rozdział 2

14 1 0
                                    

Louis:

Wypuściłem kolejny kłąb dymu z mojego papierosa. Wiał zimny wiatr, a niebo było czarne jak smoła. Tak bardzo chciałem mieć balkon w moim mieszkaniu, zamiast wychodzić tutaj, albo schodzić na dół, na ulice, by spokojnie zapalić. Zwykłem palić w środku mojego mieszkania,  dopóki nie dostałem za to nagany. Chłopcy byli w moim mieszkaniu i musiałem wkrótce wrócić, zanim coś zepsują. Mój umysł zaczął wędrować, gdy mój papieros stawał się coraz mniejszy. Nagle usłyszałem hałas. To była winda. Wyszedł z niej chłopak i poszedł prosto na dach. To było dziwne. Zazwyczaj byłem tu jedyny i nigdy wcześniej go nie widziałem. Czy on w ogóle mieszka w tym budynku? 

Gapiłem się na niego próbując zobaczyć jak wyglądał i co robił, ale było ciemno i był kilka stóp dalej ode mnie. Wszystko, co mogłem zauważyć, to były jego kręcone włosy i fakt, że zabawnie chodził. Rzucił mi proste spojrzenie i potwierdził moją obecność, ale wkrótce mnie zignorował i kontynuował to, co zamierzał zrobić. Myślałem, że mógł być pijany. Podszedł do krawędzi dachu. Chciał coś zrzucić? Wpatrywał się? Szpiegował kogoś? Nie miałem zielonego pojęcia. 

Nagle zaczął balansować na krawędzi. Moje serce wypadło z piersi, gdy uświadomiłem sobie, co zamierzał zrobić, a moje stopy natychmiast podjęły działanie. On nie zamierzał skoczyć, prawda? Upuściłem mojego papierosa i przydeptałem jego resztki. Chłopak popatrzył do góry na gwiazdy i wyszeptał coś do siebie. Gdy podszedłem bliżej, usłyszałem, jak liczy w dół. "3... 2..." Mój mózg od razu wiedział, co zamierzał zrobić. Pośpieszyłem się i kiedy tylko powiedział "1" chwyciłem jego ramię w ciągu sekundy, w której skoczył. Ciężar jego ciała przyłapał mnie na straży i włożyłem całą moją siłę w utrzymanie jego ręki. Patrzył na mnie w górę z jego przekrwionymi i zamglonymi oczami.

"Co ty robisz do cholery?! Puść mnie!"

Krzyczał niezwykle ochrypłym głosem z całą siłą jaką miał w płucach.  Potrząsłem głową i dałem z siebie wszystko, by wciągnąć go na górę, ale nie byłem wystarczająco silny. 

"Nie zamierzam tego zrobić, więc lepiej pomóż. Chwyć moją drugą rękę!"

"Nie!"

"Chwyć moją drugą rękę, albo inaczej pociągniesz mnie w dół ze sobą!"

Kłamałem. Jeśli by nie pomógł, to jego ręka by się wyślizgnęła i by spadł. Ja bym oczywiście z nim nie spadł, ale musiałem powiedzieć coś,  co by pomogłoby mu w tej sytuacji. Potrzebowałem, aby złapał moją drugą rękę, więc mógłbym go odpowiednio wciągnąć.

"Proszę!"

Błagałem. Wahał się, ale w końcu się zobowiązał. Złapał moją drugą rękę i w końcu poradziłem sobie z wciągnięciem go.  Kiedy siedzieliśmy już tam bezpiecznie, byłem kompletnie bez tchu. Ukrył swoją twarz w dłoniach i zaczął płakać. Odsunąłem jego ręce i próbowałem zobaczyć jego twarz, abyśmy mogli się prawidłowo komunikować. Jego oczy były całkowicie czerwone na około jego zielonych tęczówek. Odmawiał patrzenia mi w oczy. Jego blada skóra i trzęsące się ciało były oczywiste.  Musiał brać Jakieś narkotyki lub coś takiego.

"Co brałeś?" Zapytałem. Unikał odpowiedzi i tylko więcej płakał. Położyłem moje dłonie na jego ramionach i nim potrząsłem. "Powiedz mi!"

"Przedawkowałem..." Powiedział w końcu. Miał głębszy głos, niż się spodziewałem

"Przedawkowałeś? Co przedawkowałeś?" Brak odpowiedzi. Nie zostawił mi wyboru. "Musisz zwymiotować. To musi wyjść! Wszystko!" 

"Nie." Był taki uparty. 

"Zrób to teraz albo będę musiał zadzwonić po karetkę."

"Ale ja chcę umrzeć. Dlaczego nie pozwolisz mi po prostu umrzeć!?"

"Nie umrzesz, okej? Teraz mnie słuchaj. Musisz zwymiotować. Musisz się pozbyć tego wszystkiego, ze swojego ciała. Rozumiesz?"

Na moje zaskoczenie, zgodził się. Zachęcałem go jeszcze bardziej i zmuszałem do włożenia palców w jego gardło,  dopóki nie zwymiotował. Odwróciłem wzrok, kiedy to robił, ponieważ to nie był za bardzo miły widok. Wymiotował dwa razy i namawiałem go, żeby to robił, aż nic nie zostanie. Widok był przerażający, co wydawał się być dziesiątkami tabletek, opuszczających jego ciało. Wziął ich niewiarygodnie dużo. Robił to dalej, aż nic nie wychodziło oprócz kaszlu.

"To już wszystko. Tak myślę..." Prawie wyszeptał. 

"Okej, dobrze, teraz chodź ze mną."

Powiedziałem i pomogłem mu się dostać z powrotem do windy.  Zatrzymaliśmy się na czwartym piętrze, gdzie mieszkam. Zaniosłem go do moich drzwi. 306. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem, aż któryś z chłopców otworzy. Nie mogłem otworzyć drzwi, kiedy sam niosłem jego ciężkie ciało.  Nagle drzwi się odblokowały i otworzyły. Stanąłem twarzą w twarz z Niallem, który wyglądał na kompletnie zmieszanego. 

"Co do..."

"Wytłumaczę za sekundę, tylko pomóż mi go zanieść do łóżka, zrobisz to?" Powiedziałem bez tchu. Kiwnął głową i pomógł mi zanieść nieznajomego do mojego łóżka. 

"Co tak długo, Tommo?"

Liam zapytał podczas grania w FIFE z Zaynem. Oboje się do mnie odwrócili i nie zauważyli sytuacji, do tamtej pory.

"Kto to do cholery jest?" Zapytał Zayn. 

"Próbował skoczyć z dachu. Wydaje się kompletnie nieobecny... Oczywiście przedawkował." Wyjaśniłem. 

"Nie powinniśmy zadzwonić po karetkę?" Niall zaproponował. Harry chrząknął z łóżka.

"Nie, proszę, nie..." Wybełkotał.

Liam wypił ostatnią butelkę piwa, a Zayn wyłączył grę. Podrapałem się po tyle głowy, podczas gdy próbowałem zrozumieć, co zrobić następnie. Niall wziął szklankę wody i mu ją dał. Wypił ją natychmiast.

"Rozumiem to, że go uratowałeś, Louis, ale... Sprowadzenie go do twojego mieszkania? Zdajesz sobie sprawę, że on może być jakimś psychicznym mordercą?" Liam próbował wyszeptać.

"Nie jestem mordercą." Harry wymamrotał.

"Tylko psychiczny?" Dodał Niall.

"Niall!"

Zayn broni i uderza go. Zachichotałem. Cóż, oni mają rację. Muszę zadać temu facetowi kilka pytań. 

"Gdzie jest twoja rodzina?" Zapytałem. Chłopcy odwrócili się do niego i czekali na odpowiedź., ale on odmówił. "Nie masz nikogo, kogo bym mógł dla ciebie wezwać? Twoja mama? Tata? Przyjaciel? Może dziewczyna?"

Potrząsnął głową i zaśmiał się na ostatnie założenie.

"Nie mam do kogo zadzwonić, bo nikt się mną nie przejmuje. Kropka."

"Gdzie mieszkasz w takim razie? Mogę ci pomóc się dostać do domu, czy coś." Zaproponowałem. 

"Co jest tak trudnego do zrozumienia?! Nie mam nic! Okej?! Nie mam gdzie się zatrzymać, nie mam nikogo kto się o mnie troszczy i nie mam absolutnie nic, dla czego miałbym żyć!"

"Co za smutny, mały człowiek." Liam wyszeptał, a ja przykryłem jego twarz swoją dłonią. 

"TAK CZY INACZEJ. Myślałem, że w takiej sprawie możesz tutaj zostać. Tylko dopóki nie wrócisz na nogi."

"Louis, przemyślałeś to?" Zayn mi wyszeptał do ucha, cicho w przeciwieństwie do innych. "Co jeśli spróbuje jeszcze raz, a ty poniesiesz za to winę? Możesz skończyć w więzieniu."

"Doceniam twoją troskę, ale nie uważam, żeby był zagrożeniem dla nikogo, oprócz siebie." Powiedziałem wystarczająco głośno, żeby to usłyszał. On tylko tulił się dalej do łóżka.

"Odpocznij teraz trochę, uhm...?" Powiedziałem i wyciągam do niego rękę, żeby nią wstrząsnąć. Uśmiechnął się do mnie ze zmęczonymi oczami.

"Harry. Harry Styles." 









Survive [Larry Stylinson] - Tłumaczenie PolskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz