Rozdział 1

137 6 4
                                    

Mała dziewczynka na oko siedmioletnia z fikuśnie zawiązanymi kucykami biegała po Central Parku, uśmiechając się od ucha do ucha. Była naprawdę szczęśliwa, a to tylko i wyłącznie z racji tego, że mogła spędzić wolne chwile w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Chłopczyk o ciemnoblond włosach uciekał przed swoją koleżanką. On również był zadowolony. Z łatwością można było wywnioskować, że bawili się w berka. Jednak za każdym razem kiedy ona zbliżała się do niego, aby złapać go za ramię, on niebezpiecznie się oddalał o kilka metrów. To nie było spowodowane tym, że chłopiec był dobrym sprinterem. Jakaś dziwna, nieopisana siła sama go od niej odsuwała. Uśmiech na jej twarzy wyraźnie się pomniejszał, aż w końcu zniknął całkowicie, gdyż przyjaciel po prostu zniknął. Dziewczynka została w parku całkiem sama, usiadła więc zrezygnowana na trawie, a ciemna noc trawiła powoli drzewa, a także alejki stworzone specjalnie dla przechodniów.

Nieprzyjemny koszmar kolejny raz utworzył się w mojej głowie. Już od dłuższego czasu nawiedzał mnie każdej nocy. Nie cierpiałam tego uczucia. W tym śnie obrazowała się moja przeszłość, której bardzo mi brakowało. Nigdy nie mówiłam o tym na głos, nigdy nikomu nie powiedziałam co mnie dręczyło. Nie chciałam się tym z nikim dzielić. Michael kilka lat temu był osobą, za którą wskoczyłabym w ogień. To był mój przyjaciel. Kilka tygodni wystarczyło, żebyśmy odsunęli się od siebie i stali się całkowicie obcymi ludźmi. Nienawidziłam go za to, że był w stanie poświęcić relacje, które między nami istniały dla swoich nowych kolegów. Musiałam przestać o tym myśleć i to jak najszybciej. Drobne kropelki potu spływały po moim czole więc jak najszybciej otarłam je wierzchem dłoni. Spoglądając na biały sufit po omacku sięgnęłam po telefon komórkowy, który spoczywał na szafce nocnej. W mojej sypialni panował półmrok, a to z powodu zasłoniętych żaluzji.  Kiedy podświetliłam ekran komórki moje niebieskie oczy zostały oślepione przez bardzo jasny wyświetlacz.

9:39

To zdecydowanie była za wczesna pora na wstawanie, jednak nie mogłam sobie pozwolić na kontynuowanie drzemki. Bałam się, że ten okropny sen mógłby znowu wrócić. Przez krótką chwilę leżałam, wpatrując się tym razem w ozdobny żyrandol. Wzdychając ciężko pod nosem podniosłam się z miękkiego materaca. Nie było to najprostsze zadanie jakie mogłam sobie wyobrazić. Miałam w zwyczaju ciasno owijać się kołdrą nawet jeśli na zewnątrz panowała upalna pogoda. Próbując wydostać się z "naleśnika", spadłam z głośnym hukiem na podłogę. Dzięki temu na pewno wszyscy domownicy dowiedzieli się, że Patricia Oatley jest już na nogach. W końcu udało mi się wydostać z pościeli. Stanęłam na równe nogi, poprawiłam spodenki oraz trochę za dużą koszulkę i udałam się do kuchni, aby przywitać się z członkami rodziny. Tak jak się spodziewałam mama popijała kawę, tata czytał wiadomości z codziennej gazety, a babcia rozwiązywała krzyżówkę. Przecierając zaspane oczy, podeszłam bliżej, aby przygotować sobie śniadanie. Do ulubionej miski z motywem "Kubusia Puchatka" nasypałam czekoladowe kulki, które zalałam zimnym mlekiem. Wraz z moim posiłkiem usiadłam przy stole i zaczęłam zajadać się moim przysmakiem.

- Najprawdopodobniej Lexa dzisiaj do mnie przyjdzie. O ile Calum znowu jej gdzieś nie wyciągnie. Tak tylko wspominam. - powiedziałam z ustami wypełnionymi przez płatki. Dlatego większość tego co chciałam przekazać mojej wspaniałej rodzince brzmiało jak jeden wielki bulgot. Nie zamierzałam się powtarzać, a oni jakby o tym wiedzieli i nie zadawali zbędnych pytań. Mama pokiwała tylko gwałtownie głową, dopiła swoją kawę i poderwała się z krzesełka.

- Ja już muszę iść. W razie czego tata zostawi ci pieniądze na jakieś przekąski. Kocham was. Do zobaczenia. - ucałowała mnie w czoło i pomachała do pozostałej dwójki, siedzącej w tym pomieszczeniu. Dość szybko zniknęła z naszego pola widzenia, a chwilę później usłyszałam jak drzwi frontowe zamykają się z charakterystycznym trzaśnięciem. Dokończyłam swój posiłek, a pustą miskę umiejscowiłam w zlewie. Co jak co, ale sprzątanie i pozostałe obowiązki domowe były dla mnie czymś strasznym i okropnym dlatego się za to nie zabierałam. Posłałam babci zachęcający uśmieszek i udałam się z powrotem do swojego pokoju. Tata wyszedł z kuchni zaraz za mną, gdyż również musiał się szykować. Rzucił jeszcze, że pieniądze zostawi mi na stole jak tylko będzie szedł do pracy. Przytaknęłam głową i weszłam do swojego małego królestwa. Zamknęłam za sobą drzwi, a półmrok tutaj panujący spowodował pojawienie się gęsiej skórki na moich ramionach. Natychmiast doskoczyłam do okna i podniosłam żaluzje do góry, żeby promienie słoneczne mogły spokojnie dostać się do pomieszczenia. Kiedy stałam w tamtym miejscu moim oczom ukazał się niezbyt przyjemny widoczek. Mój kochany sąsiad, którym był nie kto inny jak Clifford obmacywał się właśnie ze swoją dziewczyną - Karen. Kiedy tylko widziałam ich razem nachodziły mnie mdłości. Zawsze byli przyklejeni do siebie tak jakby cały świat poza nimi nie istniał. W jednej krótkiej chwili naszła mnie ochota, żeby z powrotem zasłonić okno, ale powstrzymałam się od tego i po prostu odeszłam, żeby nie przypatrywać się tej paskudnej dwójce. Usiadłam na swoim łóżku i wzięłam swojego iPhone'a, żeby zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki z zamiarem dopytania o szczegóły naszego dzisiejszego spotkania. Po dwóch albo trzech sygnałach oczekiwania Lexa w końcu odebrała. Uśmiech na mojej twarzy zagościł dzisiaj po raz pierwszy.

RollercoasterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz