Asir chodził nerwowo wzdłuż wejścia do Lokum. Dax powinien pojawić się koło południa, tymczasem zapadał już zmrok, a wciąż nie było po nim śladu. Jego przyjaciel był jednym z najlepszych wojowników i przed Żniwami naprawdę niewiele rzeczy mogło mu zagrozić. Teraz nastąpiły zmiany, które tymbardziej nie pozwalały mu na utratę ludzi. Z jego klanu i tak zginęło już zbyt wielu. Pomyślał o Bel i żal ścisnął mu serce. Bez Belezy wszyscy powoli umierali, a koniec jednego z najpotężniejszych klanów był pewniejszy niż kiedykolwiek przedtem., Mimo wszystko to nie to bolało go najbardziej. Dziewczyna była jego młodszą siostrą, której przysięgał bronić za wszelką cenę. Zawiódł.
Z rozmyślań wyrwał go tupot ciężkich butów o trawę. Daleko mu było do słuchu Caneta, ale z Daxem łączyła go tak silna więź, że potrafił rozpoznać nawet dźwięk, z jakim przyjaciel uderzał stopami o ziemię podczas chodzenia. Wybiegł przed siebie nie zwarzając na nieostrożność którą się wykazał.
Pierwszym co zrobił gdy dotarł do chłopaka było obejrzenie, czy nie miał żadnych ran, ale oprucz kilku niegroźnych otarć i tony brudu wyglądał całkiem przyzwoicie. Już chciał zasypać go gradem pytań, kiedy zatrzymał go jednym słowem.
- Potem – obiecał, a jego ton i wyraz twarzy wskazywały na ogromne zmęczenie. – Wejdźmy do środka – Poprosił i zaczął kierować się do wejścia.
Lokum z zewnątrz przypominało ogromną twierdzę w środku puszczy, otoczoną czterometrowym, grubym, betonowym murem z kilkoma bramami. Wewnątrz znajdowały się małe, rodzinne domki, duży plac, na którym odbywały się wszystkie wymiany, szpital, kaplica oraz ogromny pałac w centrum, jednak to, co najbardziej wartościowe ukryli w koronach drzew i pod nimi. Wysoko nad ich głowami były punkty strzeleckie, zbrojownie oraz punkt patrolowy, natomiast wejście do podziemi znajdowało się w pałacu. Składały się one z labiryntu korytarzy prowadzących do Lochów, hal treningowych oraz kilku wyjść poza mur.
Jeszcze parę tygodni temu mieszkało tu prawie pół tysiąca osób, całość osłonięta była magiczną barierą osłonną, a w stajniach, zamiast koni i kuców stały pegazy i jednorożce. Ponad połowa jego ludzi nie przeżyła żniw, a brak Almy i Zaru w ciągu następnych kilku dni doprowadził do śmierci wszystkich ocalałych istot magicznych, bariera zniknęła, a całe Lokum zaczęło się rozpadać.
Dojście do komnat Asira zajęło im niecałą godzinę i choć nie był to męczący spacer, nadmiar wrażeni dzisiejszego dnia spowodował, że obaj padali z wysiłku i nic nie było bardziej kuszącego od wizji długiego, upragnionego snu, na który jednak nie mogli sobie jeszcze pozwolić. Zbyt wiele spraw wymagało omówienia.
- Widziałem dzisiaj Almę - zaczął niepewnie Dax, a w oczach Asira znów błysnęła nadzieja. Nikt nie zastąpi mu Bel, ale może przynajmniej uratuje od śmierci jego ludzi – była jeszcze dzieckiem. Nie wyglądała na zaniedbaną, więc pewnie ktoś się nią opiekuje, ale kiedy ją zobaczyłem była sama.
- To dlatego tak długo cię nie było? – zapytał, bo zważywszy na to, że nie przyprowadził ze sobą malucha, nie wydało mu się to prawdopodobne. Był zbyt dobry na zabawę w podchody, zwłaszcza, kiedy jego celem było dziecko.
- Niezupełnie, tak jakby wpadłem trochę w pułapkę – przyznał niechętnie, po czym opowiedział mu całą historię.
Nie mógł w to uwierzyć, przekonał go dopiero ten specyficzny zapach. Kiedyś towarzyszył im codziennie, tak trudno było zapomnieć, że już nie był dla nich czymś oczywistym. Jego przyjaciel wręcz promieniował Zarem, zupełnie jak jego siostra, chwilę po stworzeniu bariery.
- Myślisz, że to była ona? – Nie był do końca pewny, czy chciał poznać odpowiedź na to pytanie.
- Ta dziewczynka? Nie sądzę, w końcu władać Zarem można dopiero po otrzymaniu imienia, była na to za młoda. – Widział, że jego przyjaciel też nie jest do tego przekonany.
Władanie Zarem w wieku tego dziecka jest bolesne, a przede wszystkim niebezpieczne, poza tym w większości przypadków po prostu niemożliwe. Obaj chcieli natychmiast wykluczyć tę ewentualność, jednak nastały czasy, w których ludzie przestali dbać o dobro innych. Liczyło się tylko to, by przeżyć, nie waż jak i czyim kosztem.
- Wiesz że dla niektórych to wcale nie jest argument – warkną zły.
Wiedział, że takie postępowanie jest niemoralne, mimo wszystko zaczął się zastanawiać jak daleko byłby w stanie się posunąć, żeby uratować swój klan. Naraziłby to dziecko? Pozwalałby mu cierpieć i być może zginąć, żeby zyskać na czasie? Cóż, gdyby odrzucił to rozwiązanie, nie byłoby sensu dalej o niej rozmawiać, a jednak wciąż ciągnęli ten temat.
- Nawet jeśli, wątpię, żebyśmiał rację. Kiedy ją niosłem miałem wrażenie, że jest nie przytomna. Myślę żektoś się nią opiekuje. – Pokiwał głową na słowa przyjaciela. Miał nadzieję, żesię nie mylił i nie będą musieli krzywdzić dziewczynki, zwłaszcza, że mielinóż, po który naprowadzi ich na jego domniemanego właściciela
CZYTASZ
Na czas
FantasyW Klanie Cienia końcowe odliczanie właśnie się rozpoczęło. Jedynym ich ratunkiem byłoby znalezienie potężnej Obdarowanej, zdolnej do utrzymania ich przy życiu, problem w tym, że od Żniw nikt żadnej nie widział, a nie są jedynymi, którzy na nie polu...