[1]

370 41 38
                                    

dzień wcześniej

Poprawiłem marynarkę i wszedłem do budynku, w którym miałem spędzić nadchodzący czas.
Wiedziałem, że nie będzie to zwykła praca zważywszy na problemy trapiące miasteczko i jego mieszkańców. Narkotyki, układy, wieczne szemranie, bójki, alkohol, morderstwa, gwałty. Zastanawiałem się skąd ci ludzie biorą w sobie odwagę by w ogóle opuszczać swoje domy.
Otworzyłem duże szklane drzwi i podążyłem korytarzami zgodnie z przekazanymi mi instrukcjami. Moja pamięć, i perfekcyjnie złożona kartka w kieszeni, okazały się być jak zwykle niezawodne, gdyż już chwilę później stałem przed drzwiami biura komendanta. Zapukałem i ucieszyłem się gdy niemalże od razu usłyszałem pozwolenie na wejście. Skorzystałem z niego natychmiastowo, chcąc jak najszybciej przystąpić do pracy.

- O, pan Bane! Dobrze, że już pan przybył- mężczyzna uśmiechnął się w moim kierunku. Miał krótkie, brązowe i dobrze ostrzyżone włosy. Do tego granatowy mundur, lekko przyciasny w pasie, a także, wartą mniej niż można przypuszczać, odznakę.

- Dzień dobry, Panie Madlock. Także cieszę się z możliwości rozpoczęcia tu pracy. Słyszałem jednak, bo tylko tyle raczył mi pan powiedzieć, że sprawa jest wyjątkowo dziwna i trudna- powiedziałem odrobinę mniej przychylnym tonem i usiadłem na krześle przed jego biurkiem. Nie musiałem czekać na jego pozwolenie. Doskonale wiedziałem, że wolno mi tu trochę więcej niż reszcie pracowników.
Mężczyzna zmieszał się i zastukał palcami w blat biurka.

- No cóż, na pewno odstaje od pana codziennych spraw. Chodzi o morderstwo- powiedział i odetchnął głośno, jak gdyby ktoś zdjął z jego pleców pewien ciężar.

- Panie Madlock, nie wiem na ile zapoznał się pan z moją osobą i pracą, ale morderstwa i łapanie ich sprawców to mój chleb powszedni- uśmiechnąłem się kpiąco.

- W tym rzecz. Nie chodzi o łapanie mordercy. Tylko... o zatuszowanie śladów i zniszczenie dowodów- usłyszałem. Uniósłem brew i rozsiadłem się wygodniej.

- Co ma pan na myśli? Po co ukrywać mordercę?

- Otóż... jak pan wie, nasze miasteczko jest pełne przestępczości i typów spod ciemnej gwiazdy. Znaleźliśmy jednego z nich. Uduszony. Jego trup pływał w rzece. Przystąpiliśmy oczywiście do szukania sprawcy. No i się znalazł. Otwarcie powiedział naszym komisarzom, że zabił tego człowieka. Nie oponował kiedy zabierali go na komisariat.

- W czym problem? Jeśli macie na niego dowody, a on się przyznaje to wypadałoby go ukarać, czyż nie?- zapytałem ostrzejszym tonem.

- Nie możemy.

- A to dlaczego?

- Chłopak wie więcej niż my. O tym w jaki sposób działa ta społeczność. Mógłby nam powiedzieć wiele interesujących rzeczy. Poza tym...- westchnął, a jego twarz złagodniała- po prostu mi go szkoda.

- Szkoda panu mordercy? Ten człowiek odebrał komuś życie, jak można go żałować?- zmarszczyłem brwi i poruszyłem się niespokojnie na krześle.

- Nie wie pan jak wygląda życie w tych dzielnicach ani jak smutne twarze mają tamtejsze dzieci. Znam tego chłopaka, nie jest zły, tylko trochę pogubiony. Nie wydaje mi się żeby to zrobił. Myślę, że kogoś kryje, a nawet jeśli to jego sprawka, to wydaje mi się, że to nie jest cała historia. Czegoś mu tu brakuje.

- Co ma pan na myśli? Któreś z dowódów są niezgodne?

- Nie, nie. Po prostu nie rozumiem czemu miałby to zrobić. A dzieciak milczy jak zaklęty. Poza przyznaniem się powiedział tylko, że chce na komisariat iść ze swoim psem, a my nie musimy go zakuwać. Widzi pan, mordercy się tak nie zachowują. Chyba, że żałują popełnionych czynów, albo wcale ich nie popełnili.

fingerprints [Malec] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz