Prawdopodobnie jest to wersja ostateczna wstępu. Poprawiona i z polepszoną kompozycją. Wspomnę, że cały czas myślę na twórczością ów powieści, lecz to wszystko jest bardzo czasochłonne. Jednak praca powoli wre, więc życzę miłego czytania : )
-----------------------------------------
Nadszedł zmierzch, który powoli przysłaniał siłę promieni słońca padających spomiędzy wysokich drapaczy chmur. Sama gwiazda zniknęła za horyzontem, dając upust nocy. Zgiełk miasta dawał się we znaki nawet o tej porze. Pełno mieszkańców w szybkim tempie przemieszcza się z jednego punktu do drugiego, a wśród nich z rzadka prowadzona jest konwersacja. Środki transportu niestety pozostały w totalnym zastoju. Każda ulica czy to na samym dole, czy najwyżej położone autostrady, zwyczajnie każdy punkt - były w stanie, gdzie nawet drobna mrówka się nie przeciśnie. Pogoda też była wyjątkowo niefortunna. Wraz z zachodem słońca temperatura spadała poniżej zera. Nie było żadnych opadów, jednak wilgoć pozostawia na drodze narastającą powoli szadź. Tak więc kierowcy, którzy o tej porze powracają do swych domów, muszą się męczyć z niezbyt bezpiecznymi drogami, jak i pozostałymi osobami siedzącymi w pojazdach. Powinno się też wspomnieć o dość ważnym fakcie. Pojazdy nie posiadały żadnych opon. Zasadniczo lekko unosiły się ponad powierzchnią magnetyczną. Ta zaawansowana technologia nie rozwiązywała jednak problemu oblodzenia jezdni, który zaburzał działanie czujników. Auta nie posiadały żadnych akumulatorów, które podgrzewały by nawierzchnię tak jak w bardziej zamożnych dystryktach, gdyż jest to zbyt drogie przedsięwzięcie dla tego okręgu. Co więcej, niektórzy nadal posiadali tradycyjne pojazdy czterokołowe, które z oczywistych względów były tańsze. Jednak nie dla naszego poczciwego lisa. Jego pojazd o barwie jasnej purpury i maska w kształcie stożka prostego również poddana została tej nowej sile.
W czteroosobowym pojeździe on sam znajdował się na miejscu kierowcy. Nieco nerwowo stukał palcami, niecierpliwie czekając na koniec wnerwiającego zatoru drogowego. Poprawił swoje okulary, które nieco powiększały jego oczy z orzechowymi tęczówkami. Lewą ręką naprostował przekrzywione szkła. Jego futro było lekko napuszone po cięższym dniu w jego zawodzie. Praca jest tutaj sprawą przeraźliwie ważną i obchodzić z nią należało ostrożnie. Jak każdego dnia pragnął on powrotu do domu, do rodziny, gdzie mógł poczuć się normalnie. W iście zupełnie idiotycznym korku z każdą minutą jego żyła pulsowała na jego skroni coraz bardziej. Już powoli od czasu do czasu można było usłyszeć dźwięk klaksonu pozostałych nieszczęśników zasiadających przed kierownicą. Jego złość sugerowała mu, aby walnąć z całej siły w osobnika przed nim, aby ruszył swoje szlachetne cztery litery, gdyż w mniemaniu naszego futrzaka kierowca przed nim, który również sam znajduje się w aucie nie dość, że jest królewsko mozolny, to nawala najbardziej bezkompromisowo w przycisk znajdujący się pośrodku magicznego koła przed siedzeniem kierowcy. Dzień ten był istnym apogeum i zwyczajnie pragnął stąd wyjechać, tymczasem w ciągu pięciu minut nie był w stanie ruszyć się nawet na długość własnego wehikułu. Po krótkim momencie już powstawała symfonia klaksonów o różnym tonie. Inni byli mniej bądź bardziej zniecierpliwieni. Po prostu utknęli jak drzazga w mosznie.
Dobre chwile przemijają szybko, jednak złe momenty również mają kres. Po istnym armagedonie miejskim wreszcie wszystko zaczęło wracać do normy. Kierowca purpurowego mobilu pokręcił oczami wymrukując słowo „nareszcie". Powoli dociskał pedał gazu a tylny napęd, który nadal opiera się na gazie ziemnym wyrwał wreszcie z tej drogowej abominacji wiodąc ku domowym zaciszu. Słońce już schowało się poza horyzont i niebo wypełniło się czerwoną i pomarańczową poświatą, która z minuty na minutę słabła oraz traciła jaskrawość swoich barw. W sercu pragnął wreszcie oddalić się od centrum jednego z tych miast znajdujących się w kręgu trzecim. Miał do domu mniej więcej dwadzieścia minut, jednak odległość, którą przejechał od miejsca swej pracy oraz gdzie przemieszczał się zwykle trwało pięć minut, a dzisiaj minęło ponad czterdzieści, w tym połowę tego czasu spędził na jednej przecznicy. Już jadłby obiadokolację w zaciszu posiadłości, a tak, to kiszki grają mu marsza. Na szczęście dalej nie musiał się już borykać z tą całą zurbanizowaną parodią. Tak więc dalej prowadził swój pojazd po ścieżce.Inne pojazdy skręcały na inne ścieżki i towarzyszy podróży ubywało z każdym kilometrem. Wieżowce oddalały się i pojawiał się piękny stary las, rzadki widok w czasach kiedy tyle fauny i flory wymierało i zanikało pod wpływem młota czasu. Tak więc ledwie kilka pojazdów pozostało w zasięgu wzroku, kiedy to jego słuchawka zaczyna lekko wibrować, będąc lekko ukryta w jego owłosionym uchu, wydawało się, że nawet za bardzo owłosionym.
YOU ARE READING
Szklane niebiosa
Ciencia FicciónJest rok 2183. Społeczeństwo antropomorficznych stworzeń jest oddzielone monumentalnym murem od reszty świata, gdzie niemalże nikt nie wie, co za nim się kryje. Wszystkie istoty są zamknięte tam przez członków wyższych warstw społecznych i nie mogą...