5.

93 9 29
                                    

Po pysznym taco, Josh zaprowadził mnie do parku, gdzie odbywał się jakiś mały festyn. Nie lubię dużych skupisk ludzi, ale poszliśmy tam tylko na chwilę, żeby kupić lody własnej produkcji. Były naprawdę bardzo pyszne, chyba lepszych nie jadłem.

Josh oznajmił mi, że przejdziemy się nad "nasze jeziorko". Uznałem, że to dobry pomysł. A dlaczego "nasze jeziorko"? Bo wie o nim bardzo mała liczba osób, więc zwykle nikogo tam nie ma, a my przebywamy tam bardzo często i tak jakby przywłaszczyliśmy je sobie.

W drodze nad jezioro Joshua polizał mojego loda, na co odezwałem się wkurzony:
- Ej! Masz swojego!
- Moje nie są tak dobre jak twoje - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Yhy, tak, jasne - odparłem sarkastycznie jedząc swojego loda.
-No naprawdę, spróbuj - chłopak stanął i wyciągnął w moją stronę rożek ze swoim lodem. Również się zatrzymałem i wywracając oczami nachyliłem się, żeby go polizać. Nie udało mi się to jednak, bo mój przekochany przyjaciel ubrudził mi nim nos. Wkurzony zacisnąłem zęby i wycedziłem przez nie:
-Masz 3 sekundy.
Na to Josh zaśmiał się szybko, po czym... zlizał to co miałem na nosie, dał mi buziaka w policzek i zaczął biec przed siebie. Oszołomiony spojrzałem na jego oddalającą się sylwetkę, a moje serce zaczęło bić szybciej. Tego się zdecydowanie nie spodziewałem. Dotknąłem ciepłego policzka, na którym chwilę temu chłopak złożył pocałunek. Poczułem jak moje policzki robią się czerwone.

Otrząsnąłem się i ruszyłem niespieszne za przyjęcielem, mając w głowie masę przeróżnych myśli.

~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×~×


Po jakimś czasie dorównałem kroku Joshowi, ale nie odzywałem się do niego. Chłopak zadowolony z siebie szedł z podniesioną głową i szerokim uśmiechem. Zaczął mnie tym irytować, mimo to, że miał śliczny uśmiech.
- Żeby ci mucha nie wpadła na te białe zęby - mruknąłem, na co chłopak się zaśmiał.
- Księżniczka raczyła się odezwać! - spojrzał na mnie radośnie, na co wywróciłem oczami.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Powiedz mi lepiej o której będziesz chciał wracać do domu - zapytałem nadal bez uśmiechu
Chłopak zaśmiał się i spojrzał na mnie rozbawiony, po czym powiedział:
- Jutro rano.
- Dobra, już nie żartuj, tylko serio mi odpowiedz.
- No to sam zobaczysz, że mówię prawdę - puścił mi oczko i trochę przyspieszył kroku, a ja mu zawtórowałem.
- Josh do cholery, o czym ty mówisz? Powiedz mi co ty kombinujesz - wzburzony podniosłem głos
- Niespodzianka - szepnął. Stanąłem i skierowałem na niego wkurzony wzrok. On jedynie spojrzał na mnie przez ramię i szedł dalej. - No chodź! - usłyszałem oddalającego się przyjaciela
- Pff! Nie muszę z tobą nigdzie iść! - odkrzyknąłem mu naprawdę zdenerwowany.
- Czyli mogę wyrzucić twój telefon do jeziora? - krzyczał do mnie zbliżając się do polany, na której było "nasze jeziorko". Zacząłem szukać po kieszeniach swojej komórki, ale nie miałem jej przy sobie.
- Co za chuj... - powiedziałem do siebie i wypuściłem sfrustrowane powietrze. Zacząłem biec w jego stronę, żeby go dogonić. - Oddawaj to Dun! - krzyczałem między czasie.

Słyszałem jak Josh zaczął się śmiać, po czym ruszył szybko nad jezioro. Chłopak był wysportowany i dużo biegał, więc od razu wiedziałem, że nie uda mi się go dogonić. Mimo tego nie zwalniałem, bo cholernie bałem się, że stracę telefon. Wbiegając na polane zauważyłem, że przyjaciel wybiega na drewniany pomost i zdejmuje swoją koszulkę. Miałem ochotę wrzucić go do wody, ale w spodniach na pewno miał mój telefon.

- Josh kurwa gdzie mój iPhone!? - wykrzyczałem resztkami sił, kiedy byłem już prawie przy nim. Chciałem go jeszcze ochrzanić za jego zachowanie wobec mnie, ale... zauważyłem, że na pomoście na którym staliśmy jest rozłożony ogromny koc, a na nim leżą dwie duże poduszki i kosz piknikowy. Dysząc podszedłem bliżej, żeby się przyjrzeć, po czym spojrzałem na przyjaciela, który stał bez koszulki i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Nienawidzę cię - powiedziałem do niego zmęczony, siadając na kocu i również zdejmując z siebie koszulkę.
- Ja też Cię kocham - zaśmiał się i podał mi mój telefon, a ja zabrałem go szybko i schowałem do kieszeni spodni. Przykucnął przy koszyku i wyjął z niego butelkę wody i dwa kubki. Nalał do obu wody, a jeden z kubków podał mnie. Wypiłem wszystko za jednym razem. Słońce grzało jeszcze bardziej niż w momencie kiedy wychodziliśmy z domu. Położyłem się wyczerpany na plecach i zamknąłem oczy przez oślepiające światło. Słychać było cudowny śpiew ptaków i szum wiatru w wysokiej trawie. Było tu zawsze spokojnie, więc można było odpocząć od ciągłego zgiełku miasta.

Neighbour || JoshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz