Rozdział 5 Tajemnice

5.5K 416 174
                                    

Następnego dnia rano nieznana sowa przyniosła list do Rona. Rudzielec wbrew ogólnemu zwyczajowi nie zaczął czytać go przy posiłku i bez otwierania włożył go do kieszeni. Jego piegi były niespodziewanie ciemne przy nienaturalnej bladości jego twarzy. Wkrótce potem zjadł resztę śniadania i bez choćby słowa wyjaśnienia odszedł od stołu Gryffindoru nie oglądając się za siebie.

Przez cały dzień nie było go na zajęciach, opuścił również obiad i podwieczorek. Kiedy po południu Harry wrócił do dormitorium i nie znalazł go tam, poważnie się zaniepokoił. W sypialni Gryfonów nie było nawet śladu po Ronie, ale po dokładniejszym przeszukaniu go, okazało się, że kufer Harry'ego stojący w nogach jego łóżka był leciutko uchylony, mimo że poprzedniego wieczoru dokładne go zamknął. Harry szybko sprawdził jego zawartość i okazało się, że jego peleryna-niewidka zniknęła. Przez jakiś czas zastanawiał się nad tym gdzie Ron mógłby pójść i co zawierał jego list.

Dopiero wieczorem, kiedy Harry wszedł do dormitorium, żeby wziąć medalion Slytherina przed spotkaniem z Dumbledore'm zobaczył Rona ponownie. Chłopak leżał na swoim łóżku wpatrując się w wyblakłe wzory wyszywane na aksamitnej powierzchni baldachimu powyżej, zagubiony w odległych myślach.

– Ron! Wszystko z tobą w porządku?

– Tak. – Szepnął. – Nic mi nie jest...

Harry spojrzał na niego z zaciekawieniem, zauważając zmianę, jaka zaszła w jego przyjacielu, nie rozumiejąc jednak skąd się wzięła. Był w tym jakiś cichy blask, trochę sennego uśmiechu, utrata niewinności...

– Spotkałeś się z nim dzisiaj? – Harry zapytał z wahaniem.

Ron skinął głową.

– Pewnie dostanę szlaban za opuszczenie tylu lekcji. – Coś w jego głosie mówiło jednak, że nie obchodziło go to aż tak bardzo.

– Gdzie?

– W Wrzeszczącej Chacie.

– Nieźle.

Ron roześmiał się.

– No cóż, nie wszyscy mogą spotykać się ze swoimi kochankami w dormitorium Gryffindoru w środku nocy, jeśli wiesz, co mam na myśli...

Harry zamarł.

– Skąd o tym wiesz?

Ron uśmiechnął się.

– Daj spokój, Harry. Każdego dnia widzę, co rano jak się budzisz. Zawsze szukasz czegoś obok siebie na długo, zanim otworzysz oczy, szukasz kogoś, kto już przy tobie nie ma...

– Och.

Ron spojrzał na niego z zaciekawieniem.

– Kim on jest? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Nie pisnę słowa. Początkowo myślałem, że to jakiś chłopak z Gryffindoru, Dean albo Seamus, ale potem zdałem sobie sprawę, że nigdy nie traktowałeś inaczej żadnego z nich. Nie widziałem, żebyś patrzył na któregoś z nich z uczuciem. Ani na żadną z dziewczyn, o ile wiesz, o co mi chodzi...

Harry nie wiedział, co powiedzieć.

– Przychodzi do mnie każdej nocy... Ale nie jest moim kochankiem.

Potem przypomniał sobie to jak drżał ubiegłej nocy, kiedy się całowali.

– Jeszcze nie. – Słowa wyrwały się z jego ust, zanim zdążył pomyśleć, co mówi, a po chwili poczuł, że się rumieni. Zastanawiał się, czy nieznajomy mógłby jakoś go usłyszeć... Dokąd odchodził przed świtem? Czy był gdzieś w pobliżu?

Przełknął ślinę.

– A co u ciebie i Remusa? Czy ty... czy wy?

Ron spojrzał na niego jedynie i skinął głową, podczas gdy jego twarz oblała się rumieńcem.

W ciemnościach moich marzeń | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz