Rozdział V

16 1 0
                                    

Mieliście kiedyś coś w stylu paraliżu? Takie osłabienie, że nawet nie miałeś siły się ruszyć?

Pieprzone uczucie.

Leżałam w szpitalu już bardzo długi czas. Odzyskałam przytomność kilka dni temu. Nie wstałam, nie otworzyłam oczu i z nikim nie rozmawiałam. Po prostu słyszałam wszystko i wszystkich. Wiedziałam co się dookoła mnie działo. Czułam, jak pielęgniarka wbija mi igły. Jak mnie przykrywają i odkrywają. Słyszałam ojca, który przepraszał za to, że nigdy nie ma go w domu. Była u mnie Klara z matką oraz Dominick. Wszyscy przepraszali, a ja nie mogłam się ruszyć i powiedzieć im, że wszystko ok, żyję i to nie ich wina.

W dniu, w którym otworzyłam pierwszy raz oczy od czasu wypadku, dzień był pochmurny. Padało. Wiem to, ponieważ ktoś otworzył okno i oczywiście zapomniał je zamknąć.

Nie miałam wystarczająco siły, aby usiąść, więc zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Był on pomalowany na biało, jak to w zwyczaju mają szpitale. Nie był wielki.
Były tam tylko maszyny, do który byłam podpięta, łóżko i mała szafeczka, w której pewnie znajdowały się moje ubrania z dnia wypadku. Obok łóżka stało małe krzesło, a na nim plecak. Niebieski. Wyglądał dokładnie tak samo, jak mojej przyjaciółki.

-O mój Boże. Em..- Do pokoju weszła Klara, wyciągając w moją stronę ręce. Na jej twarzy widać było szczęście. Dziewczyna przytuliła mnie, na co od razu poczułam kłujący ból w klatce piersiowej.

-Oj przepraszam. Jak się cieszę, że w końcu się obudziłaś. Lekarze mówili, że powinnaś obudzić się za kilka dni, ale ty jak na upadłego musiałam spać półtora tygodnia.- Dziewczyna zaczęła się głośno śmiać.

-Ile?- Popatrzyłam na blondynkę, będąc lekko w szoku. Klara odchrząknęła, kręcąc się na krześle.

-Półtora tygodnia.

-Fajnie.- Nieco podirytowana zamknęłam oczy i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, znowu zasnęłam.

○●○

-Dzięki, że po mnie przyjechałeś.

-Nie ma sprawy.- Odpowiedział Dominick, wkładając moją torbę do bagażnika. Wyszłam dwa dni po przebudzeniu. Lekarze musieli zrobić mi dodatkowe badania, upewniając się, czy aby na pewno jest wszystko ze mną w porządku. W razie bólów głowy miałam zgłosić się do szpitala.

-Jak się czujesz?- Zapytał Dominick, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.

-Oprócz tego, że ktoś chciał mnie zabić to raczej dobrze.- Chłopak odpalił auto i wyjechał na ulicę.

-Wiadomo już coś?- Chłopak pokręcił głową. Westchnęłam i zaczęłam podziwiać widoki za oknem. Ktoś chciał mnie zabić i o mały włos mu się to udało.

-Jak trafiłam do szpitala?

-Jakiś starszy pan był na spacerze z psem. Szedł wzdłuż rzeki, gdy nagle zobaczył światła aut. Mówił, że jedno z nich spadło z mostu, a później rozległ się huk.- Pokiwałam na znak, że zrozumiałam. Chyba powinnam podziękować temu mężczyźnie.

-Musisz jeszcze pojechać na komisariat i złożyć zeznania. Trwa śledztwo, jednak bez twoich zeznań mało zdziałają.

-To jutro. Dzisiaj nie mam na to siły ani ochoty.- oznajmiłam.
Resztę drogi przejechaliśmy w totalnej ciszy. W mojej głowie siedziało tylko jedno. Ktoś chciał mnie zabić.

Kiedy podjechaliśmy pod dom, zauważyłam auto ojca stojące na podjeździe.

-On jest w domu?- Brat Dominick pokiwał głową.

Walcz do samego końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz