''Harry kolacja jest gotowa!''
Kochany głos mojej matki zawołał z zewnątrz łazienki. Drzwi były zamknięte na klucz, a ja stałem przed lustrem z widocznie czerwonymi przekrwionymi oczami, bladą skórą i mokrymi policzkami. Spojrzałem w dół na moją dłoń, wypełnioną kilkoma rodzajami tabletek mojej matki. Popatrzyłem z powrotem na moje odbicie w strachu. Miałem naprawdę nadzieję, że zadziałają, ale nawet jeśli tak nie będzie, nie zostanę. Nie chciałem, żeby znaleźli mnie martwego w ich domu. Wolałem żeby myśleli, że odszedłem na dobre. Moja matka nie zasługiwała na ten ból, wiem, ale nie mogłem już tego dłużej znieść. Poza tym, jeśli teraz by odmówiła porzucenia mojego pijanego ojczyma, nie miałem innego wyboru, jak tylko odejść. Po prostu nie mogłem zostać w domu, z nim pod dowództwem.
''Harry!" Zawołała znowu, tym razem jeszcze głośniej. Mogłem powiedzieć, że jej głos robił się bardziej niecierpliwy. Moje nogi zaczęły się trząść w nagłym stresie. Muszę to zrobić teraz.
''Sekunda!''
Odkryłem. Okej, to jest to. Jeśli bym tam został dłużej, nabrałaby podejrzeń. Spojrzałem w dół jeszcze raz na tabletki. Zastanawiałem się, czy to jest dobry pomysł, czy też nie. Jeśli bym to zrobił, byłoby to nieodwracalne. Westchnąłem. Nie było więcej czasu do stracenia. Teraz, albo nigdy. Moje dłonie zaczęły się trząść, przez co kilka tabletek spadło na podłogę. Zamknąłem oczy i wmusiłem je wszystkie do moich ust. Popiłem to w dół mojego gardła z odrobiną wody. Musiałem się wynieść, zanim zadziałają. Wziąłem głęboki oddech, odblokowałem drzwi i wybiegłem z łazienki. Próbowałem przetrawić fakt, że to faktycznie zrobiłem. Po tylu latach faktycznie to zrobiłem.
Na szczęście miałem wszystko zaplanowane, więc na zewnątrz łazienki była moja walizka. Spakowałem do niej tylko kilka potrzebnych rzeczy na wszelki wypadek. Musiałem sprawić, żeby mój pretekst był wiarygodny, więc walizka była na to najlepszą drogą. Nie mogłem odejść bez bagażu, bo by się zorientowali, że kłamię. Chwyciłem ją i podszedłem do kuchni, gdzie obydwoje siedzieli w ciszy. Mama wyglądała na bardzo wyczerpaną. Jej włosy były w bałaganie, oczy miała praktycznie czerwone od braku snu i stawała się bardzo chuda, bo ledwie jadła. Paliła teraz już przez cały czas i nie miała już po prostu szczęścia. To było jak mieszkanie ze szczątkami tego, co kiedyś było moją mamą, ale teraz jest kompletnie nieznajomą.
"Po co tam stoisz? Usiądź, chyba że chcesz, aby twoja matka nakarmiła cię jak dziecko."
Joe dokuczał. Siedział tam z kilkoma pustymi butelkami piwa naprzeciwko niego i jedną w połowie pustą w jego ręce. Jego włosy stawały się szare i cienkie, a jego brzuch po prostu stawał się większy każdego dnia. Obrzydzał mnie. Mama nic nie powiedziała, tylko siedziała tam w ciszy. Chyba przyzwyczaiła się do tego, że ja i Joe się nie dogadujemy.
"Nie jestem głodny." Powiedziałem spokojnie, próbując zachować tą konwersacje grzeczną. Joe zachichotał głośno.
"Nie zmieniasz się teraz w anorektyka, prawda?'' Zaśmiał się. Wyraźnie tylko jego to śmieszyło.
"Właściwie to wychodzę." Powiedziałem, a mama w końcu zareagowała. Odwróciła się do mnie z rozszerzonymi oczami. "Zamierzam od teraz żyć z Chadem. Już rozmawiałem z nim o tym. Wszystko jest zaplanowane."
Skłamałem. Chad był jedynym przyjacielem, którego kiedykolwiek miałem i nie był ze mną spokrewniony, ale prawdą jest, że on nawet tu nie mieszkał. Kiedyś był najlepszym przyjacielem mojej siostry, więc kiedy zmarła jakby zniknął na jakiś czas. Przypuszczałem, że mógł ciągle mieszkać gdzieś w Anglii, ale szczęśliwie dla mnie, moja matka nie miała pojęcia, że nie rozmawiałem z nim przez lata. To znaczy, mieszkaliśmy w Los Angeles od prawie roku. Ze wszystkich miejsc w tym cudownym mieście, Joe wybrał stare, brudne i malutkie mieszkanie na okropnej ulicy ze słyszalnymi strzałami co drugi dzień. Mieliśmy szczęście, że do miasta jest tylko kilka przecznic.
"Nie możesz po prostu odejść! Wciąż jesteś niepełnoletni! Jestem ciągle twoim opiekunem!"
"Mamo, mam 20 lat! Na pewno nie jestem nieletni! Mogę wyjść, kiedy chcę." Próbowałem zachować mój głos spokojny. Nie chciałem się z nią kłócić. To nie był sposób, w który chciałem, żeby mnie zapamiętała. zatopiła się w swoim fotelu, jakby to było jakieś wielkie odkrycie.
"Ale-"
"Anne, jeżeli chłopak chce odejść, niech to zrobi. Jest wystarczająco dorosły, by mógł podejmować swoje własne decyzje i to będzie przyjemność pozbyć się go raz na zawsze."
Joe powiedział z jego obrzydliwym uśmiechem. Mój brzuch się przewrócił tylko przez patrzenie na niego. Będąc szczerym, ostatnią rzeczą, jaką chciałem zrobić to było zostawienie mojej wspaniałej mamy z tym okropnym człowiekiem, ale gdyby nie on, nie miałaby teraz gdzie mieszkać. Pomógł jej finansowo i z jakiegoś powodu go kochała. Więc nie miało znaczenia, jak ciężko mi było uwierzyć, że mogła kochać takiego mężczyznę, musiałem to po prostu zaakceptować.
Cisza wypełniła na chwilę pokój, a ja przeczyściłem moje gardło.
"Dobrze... Nie jestem zbyt dobry w pożegnaniach... Ale uhh... " Zacząłem. Oboje wpatrywali się we mnie uważnie. "Mamo, kocham cię. Jesteś wspaniałą kobieta i dziękuje ci za wszystko... Mam to na myśli." Powiedziałem. Mama uśmiechnęła się do mnie, ale wyglądała na bardzo zmartwioną. Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się do tego grubego pijaka koło niej. "I Joe?"
"Tak?"
"Pieprz się." powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego. Jak tylko zobaczyłem jego twarz całkowicie czerwoną ze złości, chwyciłem mój płaszcz i szybko stamtąd wyszedłem. Nie mogłem być w tedy bardziej usatysfakcjonowany. Była to ostatnia rzecz, którą powiedziałem im obojgu i nie żałowałem żadnego słowa.
Gdy szedłem w dół zatłoczonych ulic, zacząłem czuć, że tabletki zaczynają działać. Zaczynałem się robić nieco oszołomiony. Nie zamierzałem umrzeć na środku ulicy. Jeśli bym tam padł, to ktoś na pewno by zadzwonił po karetkę na czas i by mnie uratowali, a nie po to tu przyszedłem. Jeśli to wszystko zrobiłem, to oczekiwałem gwarantowanej śmierci.
I to był ten moment, kiedy spojrzałem na wysoki budynek naprzeciwko mnie. Pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy, to skoczyć. Budynek był dla mnie wystarczająco wysoki, żeby natychmiast umrzeć, jeśli bym skoczył z dachu. Wszedłem do obiektu, który wydawał się być wypełniony mieszkaniami. Pojechałem starą i zardzewiałą windą na dach. Gdy dotarłem, było tam przeraźliwie zimno, ale nie byłem sam.
Był tam chłopak stojący na środku dachu, palący papierosa. Zignorowałem go i poszedłem w kierunku krawędzi. Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie podejrzanie. W tamtym momencie szedłem jak pijany dzięki pigułkom. Wszystko wokół mnie było rozmazane i mogłem poczuć jego obserwujące mnie oczy, ale to ignorowałem. Stałem na krawędzi, próbując zachować moją równowagę. Nawet nie odważyłem się spojrzeć w dół. Było kompletnie ciemno na zewnątrz i wszystko co mogłem zobaczyć patrząc w górę to były gwiazdy. Następnie podniosłem moją prawą nogę i byłem gotowy do skoku. Zacząłem liczyć w dół. "3...2...1"
CZYTASZ
Survive [Larry Stylinson] - Tłumaczenie Polskie
Fanfic"Louis. Jesteś moim aniołem stróżem. Uratowałeś mi życie." Powiedziałem niepewnie. Mój głos był niestabilny i nie mogłem go już nawet rozpoznać. Ścisnąłem jego miękką, ciepłą dłoń. Jego oczy prześledziły każdy cal mojej twarzy, zanim przesunął moje...