1. Theo

4.1K 411 58
                                    

Jeśli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się, idź dalej. Wszystko się kiedyś kończy.

Winston Churchill

Theodore nie potrafił spać sam. Odkąd tylko pamiętał, a pamiętał zaskakująco wiele, zawsze miał problemy z zasypianiem w pustym łóżku, bez ciepłego ciała obok i równego oddechu, który mógłby go ukołysać. Może powodem była liczna rodzina i niedobór pieniędzy, w związku z którym w dzieciństwie zawsze dzielił z kimś materac, a może tak po prostu już był skonstruowany. Przewracał się tylko z boku na bok w wygniecionej, spoconej pościeli, licząc barany, psy, koty i wszystkie swoje życiowe niepowodzenia, bo noc zawsze sprzyja liczeniu niepowodzeń.

Próbował wszystkiego. Od mleka z ciastkiem przed położeniem się do łóżka, przez doprowadzanie się do stanu skrajnego wymęczenia, aż po proszki, po których wprawdzie zasypiał na kilka godzin kamiennym snem bez snów, ale zawsze budził się z niego bardziej zmęczony, niż się kładł, więc szybko dał sobie z nimi spokój.

Może to dlatego Theodore panicznie bał się samotności.

Strach przed samotnością nie jest niczym dobrym. Każdy człowiek powinien potrafić być sam, przynajmniej od czasu do czasu. Ale miłość potrafi uzależniać, tak samo jak każdy narkotyk i - tak samo jak narkotyk - czyni ludzi bezbronnymi i nieracjonalnymi. 

Miłość była narkotykiem Theodore'a. Theodore był w stanie wszystko zrobić dla miłości. Wszystko znieść, wszystko przetrzymać i na wszystko się zgodzić. Więc godził się. I godził. Na wiele.

Niektórzy ludzie tacy już są.

Theodore wiedział też doskonale, że nie jest do końca normalny i że nie jest normalnym to, na co pozwala, za choć jedno przychylne spojrzenie i za czuły dotyk od czasu do czasu. Czasem, z rzadka, płakał nad własnym losem, ale tylko wtedy, kiedy nikt nie mógł go zobaczyć. Czasem, jeszcze rzadziej, obiecywał sobie, że z tym skończy. Skończy ze swoim nałogiem, będzie silny i znów będzie mógł patrzeć sobie w oczy w lustrze bez lęku. Te nagłe zrywy odwagi mijały jednak szybko, a jemu mijały miesiące i lata, według tego samego schematu.



- To cię kiedyś zabije, Theo. On cię zabije któregoś dnia, a ty mu na to pozwolisz i jeszcze z ostatnim tchnieniem podziękujesz, że tak długo z tobą wytrzymał.

Theodore popełnił kiedyś błąd i zwierzył się siostrze ze swoich problemów, a ona od tego czasu nie dawała mu spokoju. Zazwyczaj starał się trzymać fason. Nie dlatego, że nie ufał ludziom, ani dlatego, że nie miał nikogo. Wiedział po prostu, że będą nalegać. Nalegać, doradzać i ponaglać, a wszystko to w dobrej wierze, której Theodore wcale nie chciał, ani nie był na nią gotowy. Za rzadko był szczery sam ze sobą, żeby być uczciwym z innymi i jeszcze nie do końca sam sobie zdawał sprawę z tego, że może potrzebować pomocy.

- Ale kiedy ja go kocham - odpowiadał zawsze siostrze, bez zająknięcia, chociaż w to akurat sam już wątpił. Po prostu bał się, że jeśli zaprotestuje, Erick go zostawi i nie będzie miał już nikogo, ani złego ani dobrego. W pewnym wieku, ciężko jest zaczynać od początku i nie zrozumie tego nikt kto jest młody i ma przed sobą setki pierwszych razów. 

Lepsze znane piekło, od niepewnego nieba. Przynajmniej jest ciepło. A Erick przecież nie był pozbawiony zalet. Nie ćpał, nie pił i chodził do pracy. Był po prostu trochę nerwowy.

- To nie jest miłość, Theo. Miłość tak nie wygląda.

Może i nie. Może miłość powinna wyglądać zupełnie inaczej. Ale Theo tylko taką miłość znał. Może gdzieś tam była jakaś inna. Ale z pewnością nie dla niego.



✔ Malutcy, pokruszeni ludzie | YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz