Rozdział 2 - Nie liczcie na policje...

15 2 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Ocknęłam się oparta o ścianę, nade mną stało kilkoro uczniów oraz Zośka, wyglądała na wkurzoną nie wiedzieć czemu. Gdy tylko zauważyła, że jestem przytomna rzuciła mi się na szyję zamykając moje ciało w szczelnym uścisku. Poklepałam ja po plecach dając znak, że starczy mi już tych pieszczot. Odwróciłam się w stronę okna i opadłam ramionami na wyblakłym parapecie rozglądając się dookoła, takiej pustki na ulicach nigdy nie widziałam.

Ja: Długo mnie nie było?

Zosia: Żartujesz sobie?!

Ja: Nie śmiałabym sobie żartować w takim momencie.

Zosia: Biorąc pod uwagę, że jest szesnasta to.... za długo.

Ja: Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, dla mojego biednego mózgu.

Powoli trzymając się jedną ręką ławki wstałam na równe nogi, jedna rzecz nie dała mi spokoju, a mianowicie gdzie podziali się funkcjonariusze policji wezwani dużo wcześniej?

Ja: Widzieliście się już z policjantami, ja urwałam się, gdy dopiero wjeżdżali na parking...

Podszedł do mnie jeden z kolegów z klasy i położył mi rękę na ramieniu mówiąc:

Piotrek: Nie spotkaliśmy ich, ale słyszeliśmy przez drzwi, strzały, krzyki i nawoływania przez radio, ale po kilku minutach wszystkie odgłosy ucichły. My ... Myślimy, że to coś, co zaatakowało Krzycha, dorwało również panią Kostkę i policjantów.

Ja: A co z resztą uczniów i nauczycieli?

Zośka: Zadzwoniłam do Anki z drugiej B, gdy byłaś nieprzytomna, ona i kilkoro uczniów schowało się w składziku na miotły, na parterze. Powiedziała, że na razie są bezpieczni, ale... Lepiej będzie przekonać się osobiście i przyprowadzić ich w bezpieczniejsze miejsce.

Ja: Wiemy przynajmniej co to za obłąkańcy? I dlaczego atakują ludzi?

Piotrek: Czy ty w ogóle grałaś kiedyś w The walking dead albo w cokolwiek podobnego?

Ja: Kiedyś... A co to ma do rzeczy?

Zośka: Zbierając wszystkie fakty do kupy możemy przypuścić, że ... To zombi...

Ja: Nieumarli? Nie rozśmieszaj mnie sama w to nie wierzysz, takie rzeczy nie istnieją, chodzące trupy to absurd.

Piotrek: To jedyne logiczne wyjaśnienie...

Ja: Jeśli tak to nie zamierzam zostać tu ani chwili dłużej, ja wychodzę, jeśli ktoś ma jeszcze ochotę to śmiało, zapraszam. Reszta niech podzwoni do rodziny i znajomych z miasta, dowiedzcie się, czy to coś jest w całym mieście, czy tylko tutaj. I przede wszystkim nie zapomnijcie o waszych rodzicach, powiedzcie, że ... nie wiem, wymyślcie coś.

Odsunęłam od siebie wszystkich jak najdalej następnie złapałam pierwsze lepsze krzesełko i uderzyłam nim wprost w podłogę. Jedyne co zostało mi po nim w ręku to metalowa noga z lekko zakrzywionym końcem, idealna. Moja wola przetrwania jest o wiele większa niż strach przed tymi śmierdzielami. Podeszłam do drzwi i odsunęłam przysunięte do nich biurko później przenosząc kilka ławek. Zośka dołączyła się do ekipy, powoli opuściłyśmy salę. Korytarz wyglądał jak pobojowisko, wszędzie krew i poobgryzane ciała moich dawnych znajomych. Zosia jako pierwsza zauważyła czwórkę śmierdzieli tuż obok sali chemicznej, nie mieli szans z dwójka przerażonych kujonek. Dwójka z nich stała akurat odwrócona do nas plecami więc najprostszym zagraniem byłoby zaatakowanie ich po prostu w karki. Po cichu podeszłyśmy dostatecznie blisko i kilkoma sprawnymi ruchami sczyściłyśmy naszych przeciwników. Z kolejnymi nie było już tak prosto, ale wystarczyło kopnięcie w kolano i szybkie silne uderzenie w czaszkę, by pozbyć się ich na dobre. Rozejrzałyśmy się dokładnie w każdej sali na piętrze i w każdym zakamarku, ale jedyne co znalazłyśmy to trupy, trupy i jeszcze raz trupy. Dla pewności, że martwe dzieciaki nie wylezą z sal zamknęłyśmy je znalezionymi w drzwiach kluczami. Pozostał nam tylko parter i kotłownia...

Apokalipsa WandyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz