemy ryzykować.
Ponownie uświadomiłam sobie bolesną rzecz. Nie będę uczestniczyć we wrześniowym ślubie Zosi. Szłyśmy razem przez całe życie, a gdy przyszło jej wkroczyć w dorosłość, zostawiam ją samą.
– Jezus Maria, Zośka – wyszeptałam i przytuliłam się do niej, wbijając nos w puszyste włosy, o które od dzieciństwa byłam zazdrosna; zwłaszcza gdy w słońcu nabierały ślicznego, rudego odcienia.
Nie pytała o nic, tylko mnie objęła. Mój cichy anioł. Mój skarb. Moja siostra z innego ojca i matki. Dopiero w tamtej chwili uświadomiłam sobie, ile dla mnie znaczy i pożałowałam wszystkich chwil, w których zachowywałam się nie w porządku wobec niej. Teraz zostały mi jedynie dwa tygodnie przed długotrwałą rozłąką. A jeśli spotkamy się po latach? Staniemy się już dojrzałymi kobietami. Dzieciństwo minie jak piękny sen. Nic nie będzie takie samo.
***
Po południu spotkałam się z Krzysztofem. Kiedy po niego przyszłam, rzucił wszystko i poszedł ze mną. Musiałam wyglądać naprawdę nędznie, bo nie mógł uwierzyć, że nie jestem chora.
Opowiedziałam mu o Krysi, wtedy zrozumiał mój kiepski stan.– Przeczytałaś już psalm? – spytał, chcąc zmienić temat.
– Nie dałam rady. To porównanie do robaka i słowa „niech Bóg wyrwie go z nieszczęścia, skoro go tak kocha"... Nie mogłam. To jest zbyt prawdziwe.
Dotarliśmy do Łódki i usiedliśmy w jej cieniu. Nogi wystawiłam na słońce, żeby trochę się opaliły. To może wydawać się niedorzeczne, ale nie wyobrażałam sobie, żeby w dużym mieście mogło świecić takie słońce, jak na Wołyniu.
– Haniu... czemu płaczesz?
Zamrugałam z zaskoczenia. Płaczę? Ach, rzeczywiście, poczułam mokrą strużkę na policzku.
– Nie powiedziałam ci jeszcze jednej rzeczy. W połowie lipca wyjeżdżamy do Lublina. – Przejechałam dłonią po mokrym miejscu na twarzy. – Uciekamy.
Kusiło mnie, żeby zaobserwować jego reakcję, ale w tamtej chwili nie chciałam na niego patrzeć. Bałam się, że w moich oczach widać wszystko jak na tacy.
– Och, Haniu. To wspaniale, że będziesz bezpieczna. – Trudno było zidentyfikować, czy w jego głosie słychać ulgę, czy smutek.
Gdybym miała pewność, że już nigdy go nie spotkam, wyznałabym wszystko. Byłam pewna, że wtedy zrzuciłabym spory ciężar z serca. Ale gdybyśmy wrócili jeszcze w te strony, jak mogłabym spojrzeć mu w twarz? Jak mogłabym z nim normalnie rozmawiać, gdyby wiedział, co do niego czuję?
Przyszło mi do głowy, że mogę go nie spotkać z jeszcze jednego powodu.
– Rozumiem, że ty zostajesz tu niczym kapitan na tonącym statku.
Słońce schowało się za chmurami. Chyba nie opalę dziś nóg.
– Muszę przyznać ci rację. – Widziałam kątem oka, że zwrócił twarz w moją stronę. – Na tonącym statku.
Zabolało. Odebranie ostatniej nadziei zawsze boli.
Siedzieliśmy w ciszy, aż swoim zwyczajem wyjął Pismo Święte i zaczął je przeglądać; również po cichu. Wierciłam się, miętoliłam trawę w dłoni i oglądałam chmury, oby tylko skupić na czymś myśli, ale w pewnym momencie nie wytrzymałam.
– Możesz poczytać na głos...?
Mój ton brzmiał niemal błagalnie. W końcu spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Oczywiście. Myślałem, że masz już tego dość.
– Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam.
Spróbowałam się uśmiechnąć. Odwzajemnił.
Zamknęłam oczy, położyłam się i wsłuchałam w historię niejakiej Estery, czytaną przez najmilszy mi na świecie głos.
CZYTASZ
Łania Świtu||Rzeź Wołyńska 1943
Ficción históricaRodzina Hanny przyjeżdża na swoje ostatnie wspólne wakacje do Orzeszyna, trafiając w samo centrum ludobójstwa Polaków mieszkających na Wołyniu. [zakończone: sierpień 2018 r.] "Żadne słowa, żadne czyny nie przywrócą nam bliskich. Zadane nam straty s...