✖ twenty - two

3.5K 352 23
                                    

a/n: KONCERT SOSÓW RÓWNO ZA TYDZIEŃ, SŁYSZYCIE MÓJ PŁACZ? halo, nie ogarniam, ślijcie pomoc. ;-; ale abstrahując od mojej rychłej śmierci, wielkie, przeogromne, tłuściutkie dziękuję w stronę Lennie_28! Pozdrów przyjaciółkę! Jeny, aż się cieplutko na sercu robi, kiedy człowiek czyta miłe słowa odnośnie czegoś, nad czym zawzięcie pracuje. Nie wiem nawet, jak mam Wam dziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze, bo to są te dwie rzeczy, które zawsze dają mi mega kopa do dalszego pisania. Jesteście najcudowniejsi! ♥Zazwyczaj nie odpisuję na komentarze na Wattpadzie, by ich sobie nie nabijać, więc jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania, zapraszam na twittera (@namelesspinks) - tam jestem zawsze, kiedy nie śpię :D Przypominam też o twitterowym hashtagu - #SpadochronyFF.

No to chyba tyle, trzymajcie się ciepło i życzcie mi powodzenia na ustnym polskim! Love youuu! ♥


Podczas ponad dwugodzinnego lotu do Brisbane, Skylar i Luke, dla zabicia nudy rzucali przedziwnymi pomysłami jak „zbuduję prom kosmiczny i zamieszkam na Marsie", co skrupulatnie odciągnęło dziewczynę od kończenia rysunku przedstawiającego ogromny bukiet róż. A oprócz upierdliwego Mike'a, który przez bite pół godziny kopał w fotel blondynki, nic nie zakłóciło spokoju pasażerów samolotu. Nie było żadnych terrorystów, żadnych porywaczy czy dziwnych spadochroniarzy-amatorów, chociaż jeden z takowych wybryków natury znajdował się na pokładzie.

- Hemmings? - Skylar mruknęła, kładąc głowę na ramieniu chłopaka. - Co czułeś, jak leciałeś do mojego basenu?

Luke parsknął śmiechem, bo domyślał się, że prędzej czy później padnie podobne pytanie, ale nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad konkretną odpowiedzią. Tak naprawdę pamiętał jedynie, że buzująca w żyłach adrenalina mieszała się z paraliżującym strachem, a podekscytowanie nie ustąpiło ani na minutę. I, chociaż wtedy był pewien, że zginie, bez wahania powtórzyłby skok po raz kolejny.

- Z początku myślałem, że przychrzanię twarzą w ścianę któregoś domu. - Wyznał z rozbrajającą szczerością. Zaskoczona Skylar uniosła głowę i obdarowała swojego towarzysza jednym z tych spojrzeń, którymi często witała go w początkowych etapach ich znajomości.

- A ja głupia myślałam, że już niczym mnie nie zaskoczysz... - zaśmiała się, podnosząc głowę, by móc spojrzeć w roześmiane oczy Lucasa. - Ale dobrze, żeś wleciał do basenu.

- Ja tam widzę więcej plusów. Na przykład taki jeden, upierdliwy. Siedzi właśnie obok mnie.

- Awwwwww, Lukey! - Skylar dźgnęła chłopaka palcem w żebro, rozczulona tym tandetnym tekstem. To wyznanie było tak cholernie kochane i słodkie, że dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć. Troszkę z satysfakcji, a troszkę z czystej radości. Luke nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak takie niby niewinne słówka mogą wpłynąć na kobietę i jej samoocenę. Szczególnie, jeśli tą kobietą jest niepoprawna romantyczka czekająca na swojego księcia na białym koniu. - Uroczy jesteś.

- Woods. - Luke rzucił ostrzegawczym tonem, krzywiąc się jak po zjedzeniu ogromnej cytryny. Bo przecież prawdziwy facet nie może być ani słodki, ani uroczy.

- No co? - westchnęła. -Jesteś uroczy bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie. A że czasami rzucasz jakimiś tanimi tekstami na podryw....

- Pogadaj jeszcze trochę, a będziesz spać dzisiaj na zewnątrz.

- Wielkie mi co, prześpię się na plaży. A może przygarnie mnie jakiś przystojny ratownik? O! Jeszcze mi przysługę zrobisz, Hemmings. Z resztą, zawsze mogę iść do Michaela... albo do Caluma.

parachutes ✖ l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz