XIII

542 50 32
                                    


Poniedziałek, 12 lipca 1943r cd.

Oczywiście wstyd przyszedł, gdy tylko wyszłam na powierzchnię. Nie wiedziałam, czy zakrywać się na górze, czy na dole, machałam rękoma w tą i z powrotem, a policzki robiły się coraz gorętsze.

Na dodatek on też wyszedł nagi. Minęła chwila, zanim wyciągnął sutannę i na siebie zarzucił. Niemożliwe, żeby mnie nie zobaczył ani razu, choć starał się nie przyglądać.

Wolałam nie myśleć, co by było, gdyby banderowcy zobaczyli mnie w takim stanie. Nie, żebym była szczególnie atrakcyjna, po prostu te bestie nie wydają mi się wybredne.

Po dłuższej chwili znaleźliśmy dla mnie czyściutką sukienkę, oczywiście codzienną, nie kościelną. Komfortowo się w niej czułam.

- Chodźmy na zachód. Na Wołyniu nie ma czego szukać – stwierdził Krzysztof, gdy mógł już na mnie popatrzeć bez poczucia winy.

- Prowadź, bo zgubiłam orientację.

Więc szliśmy. Piliśmy wodę z napotkanych studni lub zbiorników wodnych, jedliśmy bardzo mało, ale cokolwiek; mieliśmy wielkie szczęście, że w opustoszałych domach jeszcze coś zostało.

Bolało mnie wszystko, jego pewnie też, ale nie zważaliśmy na to. Trzeba było przekroczyć Bug jak najszybciej. Po drodze napotkaliśmy jedynie niemieckich żołnierzy, którzy nie zwrócili na nas uwagi, oraz przyjaźnie nastawione ukraińskie kobiety. Żadnych banderowców.

Gdy zapadał zmrok, nadszedł czas na to pytanie.

- To jak z twoją rodziną, Haniu?

Jego głos był tak współczujący i smutny, że poczułam ucisk w piersiach. To jeszcze nie dotarło do mnie w pełni. Nie dotarło do mnie, że straciłam wszystkich.

- Nikt nie żyje. To znaczy, żywię się nadzieją, że tacie udało się uciec, ale...

Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. Krzysztof pogłaskał mnie po włosach.

- Chyba czas odpocząć, co?

Zagryzłam wargi.

- Krzysiu, boję się tej nocy. Będę bała się już wszystkich nocy, zresztą dni też. Będę bała się każdego szelestu i każdego błysku metalowego przedmiotu, każdej jasnej łuny, a nawet snopów siana. Za każdym razem, gdy przymknę powieki, będę miała przed oczami szatanów w ludzkiej skórze. Czy nie lepiej byłoby umrzeć?

Westchnął.

- Osobiście chciałbym umrzeć, Haniu. Chciałbym spotkać się z Bogiem twarzą w twarz i zapomnieć o tym strasznym świecie. Ale jestem posłuszny i zostanę tu, dopóki nie nadejdzie mój czas. Może żyję po to, aby ci teraz pomóc? A może ty przeżyłaś po to, aby pomóc mi?

- Czuję się raczej przeszkodą.

- Jesteś moją ajjelet haszszahar, Haniu – powiedział czule. - Dajesz mi życie. Bez ciebie już bym usechł.

Weszliśmy do jakiegoś domu i ułożyliśmy się na podłodze. Jeszcze przed zaśnięciem Krzysztof, korzystając z posiadanego malutkiego ekwipunku, udzielił mi namaszczenia chorych łącznie ze spowiedzią, a później oboje przyjęliśmy Hostię.

- To przygotowanie na śmierć? - spytałam.

- Nie znasz dnia ani godziny, słonko.

Zasnęliśmy, wtuleni w siebie i łkający.

Wtorek, 13 lipca 1943r

Była noc, gdy nas dopadli. Zerwali nas ze snu i wyprowadzili na zewnątrz, po czym pognali do pobliskiego lasku.

Łania Świtu||Rzeź Wołyńska 1943Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz