Rozdział 4

27 2 1
                                    

  – Nienawidzę ćwiczyć z wami – jęknął Carter przeciągle.

– Czemu? – zaśmiałam się.

– Po pierwsze, nie da się przy tobie być poważnym – zrobił przerwę i znów zaczął mówić – po drugie, nie potrzebuje znowu zawieszenia od trenera, bo z tobą gadam.

I miał rację, ich trener jest bardzo surowy. Dostał kiedyś zawieszenie na treningu, bo zajmował się bardziej mną na trybunach niż całym treningiem. Za to zawsze też dostawał opieprz w szatni od Aarona. Kapitan musiał się popisać i pokazać mu, że to on jest najważniejszy.

Całą trójką byliśmy już pod szatniami. Ja poszłam już w swoją stronę, a oni jeszcze chwile stali i gadali. Wchodzę do szatni, a ten widok mnie zaskakuje. Co tutaj robią dziewczyny z innej klasy? Dokładniej z klasy Aarona, znam je, bo są z drużyny koszykarskiej, do której należę.

– Cześć dziewczyny – przywitałam się z nimi sztucznym uśmiechem – łączone mamy?

– Tak, a na dodatek gramy przeciwko chłopakom – otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam tak na Heather.

– W co? – zapytałam. Jeżeli w kosza, to są szanse po równo, abyśmy wygrały, ale jeżeli w piłkę nożną to nie mamy szans. Nasi chłopcy trenują piłkę nożną już od wielu lat. Nie wspomnę też, że są o wiele wyżsi.

– Mamy dwie godziny WF, bo nie ma baby od matematyki – uśmiechnęłam się pod nosem. Jest! Nie ma matmy! – i będziemy grać w trzy sporty. Siatkówka, koszykówka i piłka nożna.

– Jejuu – przeciągnęłam ostatnią literkę słowa i zaczęłam się przebierać.

Wszystkie dziewczyny były już przebrane, a ja byłam ciekawa, co słychać u Mike, w końcu musiał się przebierać z Baileyem w jednym pomieszczeniu.
Nauczycielka sprawdzała obecność, a chłopcy wchodzili na boisko. To się nazywa wejście smoka.
Ustawili się naprzeciwko nas.
Jak na złość Carter musiał stanąć dosłownie naprzeciwko! Już sam jego wyraz twarzy mnie rozmieszał.

– Carter! Patricia! – krzyknął na nas trener. Wystarczy, że na siebie patrzymy, a on już nas opieprza.

– Dzisiaj zagracie dziewczyny przeciwko chłopakom – oznajmił, chłopcy zabuczeli, a dziewczyny się zaśmiały. Dlaczego? Nie wiem, ciężko stwierdzić. – Będziecie grać w siatkówkę, piłkę nożną i koszykówkę. Gra ma być fair! Żadnego rozpraszania dziewczyny, a chłopcy żadnego podniecania się podczas gry! – zaśmiałyśmy się, ale nie z tekstu trenera, tylko naszej trenerki, która za jego plecami go przedrzeźniała. Czyli już rozumiemy, że mamy pozwolenie na wszystko.
– Rozgrzewkę poprowadzi Carter i Trisha, za to, że dzisiaj gadaliście – zachichotała nasza trenerka.
Zgodnie z poleceniem zaczęliśmy po prostu biec obok siebie na boisku.

– Siedem okrążeń! – krzyknął Car, a wszyscy jęknęli, a my się tylko zaśmialiśmy.

***
– Dziewczyny wybierzcie, na który kosz chcecie grać. Nasza kapitanka wskazała kosz po prawej stronie. Uśmiechnęłam się, bo wiemy, że na prawej stronie jest trochę wyższe podłoże i niższy kosz. Takie niedociągnięcia, ale chłopaki o tym na szczęście nie wiedzą.

– Chłopcy, nie faulować mi dziewczyn, jak to się stanie, to wzywam od razu rodziców! – zaśmiała się, wezwanie rodziców oczywiście było żartem. Kiepskim, ale żartem.

I gra się zaczęła, idealnie biegłam z piłką, miałam już właśnie podawać do Heather, ale podałam do Jessici. Wszystko przez Cartera! Biegł za mną, ja o tym wiedziałam, ale nie wiedziałam, że ten debil wykorzysta mój czuły punkt! No debil!
Na szczęście, mimo że Jess była kryta to i tak sobie idealnie poradziła.

– Carter, ogarnij się w końcu! – krzyknął na niego Aaron. Tak bardzo mu przeszkadzał widok Cartera i mnie?

– Idź, graj, bo na razie dajecie dupy na boisku! – od krzyczałam i pobiegłam wspomóc dziewczyny. Trener nie zareagował nic. Miał kamienną twarz. Oby po tym nie zawiesił Cartera.

Dobra, gramy dalej. To przecież tylko zabawa, nie?

Znowu mam piłkę, tak! Biegnę, kozłując, nikt nie stoi mi na drodze, wszyscy kogoś kryją, tylko nie mnie. Coś jest nie tak. Nagle czuje, jak upadam, było tak blisko bym podbiegła do kosza!
Teraz czuje tylko ból w kostce, bardzo boli. Zaciskam pięści, żeby tylko się nie popłakać.

– Coś ty zrobił idioto?! – usłyszałam krzyk McLevisa na... Aarona?

– Nic nie zrobiłem, to ona nie potrafi biegać, dziwka – ostatnie słowo mruknął tak, że słyszałam je tylko ja, ale Carter chyba też usłyszał. Niby tako bad boy, ale przy trenerze nic nie powie, boi się zawieszenia.

– Co powiedziałeś?! – jest mi źle, że mój przyjaciel kłóci się z kapitanem. To moja wina. Jednak czemu nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa?

– Że jest dziwką! – czyżby ktoś się zdenerwował? Teraz na pewno dostanie zawieszenie. Nie przejmuje się tym, że mnie tak nazwał, sam jest męską dziwką.

– Carter! – krzyknęłam, próbując wstać, ale boląca kostka mi to nie umożliwiła. Blondyn rzucił się na niego, po to, aby mnie bronić. Przez chwile on był na górze i Aaron dostawał w twarz, ale od razu się to zmieniło i było na odwrót.
Łzy mi poleciały, chłopcy i trener próbowali ich rozdzielić, a ja byłam taka bezsilna.

– Zawieszeni! Oboje! – krzyknął trener, a oni wtedy zluzowali. Carter był w o wiele gorszym stanie niż Bailey. Miał ranę na łuku brwiowym, w kąciku ust i z nosa sączyła się krew.
Aaron za to miał ranę na policzku i skroni.

– McLevis, weź przyjaciółkę do pielęgniarki, a potem wstaw się do dyrektora. Tam będą czekać twoi rodzice i Baileya – mruknął wkurwiony. Musiał w końcu zawiesić dwóch dobrych zawodników, a za niedługo mecz.
Blondyn wziął mnie na pannę młodą i zaczął iść, a Aaron został z trenerem, coś dyskutowali, ale nie wiem o czym. W oddali widziałam naszą trenerkę, Pani Mouse, która dzwoniła prawdopodobnie do rodziców tej dwójki.
Spojrzałam na Mike'a, który był zszokowany. Podbiegł jednak do nas, jak się tylko otrząsnął.
Wszyscy plotkowali o nas, super.

– Daj, zaniosę ją. Ty lepiej wstaw się do dyrektora – zaproponował szatyn, ale mój przyjaciel się nie zgodził.

– Nie, zaniosę ją, a ty po prostu będziesz jej pilnował. Zadzwoń do mnie, jak pielęgniarka będzie kazała jej wyjść – nadal byłam wszystkim zszokowana, ale w końcu się odezwałam.

– Carter, daj spokój. Narobiłeś sobie kłopotów przeze mnie. Dam rade sama pójść, Mike mi pomoże, a ty masz iść do dyrektora – rozkazałam – nie chce, żebyś przeze mnie miał problemy...

- Ale...

– Żadnych "ale"!! – krzyknęłam – puść mnie i tak wystarczająco zrobiłam dzisiaj.

To była moja wina, mogłam od razu zareagować, a nie się patrzeć... Jak zwykle moja wina.

– Nie tym razem, Trisha – westchnął – nie pozwolę cię tak traktować. Nie jesteś żadną dziwką, nie zasługujesz na to, by ktokolwiek tak na ciebie mówił – spojrzał się na mnie pierwszy raz od momentu, kiedy idziemy do pielęgniarki. Mike nic się nie odzywał, może to i lepiej? Blondyn teraz jest wstanie, wkurzyć się o byle gówno.

– Już jesteśmy, puścisz mnie? – zignorował mnie i odezwał się do Mike'a.

– Otwórz drzwi – rozkazał, a ja tylko przewróciłam oczyma i odchyliłam głowę do tyłu w geście bezbronności.
Piwnooki posłusznie wykonał polecenia, a pielęgniarka spojrzała się na nas jak na wariatów.
Carter delikatnie położył mnie ma łóżku pielęgniarskim. Wytłumaczył wszystko pielęgniarce i rozkazał Mike'owi mnie pilnować i informować go, co się dzieje.

– Mocno boli cię kostka? – Szczerze? To tak! Jednak nie jest złamana, mogę nią ruszać, tyle że boli.

– Troszkę tak – skłamałam. Cholernie boli.

– Na razie ci ją usztywnię, wygląda mi na zwichniętą, ale niestety nie ocenie, którego stopnia – to są jeszcze jakieś stopnie? Ból nie ustaje, a ja chyba się zaraz znowu poryczę.
Na szczęście Mike, chcąc dodać mi otuchy, złapał mnie za rękę. Pomogło, miałam poczucie, że jest tutaj obok. Tyle mi wystarczyło.

– Zadzwoniłam po rodziców, zaraz będą – uśmiechnęła się szczerze, a ja odwzajemniłam uśmiech. – Zapomniałam dopowiedzieć, że musisz jechać do szpitala.

– Muszę? Nie lubię szpitali – jęknęłam, na co szatyn, który nadal trzyma moją rękę, się zaśmiał.

– Niestety musisz, jeżeli jest to zwichnięcie II stopnia lub III, to nie chce być w twojej skórze – zaśmiała się, chcąc rozluźnić atmosferę, a ja tylko się spięłam bardziej. – Przepraszam, nie tak miało brzmieć.

***

Do przyjazdu mamy, piwnooki mnie ciągle rozweselał. Cieszę się, że mam kogoś teraz przy sobie. Mimo że chciałam, aby Carter rozwiązał swoje problemy, to wolałabym, żeby to on tutaj siedział zamiast Mike'a.

– Patricia! Coś ty zrobiła? – zapytała zmartwiona mama.

– To nic takiego, tylko zwichnięcie – starałam się ją uspokoić, ale nie pomagało. Musiała pielęgniarka jej wszystko powiedzieć, co było skutkiem, czy to poważne itp.

– Tylko zwichnięcie?! Wiesz co to jest zwichnięcie?! – przewróciłam oczami na jej nadopiekuńczość.

Mike pomógł mi dojść do samochodu, pożegnałam się i z mamą pojechałyśmy w stronę szpitala.

Ja:
Odezwij się, jak wyjdziesz od dyrektora.

Nie musiałam czekać długo na odpowiedź, a wątpię, żeby wyszedł tak szybko.

Car :*:
Jeszcze nie wyszedłem, ale mogę pisać.

Ja:
Nie odpisuj!

Car :*:
Jak się czujesz?

Car :*:
Halo?

Car :*:
Odpisz!

Car :*:
Martwię się, mała!

Car :*:
Dobra, wygrałaś. Napiszę, jak wyjdę. Moi rodzicie, nie są źli, a twoja mama nie oszalała?

Ja:
Napisz, jak wyjdziesz ;)!

***

– Na szczęście to tylko skręcenie, nic złego – uśmiechnęła się przemiła pani doktor.

– Dziękuję Pani za zaopiekowanie się moją córeczką – powiedziała, po czym wręczyła pani dr. wielką czekoladę. Na co ja się uśmiechnęłam, bo moja mama była taką kochaną osobą.

– Nie trzeba było – uśmiechnęła się. – Taka moja praca.

– I tak jestem wdzięczna. Patricia jest moim oczkiem w głowie – oznajmiła, a mi się zrobiło ciepło na serduszku.

– Zauważyłam – zaśmiała się, ale zaraz zaczęła znów mówić – Patricia, musisz teraz oszczędzać się, chodzić mało, przez pierwszy dzień najlepiej przeleż, chybachyba że będzie boleć mocno, to leż jeszcze jeden dzień dłużej. Jeżeli przed dwa dni opuchlizna nie zejdzie minimalnie, masz od razu się do mnie zgłosić. Maścią, którą ci przepisałam, smaruj dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Po tygodniu możesz wrócić do szkoły. Jednak, żebym ja była spokojniejsza, że się nie pogorszy, to lepiej oszczędzaj się, dziecino. I wpadnij do mnie jeszcze za tydzień, rano przed szkołą.

– Dziękuję Pani bardzo – uśmiechnęłam się i poczułam rękę mojej mamy na moim ramieniu.

Wyszłyśmy ze szpitala, a ja zobaczyłam, że mam aż siedem nieodebranych połączeń od Cartera i osiem od Mike'a.
Postanowiłam, że oddzwonię dopiero jak będę w domu.

– Słyszałaś, co mówiła Pani doktor? – zapytała mnie, a ja odwróciłam się do niej.

– Tak – uśmiechnęłam się szczerze. Lubie jak ludzie się o mnie martwią, wiem wtedy, że jestem dla nich ważna.

– Ta twoja pielęgniarka mnie przestraszyła! Jak można nie odróżnić zwichnięcia od skręcenia?! – i się zaczyna...

– Mamo, spokojnie. Nic mi nie będzie, pomyliła się, każdy mógłby się pomylić – starałam się ją lekko uspokoić.

– Masz racje, poniosło mnie – mruknęła.

***

Byłam już w domu, mama pomogła mi się doczołgać do pokoju, w momencie, kiedy położyła mnie na łóżko, poczułam ulgę.
I znowu coś mi dzwoni, a telefon jest na fotelu obok biurka!
Postarałam się wstać, ale ta kostka mnie strasznie boli. Dobra jest! Mam telefon, ale jak na złość przestał dzwonić.

Oddzwoniłam do Mike'a, bo to on akurat do mnie dzwonił. Nie udaje, jestem zdziwiona, bo myślałam, że to Carter.

– Cześć, Bobek! – odezwałam się pierwsza i zaśmiałam.

– Przestań – również się zaśmiał – proszę, nie mów tak przy ludziach.

– No dobrze, dobrze – uśmiechnęłam się, mimo że wiem, że nie zobaczy tego gestu.

– Mógłbym wpaść? Z popcornem, piciem – zaśmiał się, a ja od razu zrobiłam to samo.

– Jasne! Wpadaj, Bobku – uśmiechnęłam się, a ten tylko westchnął rozbawiony i się rozłączył.

Poszłam z powrotem położyć się na łóżko, teraz postanowiłam oddzwonić do mojego przyjaciela.

– Cześć, Carter! – uśmiechnęłam się.

– Dzwoniłem do ciebie dziesięć razy – mruknął.

– Siedem – poprawiłam go – przepraszam, ale dopiero w domu jestem.

– Jak tam się czujesz? – czy on mnie zignorował!?

– Jak było u dyrektora? Jaką kare dostałeś? – usłyszałam jego westchnięcie i zachichotałam.

– Znośnie, moi rodzice nie byli źli, ale Baileya tak. Przechodząc, słyszałem, jak krzyczeli na niego, że na dziewczyny powinien uważać i takie tam – westchnął znowu – trener powiedział, że mnie nie zawiesi, bo broniłem przyjaciółki i mnie podziwia, bo on by tego nie zrobił. Bailey jeszcze raz coś takiego zrobi i wylatuje z drużyny.

– Uf, nawet nie wiesz, jak się ciesze, że nic ci się nie stało z mojego powodu – ucieszyłam się, na prawdę się ciesze!

– Posłuchaj, mała – uśmiechnęłam się na jego zdrobnienie. To jest takie urocze! – nawet jakby mi coś zrobili, rodzice wydziedziczyli, to i tak nie żałowałbym niczego.

– Uwielbiam cię, Carter – powiedziałam. Chciałam go tak bardzo przytulić teraz.

– Patricia! Gościa masz, więc się ubierz! – krzyknęła do mnie z dołu, a ja się zarumieniłam.

– Muszę kończyć, buziaki! – powiedziałam i od razu się rozłączyłam. Wiedziałam, że Mike'a przyszedł.

– Hejka – powiedział i wszedł do pokoju.
Automatycznie się podsunęłam pod ścianę, klepiąc miejsce obok.

– Jak się czujesz? – zapytał zmartwiony.

– Znośnie, a ty? – zapytałam go również.

– Oglądamy coś? – uniknął pytania, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.

– Weź, podaj laptopa, leży na biurku – oznajmiłam i wskazałam na biurko. Podał laptopa i ustawił go na poduszcę na końcu łóżka.

– Mów, co cię trapi – zapytałam w końcu, bo widzę, że coś się dzieje.

– Co? Nie, nic mnie nie trapi – odpowiedział zakłopotany.
Spojrzałam na niego.

– Mów, co cię trapi – powtórzyłam.

– No dobra – westchnął – Czy ty kochasz Cartera?  

★★★


My Bad BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz