Dzień z Joshem był bardzo fajny. Praktycznie każdy dzień z kolorowowłosym jest fajny. Połowę dnia spędziliśmy w moim pokoju leżąc na łóżku, śmiejąc się, wspólnie śpiewając, chociaż w większości to ja śpiewałem, oglądaliśmy różne filmiki na youtube i po prostu na luzie rozmawialiśmy. Wieczorem poszliśmy do ''naszego miejsca'' czyli na dach garażu. Swoją drogą, w garażu też mieliśmy takie swoje miejsce, gdzie często graliśmy w gry na konsoli albo na instrumentach. Nawet mieliśmy swój zespół, ale raczej nikt o tym nie wiedział, prócz najbliższych przyjaciół. Joshua świetnie grał na perkusji i trąbce, a ja na pianinie i gitarze. Czasem też zdarzało mi się grać na ukulele. Nasz zespół nie miał żadnej nazwy, bo jakoś żadna nam nieodpowiadała. Z resztą, po co nam nazwa, skoro i tak wie o nas tylko parę osób?
W momencie kiedy nadszedł zachód słońca, siedzieliśmy w ciszy na moim dachu, w identycznych bluzach (kupiliśmy je rok temu i były na nich nasze imiona), patrząc na pomarańczowe niebo. Ale po niedługim czasie odezwał się Josh, przerywając po między nami ciszę, którą wcześniej zakłócały jedynie delikatne podmuchy wiatru:
- Wiesz co Tyler? - mówiąc to, dalej patrzył w niebo rozmarzonym wzrokiem. Nie odezwałem się, jedynie spojrzałem w jego stronę, dając tym samym znak, że może kontynuować.
- Dziękuję, że nadal ze mną jesteś. Bo wiesz, jesteś dla mnie bardzo ważny i nie chciałbym cię stracić. Znamy się już tyle lat, że zabił bym się gdybyśmy stracili kontakt - wyznał szczerze i w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego, widząc jego błyszczące, brązowe tęczówki - Jesteś wspaniały Ty, miałem ogromne szczęście, że miałem okazję cię poznać w moim marnym życiu. Ty je ulepszasz i sprawiasz, że każdy dzień jest coraz lepszy z tobą u boku - na jego miłe słówka aż cieplej zrobiło mi się na serduszku. To było urocze.
- Ja tobie też bardzo dziękuję. Ale ty jesteś mega słodki i kochany, ah. - odpowiedziałem mu i zaśmiałem się krótko.Po tych słowach oczy mojego przyjaciela powędrowały na jego dom, który stał tuż przed nami, a dzieliła nas od niego jedynie ulica. Westchnął ciężko, a jego oddech drżał z dziwnego powodu. Jakby się czegoś bał lub czymś się stresował. Złapałem za jego dłoń, będąc tym zaniepokojony i potarłem kciukiem jej zewnętrzną część.
- Wszystko w porządku Joshie? - spytałem spokojnie
- Tyler, j-ja... - odwrócił twarz w moją stronę, wcześniej patrząc przez chwilę na nasze trzymające się dłonie - Ja cię kocham - wyszeptał, po czym ostrożnie złączył nasze ciepłe usta...- Tyler... Tyler wstawaj już! - usłyszałem krzyk znajomego mi głosu, jednak był on przytłumiony - Słyszysz synku? Miałeś dzisiaj spędzić dzień z Joshem z tego co wiem i pewnie już na ciebie czeka śpiochu - tym razem dało się też słyszeć otwieranie drzwi i kroki mojej mamy, które zbliżały się do mnie. Otworzyłem szybko oczy i nabrałem gwałtownie powietrza oraz podniosłem się do pozycji siedzącej. To był tylko sen...
- Wszystko okej? - zapytała moja rodzicielka, podchodząc do mojego łóżka.
- T-tak, już wstaje - odezwałem się i odwróciłem głowę w stronę okna. Zobaczyłem, że Josh również siedzi na łóżku i przeciera twarz dłońmi. Chyba też dopiero wstał.
- Za chwilę zejdę do kuchni coś zjeść - dodałem, sięgając lewą ręką po szklankę wody, stojącą na mojej szafce nocnej, czując suchość w gardle. W czasie kiedy opróżniałem szklankę do dna, kobieta opuściła mój pokój zamykając za sobą drzwi.
- Cholera, co ten sen ma znaczyć...? - powiedziałem do siebie.~~\~/~~
Gdy w końcu ogarnąłem się i ubrałem, poszedłem do kuchni na śniadanie. Aczkolwiek nikogo w niej nie było, dlatego, że było grubo po 10, a śniadanie jadamy o 9. Otworzyłem srebrne drzwiczki od naszej lodówki i zastanowiłem się co mógłbym zjeść. Jednak w momencie kiedy spojrzałem na jakiekolwiek jedzenie, poczułem jak zaciska mi się gardło i brzuch. Od razu straciłem apetyt, mimo, że czułem głód. Zrezygnowałem z pełnowartościowego posiłku i na śniadanie wybrałem jedynie niewielką pomarańcze. Usiadłem przy okrągłym dębowy stole i obrałem owoc, cały czas myśląc o śnie. Nie rozumiałem z jakich powodów przyśnił mi się Josh, wyznający mi miłość i do tego chcący mnie pocałować. To było dla mnie chore, ale... Problem w tym, że też przyjemne. Nawet przemknęła mi przez głowę myśl, że chyba chciałbym aby to była prawda. Ale szybko ją od siebie odrzuciłem. Nie mogłem się tym tak zadręczać.
- To był tylko sen, Tyler. Tylko sen... - szepnąłem do siebie pod nosem. Wziąłem kawałek pomarańczy do ust i już miałem jej dość. Nie byłem w stanie jej połknąć, więc odpuściłem sobie w końcu śniadanie. Uznałem, że zjem coś później, jak mi już przejdzie ten dziwny stan.Zostawiłem obrany owoc na stole i pobiegłem do swojego pokoju. Musiałem się wyluzować, więc usiadłem przy swoim keyboardzie, który stał w rogu pokoju i zacząłem grać pierwsze dźwięki piosenki pod tytułem "Taxi Cab" (polecam posłuchać w mediach). Jednak nie zdołałem pograć zbyt długo, bo nie całą minute później, w moje okno stuknął mały kamyczek. Oznaczało to jedynie tyle, że Josh coś ode mnie chce. Zanim podszedłem do okna, przetarłem twarz dłońmi i nabrałem powietrza, powoli wypuszczając je z płuc. Dostrzegłem Jisha w jego niebieskim pokoju i uśmiechnąłem się lekko, widząc jak jest ubrany. Miał na sobie identyczną bluzę, która była w moim śnie, co na pierwszy rzut oka wydawało mi się urocze, ale po chwili zmieniłem zdanie, przypominając sobie końcówkę tego pieprzonego snu. Otwarłem okno i przywitałem się z kolorowowłosym:
- Cześć
- No witaj przystojniaku - zaśmiał się ukazując swoje białe zęby - Jesteś gotowy na spędzenie ze mną dnia?
- Nie do końca, ale powiedzmy, że tak - odparłem, drapiąc się po karku i również się zaśmiałem.
- Świetnie, będę pod twoimi drzwiami za dwie minuty, ubierz się ciepło, młody - ucieszył się i puścił mi oczko
- Po pierwsze: jest cholerne 24 stopnie, więc po co mam się ubrać ciepło? A po drugie: jesteś starszy tylko o nie całe pół roku! - udawałem oburzenie i skrzyżowałem ręce na piersi
- Oj tam, oj tam. Zaufaj mi i ubierz jakąś bluzę, i widzimy się na dole - nic więcej nie pozwolił mi dodać, ponieważ zamknął swoje okno i zniknął w głębi domu. Westchnąłem robiąc to samo, a po chwili podszedłem do szafy i wyciągnąłem jedyną bluzę, która była czysta. Zgadnij co na niej było. Oczywiście, że imię mojego najlepszego przyjaciela! Robiło się coraz dziwniej, ale nie miałem innego wyboru, więc wziąłem ze sobą tą czarną bluzę i wyszedłem z domu, uprzednio zakładając moje trochę już zniszczone Vansy. Bałem się co przyniosą kolejne godziny dzisiejszego dnia...____________________________________________________________________________
Wesołych świąt! Taki tam prezencik ode mnie na święta XD Jak wam się podoba? I tak wiem, że słabo, ale darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, czy jakoś tak, więc no XDD Spokojnych i mile spędzonych świąt, a no i wystrzałowego sylwestra! Trzymajcie się!
PS. Cieszycie się, że Josh jest zaręczony z Debby? Jak wam podobają się jego nowe tatuaże? Kto z was jedzie na koncert pilotów?
CZYTASZ
Neighbour || Joshler
FanfictionCzy chłopaków z sąsiedztwa połączy coś więcej niż tylko przyjaźń?