P. I / NIE WAŻ SIĘ ODWRACAĆ DO MNIE PLECAMI

116 2 21
                                    

Króciutka notka odautorska: wydarzenia z pierwszych rozdziałów jakoś wybitnie Was nie zaskoczą, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Miłego czytania Miśki! ~ 


Piłka odbijająca się od bloku raz za razem. Przy każdej próbie. Azumane po prostu miał tego dość. Nie miał już nawet siły, o ochocie czy duchu walki nie wspominając. Przestał też już prosić rozgrywającego o piłkę. Jaki był w tym zresztą sens? Za każdym razem, gdy atakował, Żelazna Ściana wznosiła się przed nim, blokując jego piłki i posyłając je w ich własne pole. Już wolał stać jak skończony matoł. Wtedy przynajmniej nie jego winą było, że kolejne piłki nie trafiały tam, gdzie powinny. Dateko złamało jego ducha i odebrało mu jakąkolwiek chęć do walki. I choć wzrok Sugawary, czekającego aż krzyknie "jeszcze raz" boleśnie go ranił, nie potrafił zebrać się w sobie, by wyprowadzić jakąkolwiek akcję. Dlaczego oni jeszcze w ogóle próbowali? Daichi robił co mógł by dobrze odebrać, Nishinoya wciąż biegał jak szalony po boisku, próbując obronić wszystko. Zazwyczaj brakowało mu tych kilkunastu centymetrów, gdy piłka uderzała w grunt, a on leżał z coraz to większą ilością przetarć i siniaków. Sugawara wystawiał, wciąż będąc ich filarem i próbując jakoś obejść Żelazną Ścianę. Oni wszyscy jeszcze się starali. Tylko po co? Dateko wygrało pierwszego seta. W drugim też nie mogli liczyć na cud, zwłaszcza z tą różnicą punktową, którą na dobrą sprawę załatwili sobie blokując jego ataki.

Nishinoya początkowo nie zrozumiał, co się dzieje. Od razu zorientował się, już po pierwszej obronionej piłce, że powinien stać nieco bliżej Asahiego żeby wybronić piłkę z bloku i dać im szansę na kontrę. Wiedział, że nie powinien zostawiać z tyłu samego Daichiego, ale wystarczyło jedno spojrzenie w te zawzięte oczy kapitana, by wiedział, że chłopak da sobie radę. Dlatego wciąż próbował. Jasne, każdy zdobyty przez przeciwnika punkt bolał go niemiłosiernie, zwłaszcza, że każdy brał na siebie, jako własny błąd. Ale koniec końców nie chodziło przecież o wygraną. Choć, może to złe podejście do sprawy. Chodziło nie o wygraną dla samej wygranej, ale o zdobycie możliwości rozegrania kolejnego meczu. Kolejne chwile na parkiecie, kolejne momenty i akcje z drużyną, kolejna walka. A jemu coraz gorzej wychodziło ratowanie tych cholernych piłek. Dopiero po pewnym czasie zauważył, że niezależnie od tego, czy wyratuje piłkę czy nie, czy w ogóle rzuci się by cokolwiek zrobić, Asahi będzie po prostu przed nim stał. Zupełnie nie wiedział, co miał mu powiedzieć, jak dodać mu otuchy. Może i nie chodziło o wygraną samą w sobie, ale przegrywanie bolało jak cholera.

Trzymali się jakoś. Naprawdę się trzymali. Zdołali ustawić się na linii, podziękować za mecz i opuścić halę bez uronienia choćby jednej łzy czy pokazania, jak bardzo ich to bolało. Jasne, bolało, ale to tylko jedne zawody. Mają jeszcze szansę. Wrócą, poćwiczą. Będą lepsi żeby pokonać Dateko i dostać się na krajowe. Noyi wydawało się, że wszyscy tak myślą, choć widok łez gromadzących się w kącikach oczu czy pełne porażki i zrezygnowania miny tego nie sugerowały. Ale mieli prawo do kilku dni użalania się nad sobą. Po takiej porażce naprawdę mieli prawo do bycia podłamanymi. Yuu uznał, że nie będzie im ograniczał tego czasu. W końcu to on zawinił. Przegrali przez to, że nie potrafił utrzymać piłki w grze. Chłopak już myślał o kolejnych treningach, o tym, co zrobił źle i co może poprawić. Tytuł najlepszego libero w prefekturze nic dla niego nie znaczył, skoro nie potrafił odpowiednio zabezpieczyć tyłów własnej drużyny.

- Poprawię asekurację - oznajmił w pewnym momencie Noya. - Poprawię asekurację i będzie lepiej.

Pewność w jego głosie, brak wyrzutów. To wszystko zaskoczyło drużynę Karasuno. Wszyscy wiedzieli, że Nishinoya zrobił, co tylko było w jego mocy i nikt nie odważyłby się powiedzieć o jego obronie złego słowa. A jednak chłopak jako pierwszy rzucił komentarzem dotyczącym poprawy. I to przełamało choć nieco złe humory wszystkich. Pozytywność Noyi, nawet po przegranej, dodawała im wszystkim skrzydeł. Daichi już w duszy obiecywał sobie, że poprawi serwy i udoskonali odbiór, Sugawara był w stanie nawet teraz zaciągnąć kogoś na salę żeby poćwiczyć wystawy, co rusz wymieniając pełne porozumienia spojrzenia z Tanaką, który jako drugi najsilniejszy po Azumane, wiedział, że musi wzmocnić swój atak. A Asahi, no właśnie z Asahim był problem. Pełen zapału Noya spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela, oczekując od niego jakiejkolwiek pozytywnej odpowiedzi. Ten jednak tylko stał, tyłem do nich, zaciskając pięści i cudem powstrzymując łzy.

Haikyuu!! - Sposób, w jaki kochają krukiWhere stories live. Discover now