✖ one

15.5K 529 40
                                    

a/n: nawet nie wiem, jak skomentować fakt, że zaczęłam publikować kolejne opowiadanie... tym razem w obroty wzięłam hemmingsa. mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś całkiem fajnego. :) 

Luke Hemmings znany był wszem i wobec jako człowiek nieprzewidywalny, nieco uparty, z tysiącem zwariowanych pomysłów, bez planów na przyszłość, ale za to z pozytywnym nastawieniem do życia. Nikt nigdy nie wiedział, co w danym momencie siedzi w jego głowie; Każda propozycja chłopaka na spędzenie czasu w sposób mniej „mainstreamowy”, jak to sam określał, była wpisywana na listę „jak zginąć w niekonwencjonalny sposób”, która od ponad czterech lat wdzięcznie zdobiła ścianę w sypialni Ashtona Irwina, najlepszego przyjaciela Lucasa. Co najlepsze, lista ta z każdym dniem robiła się coraz dłuższa. 

Dwudziestoczteroletni Australijczyk nie znosił nic nierobienia. To chyba dlatego rzucił studia – dla niego były one wyznacznikiem nudy i lamerstwa, czym młodzież zwykła określać zachowanie ludzi, którzy całą uwagę poświęcają książkom i nie potrafią dobrze się bawić.

Luke taki już był; Uwielbiał uczucie adrenaliny buzującej w jego ciele, uwielbiał czuć dreszczyk emocji, a nawet ten paraliżujący strach tuż przed zrobieniem kolejnego głupstwa. Uwielbiał satysfakcję towarzysząca mu po spełnieniu kolejnego wyznaczonego przez siebie celu. 

W jego dość bogatym życiorysie można z łatwością doszukać się autostopowej wyprawy z Przylądka Wilsona na Przylądek Jork, skoku na bungee, nurkowania w pobliżu Wielkiej Rafy Koralowej, lotu balonem i szybowcem, czy wspinaczki na Górę Kościuszki (oczywiście na pewną wysokość, Luke nie był przecież urodzonym alpinistą, himalaistą czy czymś podobnym!). Raz zdarzyło mu się nawet biegać nago po śniegu, gdy zimą wyjechali ze znajomymi na północny kraniec kraju. 

Datę 03.02.2014 roku Luke Hemmings planował wpisać w kalendarzu jako datę jego pierwszego skoku ze spadochronem. 

— Stary, to się dobrze nie skończy – westchnął Ashton, popierany głośnym „to prawda!” od Caluma i Michaela, pozostałych członków tak zwanej Sfory Summersów, w skrócie SS. Dlaczego? Bo cała czwórka chłopaków tworzyła nieznany nikomu zespół o dość dziwacznej nazwie – 5 Seconds of Summer.

— Wyluzuj, Ash. Jestem dużym chłopcem, wiem co robię. – Luke uśmiechnął się szeroko i przejechał językiem po czarnym, metalowym kolczyku widniejącym na jego dolnej wardze. Uczucie niezmiernej ekscytacji wręcz rozrywało chłopaka od środka. 

— Masz przynajmniej wykupione dobre ubezpieczenie? Wiesz, żeby Liz mogła przynajmniej dostać jakieś pieniądze na twój pogrzeb – wtrącił się Calum. Hood opierał się o betonowy murek i wcinał orzeszki ziemne, po cichu marząc, że kiedyś w końcu nadejdzie ten dzień, w którym Luke Hemmings zmądrzeje. A wszyscy wiedzieli, że to się prędko nie stanie. Trójka chłopaków stała więc na płycie byłego lotniska wojskowego na obrzeżach Melbourne i błagalnymi spojrzeniami próbowała odwieść kumpla od wykonania tego idiotycznego pomysłu, jakim był skok ze spadochronem. 

— O to się nie musisz martwić – zaśmiał się Lucas i teatralnie klepnął swojego kumpla w plecy. Nie szczędził przy tym siły; Calum miał wrażenie, że jego oczy wypadną z oczodołów i potoczą się w stronę nieszczęsnego helikoptera, do którego za chwilę wsiądzie dwudziestoczteroletni idiota. 

— Ale zapisałeś mi w testamencie swoją gitarę?! – zakrzyknął milczący do tej pory Michael. Michael Clifford był ewenementem wśród ludzi, bo jednego dnia jego głowa mogła służyć jako znak „Idź” przy przejściu dla pieszych, a drugiego zaś świeciła na czerwono niczym lampki w ogromnych wiatrakach na farmach wiatrowych. Ogólnie rzecz ujmując, Mikey kolor włosów zmieniał częściej niż Luke bieliznę, a to budziło już w ludziach niewyjaśnione obawy. 

— Dzięki za wiarę we mnie i moje umiejętności kaskaderskie. – Luke zaśmiał się serdecznie, zarzucając na jedno ramię plecak ze spadochronem. – W razie gdyby coś poszło nie tak, przekażcie mamie, że ją kocham. I po mojej śmierci zróbcie imprezę pożegnalną. Ale taką, żeby wpisała się w historii Melbourne, jasne?!

Chłopaki wydali z siebie pomruk niezadowolenia, co Hemmings skwitował jedynie machnięciem ręki. Zawsze brał pod uwagę opcję, że coś może pójść nie tak, ale zdecydowanie bardziej wolałby, gdyby jego przyjaciele nie dobijali go jeszcze bardziej. 

Ostatni raz zerknął na blade twarze kolegów, wziął głęboki oddech i odwrócił się na pięcie, by rozpocząć szaleńczy bieg w stronę pracującego w oddali helikoptera. 

— JAK MAMY W CIEBIE WIERZYĆ, SKORO TY SAM W SIEBIE NIE WIERZYSZ?! – krzyknął za nim Ashton. Luke go już nie słyszał, ale zanim wskoczył do ogromnej maszyny mającej wynieść go na wysokość 4,000 metrów, zerknął przez ramię i z tym pewnym siebie uśmiechem na ustach zasalutował przyjaciołom. 

Kiedy helikopter oderwał się od ziemi, a Luke wyjrzał przez okno i z uwagą obserwował malejące punkty na ziemi stwierdził, że jest największym popierdoleńcem na tej planecie. 

Z taką też myślą wyskoczył z helikoptera niespełna dziesięć minut później. 

parachutes ✖ l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz