Rozdział 4 - No to jest szczyt ...

19 2 0
                                    

Obecnie leżałam sobie zwyczajnie na ziemi czują niemiłosierny ból w tyłku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Obecnie leżałam sobie zwyczajnie na ziemi czują niemiłosierny ból w tyłku...Mówiłam żeby mnie podsadził a nie wrzucił do środka. Czuje że ten chłopak będzie musiał mnie przeprosić, bardzo bardzo...

Powoli wstałam i od razu zaczęłam rozmasowywać obolałą część ciała.
Po skończeniu masażu i narzekania odwróciłam się do wnętrza sali... Ja nie mogę jacyś dwaj debile schowali się w klatkach dla naprawdę dużych psów... Czyli ojciec Kafara i ten drugi pracują w zoologu? Fajnie...Obaj od razu zaczęli coś ględzić ale nie bardzo chciało mi się tego słuchać więc jedynie podeszłam do klatki w której siedział facet bardzo zbliżony do rysopisu tatuśka Kafarka.
Ja: Zna pan dzieciaka o imieniu Daniel?
Ojciec 1: Gdzie mój syn!? Jest bezpieczny? !! Gdzie jest?!
Ojciec 2 : A co z moim dzieciakiem!?
Ja: Spokój! Są bezpieczni a teraz zamknąć się, i dajcie mi to dziadostwo otworzyć zanim zombi wlezą do środka .Który z panów był na tyle genialny i pierwszy wszedł do klatki dla zwierząt?
Ojciec 1 : Drzwi awaryjne się zacięły... I pomyśleliśmy że to jedyne tymczasowe rozwiązanie.
Ojciec 2 : Gdyby twój synalek jednak przyszedł nam pomóc jak mnie zapewniałeś to nie musiałbym
tutaj siedzieć!
Ja: Mam w D###e który zaczął, obiecałam że odzyskam was całych i zdrowych więc japy w kubły i daj ta mi pracować.
Wkurzona kopnęłam z całych sił twardym czubem buta w metalową zaciętą zasuwkę. Bęc... Łaskawie raczyła puścić uwalniając dwóch ojców z zwierzęcych klatek. Szczerze... Zostawiłabym ich tutaj bez wyrzutów sumienia ale ... Wdzięczność Kafara i Sewera przodami się w przyszłości.
Podniosłam z podłogi urwanie metalowe zasuwki ,schowałam je do kieszeni i ruszyłam do obadania nieustępliwych awaryjnych drzwi.
Próbowałam je popchnąć ...wyważyć...No po prostu ani drgną.
Ja: Dobra w takim razie pozostają nam drzwi główne.
Ojciec 1: Nie damy rady takiej ilości nie umarłych...
Ja: Ja wyjdę pierwsza i odciągnę ich jak najdalej na mój znak biegiem w stronę parkingu i ani mi się warzcie odwracać. Ale najważniejsze to...
Gdy na parkingu spotkacie Daniela powiedzcie mu że ma was zabrać do bazy , jak najszybciej...
Ojciec 2 :A co z tobą?
Ojciec 1: Zginiesz jeśli tu zostaniesz.
Ja: Nic mi nie będzie. Zrobię sobie spacerek przez miasto, przy okazji załatwię kilka spraw... Powiedzcie że wrócę najpóźniej jutro.
Podeszłam do drzwi i powolnym ruchem nacisnęłam klamkę. W jednej chwili wybiegłam na zewnątrz krzycząc w niebo głosy , zwracając uwagę zgnilców. Truchtałam tak przez kilka sekund zanim ojcowie opuścili moje pole widzenia. Wleciałam po wyłączonych schodach ruchomych i podreptałam już wolniejszym tempem w stronę nieczynnej windy. Wbiłam palce między metalowe drzwi i powoli je rozsunęłam, chwalcie pana że były pozbawione prądu. Kabina znajdowała się kilka metrów nad moim piętrem więc pozostało mi zjechać po kanałach na niższe piętro...albo od razu do garażu .Złapałam się ich i ostrożnie się zsunęłam, mało nie schodząc na zawał widząc na jakiej znajduję się wysokości.
...1 minuta zjeżdżania później...
Wreszcie ... Uczucie ziemi pod stopami to coś wspaniałego zwłaszcza gdy ręce bolą cie diabelnie. Jednym system wyskoczyła z szybu na parking, a za mną zleciał prawdziwy deszcz zombi .wszystkie spadały z wyższych pięter w pogoni za mną, ciekawe doświadczenie. Odwróciła wzrok i praktycznie kilka metrów przed sobą zobaczyłam czterech zgnilców... Super...Wyciągnęłam z bocznej kieszonki broń i powoli jak na strzelnicy wystrzelałam każdego z osobna. Pokryta krwią i zielonym śluzem poczłapałam do jednego z trupów. Przejrzałam się mu z bliska, ponieważ miał przypiętą do koszuli odznakę strażnika...A skoro tacy fachowcy mają dostęp do firmowej bryki to chyba mogłabym zdjąć z niego to ciężkie brzemię. Zaczęłam grzebać w kieszeniach spodni...Znalazłam kluczyki dopiero w ostatniej ukrytej kieszeni w dolnej części nogawki od strony wewnętrznej. Nacisnęłam przycisk na pilocie dołączonym do kluczy, z oddali usłyszałam głośny wysoki sygnał. Całkiem niedaleko stał mój nowy wóz... Był piękniejszy i znacznie większy niż radiowóz, cudowny. Czarny czteroosobowy wóz terenowy z błyszczącymi czystością szybami. Aż łezka spłynęła mi po kremowym policzku, o takim marzyłam w dzieciństwie. Podbiegłam do niego i szybkim susem usiadłam przez uprzednio otwarte drzwi do środka. Odpaliłam silnik i powoli wykręciłam w stronę wyjazdu z garażu. Jedyne co stało mi na drodze by wrócić z czystym sumieniem do bazy i rzucić się w wielki uścisk Zośki był fakt że obiecałam ... Że pojedziemy razem po jej brata. Pewnie gdyby go zobaczył na własne oczy, całego i zdrowego przestałaby się martwić.

Apokalipsa WandyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz