Rozdział II

36 4 1
                                    

Dzień minął mi dość szybko. Po powrocie ze sklepu pofarbowałam włosy, zrobiłam obiad dla reszty rodziny i posprzątałam powierzchownie dom. Może się zmieniłam, jednak ktoś musiał przejąć obowiązki mamy i na pewno nie był to ojciec. Poza tym nie lubiłam żyć w syfie.

Siedziałam w kuchni przy wyspie, przeglądając Facebook'a. Nic ciekawego. Same śmieci.

Była za dwadzieścia siódma. Tata powinien już dawno być w domu. Był księgowym w jakiejś firmie budowlanej. Zarabiał bardzo dobre pieniądze, jednak musiał coś dla tego poświęcić, a był to czas spędzony z rodziną.

Miałam jeszcze starszego brata, Dominicka. Był to dwudziestotrzyletni, wysoki blondyn. Dogadywaliśmy się wspaniale jak na rodzeństwo. Dominick wyprowadził się z domu w wieku szesnastu lat. Po śmierci mamy postanowił wrócić na jakiś czas, aby wesprzeć ojca w trudnych chwilach.

Na górze ekranu mojego telefonu wyświetliła się wiadomość od taty. Zdążyłam przeczytać tylko pierwsze słowo napisane wielkimi literami: PRZEPRASZAM.
Nie musiałam czytać całej wiadomości. Już wtedy wiedziałam, że ojciec nie wróci wcześnie do domu. Przeprasza i mówi, abyśmy nie czekali na niego z kolacją.

-Za późno, tatusiu...-wyszeptałam. Szybko wstałam, złapałam za talerze, na których były przygotowane porcje dla taty, Dominicka i mnie, po czym zaczęłam wyrzucać każdą z nich do kosza. Włożyłam talerze do zmywarki i leniwym krokiem poszłam do salonu.

Nasz dom był ogromny. Miał dwa piętra. Na dole znajdował się mały przedpokój, który rozdwajał się na salon i kuchnię. Przy wejściu do salonu znajdował się średniej wielkości stół z sześcioma krzesłami. Za nim stała duża, rozkładana, kremowa sofa, na której spokojnie zmieściłoby się osiem osób. Duża plazma na ścianie i widok z okna na taras dodawał salonowi ciekawego uroku. Zasłony przy drzwiach tarasowych były białe jak śnieg.

Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że mama szukała takich zasłon przez tydzień, aż w końcu znalazła. Jej radość była nie do opisania.

W salonie znajdowały się drzwi do małej łazienki dla gości, a naprzeciwko drzwi wejściowych, schody prowadzące na drugie piętro. Były one wyłożone jasnobrązowym dywanem.
Na drugim piętrze znajdowało się sześć pomieszczeń. Po prawej mój pokój z prywatną łazienką i pokój Dominicka. Po lewej stronie sypialnia rodziców z łazienką. Na samym końcu korytarza, na wprost od schodów znajdował się skromny pokoik z pomalowanymi ścianami na niebiesko. Było tam jedno biurko z laptopem, regał z książkami oraz duży puchaty fotel. Było to miejsce przeznaczone dla mamy. Miało być to jej małe sanktuarium, gdzie mogła szydełkować, czytać i pisać książki.

Od jej śmierci nikt nie wchodził do środka. Nikt nie miał na tyle odwagi, aby zetknąć się z tymi wszystkimi wspomnieniami.

Nagle po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Ogarnęła mnie pustka. Od długiego czasu nie czułam się taka samotna. I ta wściekłość.
Zaczęłam chodzić w tą i z powrotem.
Zapragnęłam pewnej rzeczy, której od tygodnia nie dostałam. Niestety Artur dzisiaj nie był pomocny.

Nagle lampeczka w mojej głowie się zapaliła. Jak strzała pobiegłam na górę do pokoju Dominicka. Wiedziałam, że on to ma. Tylko gdzie?

Zaczęłam przeszukiwać biurko, każdą szufladę z ubraniami, pod materacem. Nie ma.
Ostatnia była pułka z książkami. I jest. Za Biblią.

-Serio? Za Biblią?- Powiedziałam sama do siebie, trzymając woreczek z białym proszkiem między palcami. W swoim pokoju wyciągnęłam jedną z tych mniejszych grudek, po czym odłożyłam woreczek na miejsce, mając nadzieję, że Dominick się nie zorientuje.

Walcz do samego końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz