P. II / NAJLEPSZA RZECZ JAKA MOGŁA MU SIĘ PRZYTRAFIĆ

46 2 15
                                    

Noya odnalazł drogę do domu zdecydowanie później niż wcześniej i gdy dotarł pod bramę odpowiedniego budynku zaczynało już praktycznie świtać. I choć wiedział, jak idiotyczne to było, to wciąż miał nadzieję, że może zobaczy pod swoim domem zmęczonego jak diabli Asahiego, który czekałby na niego z tą swoją miną smutnego szczeniaka, której nikt nie mógł się oprzeć. I że ten właśnie Asahi powie, że odejście z drużyny siatkarskiej to tylko chwila słabości i że jak tylko zobaczy Daichiego to poprosi go o anulowanie jego odejścia. A nawet jeśli nie, to Noya wciąż miał nadzieję, że Azumane przyjdzie się z nim porządnie rozmówić, że nawet jeśli nie będą w tym samym klubie to wciąż będą się przyjaźnić. Yuu chciał wierzyć w to do ostatniej chwili, głównie dlatego wbijał wzrok w ziemię dwa kroki przed sobą i nie podnosił go przez całą drogę. Gdy jednak dotarł do bramy prowadzącej do wieżowca, zamarł. Nikogo tam nie było. Noya prychnął cicho, czując że ponownie zaczyna się niemiłosiernie irytować, choć doskonale wiedział, że w ten sposób maskuje tylko to, że jest mu po prostu cholernie przykro.

Gdy tylko zrzucił buty i całe przemoczone od deszczu ubranie na kafelki przy głównych drzwiach poczuł, jak bardzo źle się czuje. I nie była to jedynie kwestia psychiki, ale w sumie chłopak nie mógł sam sobie się dziwić. Może gdyby jak skończony idiota nie przesiedział całej nocy na pieprzonym deszczu, może nie przeziębiłby się. Teraz jednak, gdy mleko już się wylało, nie miał pomysłu na nic więcej niż założenie czegokolwiek suchego i wkopanie się pod pościel. Przez głowę przemknęło mu jeszcze, że mógłby wziąć gorącą kąpiel, ale uznał, że jest na to zbyt zmęczony i najzwyczajniej w świecie bał się, że zaśnie w wannie, co mogłoby się skończyć dość nieprzyjemnie. Przykrywając się jednak kołdrą po sam czubek głowy i kuląc w łóżku, czując przeraźliwe dreszcze i zimno, wiedział, że choć jego ciało się buntowało, postąpił dobrze. Deszcz zmył z niego wszelkie uczucia i pozwolił mu się uspokoić. Złość, którą odczuwał na Azumane też była już szczątkowa. Powoli zaczynał się wręcz godzić z tym, że nigdy w życiu już nie porozmawia z tym wielkoludem, którego tak uwielbiał. I choć kuło go to boleśnie w sercu, potrafił z tym żyć. Smutek, który odczuwał po stracie przyjaciela działał na tej samej zasadzie. Tak jak i ogrom rozczarowania, który czuł po przegraniu z Dateko. To wszystko nagle zdawało się tak odległe i nieistotne. Noya sam nie wiedział, czy to kwestia zdecydowanie zbyt wysokiej temperatury, czy też faktu, że chwilowo czuł otępienie, jakby nigdy w jego życiu już nic nie miało się liczyć. W pewien sposób Asahi wyrwał mu serce z piersi w najgorszy możliwy sposób. I Yuu był tego boleśnie świadomy, gdy zapadał w niespokojny acz wyjątkowo głęboki sen zupełnie ignorując słoneczne promienie.

Noya zazwyczaj bardzo cenił sobie fakt, że mieszkał sam. Jego rodzina udostępniła mu mieszkanie, gdy kategorycznie odmówił wyjazdu do Tokio. Doskonale wiedział, dlaczego go tam ciągnęli i dlatego tak bardzo się opierał. Chcieli żeby dołączył do jednej z tamtejszych drużyn siatkarskich, które uwidoczniłyby jego ogromny potencjał i zostałby dostrzeżony przez jakichś ważniaków z góry, którzy ostatecznie zaproponowaliby mu miejsce w Młodzieżowej Lidze. I to nie tak, że Noya nie marzył o miejscu tam. Trzeba byłoby być skończonym idiotą żeby nie chcieć zostać tak docenionym. Noya nie zdecydował się na to z jednego prostego powodu. Przez ludzi. Wystarczyły mu trzy wizyty w Tokio w najróżniejszych szkołach, które niemal się o niego zabijały, by zrozumieć, że nie ma tam czego szukać. Czasami chodziło jedynie o parcie na szkło i wytrenowanie wszystkich pod Młodzieżową Ligę, gdzie zawodników nie łączyła poza boiskiem praktycznie żadna więź i na boisku było to doskonale widoczne. Bycie robotem nie było w stylu Nishinoyi, więc chłopak kategorycznie odmówił. Czasami nawet nie dali mu szansy na zastanowienie się, jak w przypadku Nekomy, gdyż jego rodzice uznali, że jest to zbyt mało rozwojowa placówka dla niego. I choć Noya zdobył kilku kolegów, gdy tam był i obserwował ich mecze, nie poczuł tego czegoś. Tej rzeczy, która wygrałaby jego serce na tyle, by czuł fizyczną potrzebę pozostania tam. Pożegnał się z nimi wszystkimi, jak się okazało, również z rodziną. Jego rodzice uznali, że Tokio to również ogromna możliwość dla nich, więc po kilku dniach ogromnej kłótni, gdzie jego rodzice po prostu nie potrafili zrozumieć, jak może odrzucać taką szansę, w końcu doszli do porozumienia. On zostawał tam gdzie chciał, oni tam, gdzie oni chcieli. Wszystkim to pasowało, a że rodzice zobowiązali się do pokrywania opłat również za lokum Yuu, chłopak miał praktycznie wolną rękę.

Haikyuu!! - Sposób, w jaki kochają krukiWhere stories live. Discover now