Zobaczyłem go i od razu rozpoznałem. Tej twarzy nie byłem w stanie zapomnieć.
Całej tej osoby nie byłem w stanie zapomnieć. Łączyło mnie z nią zbyt wiele.
Łączyło.
Kiedyś.
Właśnie...
Leżałem z nim na kocu rozłożonym na podwórku. Wyczekiwaliśmy spadających gwiazd.
- Frank, mówiłem Ci, że ten pomysł jest do bani. Chuja zobaczymy, nie gwiazdy - zaczął Gerard - dlaczego chcesz je tak bardzo ujrzeć?
- Kocham niebo, ale chciałbym też pomyśleć życzenie - odpowiedziałem zaopatrzony w niebo.
- W takim razie czego byś sobie życzył skarbie?
- Gee, to proste - tym razem swój wzrok skierowałem na twarz towarzysza - Poprosiłbym, żebyś nigdy mnie nie opuścił, żebyśmy zawsze byli razem.
- Nie musisz tego robić i tak nigdy Cię nie zostawię, bo kocham Cię najmocniej na świecie - powiedział wstając - i tak ich nie zobaczysz, chodźmy do domu obejrzeć jakiś film.
- Też Cię kocham - zgodziłem się i poszłam za moim Gee.
Po jakiś dwóch tygodniach już go nie było. Zostawił mnie i złamał obietnicę. Zniknął.
Te wspomnienia powróciły, gdy znów go ujrzałem. Zmienił się, ale nadal wyglądał wspaniale tak jak kiedyś. Za to ja stałem się wrakiem człowieka. Zniszczył mnie.
Spokój.
Nie powinien się tak rozczulać i przejść koło niego, niczym się nie przejmować. Nie pokazywać jak bardzo mnie zranił.
Zaczerpnąłem powietrza i zrobiłem pierwszy krok. Najtrudniejszy. Reszta poszła z górki.
Przeszłem koło niego, ale nie zwrócił na mnie żadnej uwagi.
Po tym moją głowę napełniły pytania.
Gdyby mnie zauważył?
Gdybym wtedy zauważył tę cholerną gwiazdę i złożył życzenie?
Gdybym teraz zauważył nadjeżdżący szybko samochód?