Rozdział 1 - Początki bywają trudne...

25 3 8
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Dzień pierwszy-godzina ósma rano czasu lokalnego
Ciepły wtorkowy poranek, idealny na dłuższy odpoczynek w miękkim łóżku z grubą książką za towarzysza. I pewnie spędziłabym tak cały dzień, ale jakiś denerwujący polityk wymyślił sobie pięciodniowy tydzień nauki z jednym dwu dniowym weekendem. Tylko dorosły, mógł wpaść na tak pokręcony pomysł, jak wybudowanie kilku tysięcy budynków zrzeszających analfabetów z najbliższych okolic. Do tego wszystkiego ustawa o obowiązku wysyłania w takie miejsca dzieci, które nie ukończyły osiemnastego roku życia, po co zmuszać do tego rodziców? Sama nie wiem, niby nauczyciele próbują nas nauczyć rzeczy, które później będą nam potrzebne w przyszłym życiu, ale znając wzór na gęstość powietrza,nie oblicze, ile będę musiała zapłacić za wodę w tym miesiącu, a co dopiero innych ważnych spraw. Jedyne co wyniosę ze szkoły, będą to bezużyteczne dyplomy, którymi będę mogła się w przyszłości jedynie podetrzeć. Największe oszustwo na świecie płacić na szkołę, a i tak nie zdać, to dopiero przekręt stulecia.
Ledwie przytomna wyciągnęłam powolnym ruchem głowę spod olbrzymiej puchowej poduszki, dostarczając do głowy więcej tlenu, tym samym pobudzając się odrobinę. Niestety w wyniku ataku poduchy na czubku głowy utworzył mi się poplątany kołtun. Przetarłam posklejane oczy, doprowadzając do moich gałek ocznych odrobinę światła, przyzwyczaiłam się do niego dopiero po kilku mrugnięciach. W takich momentach zapominam, jak się nazywam, gdzie mieszkam, a zwłaszcza jaki dziś dzień tygodnia. Moje rozmyślania:
-Czekaj...no...mózgu...wczoraj był poniedziałek... więc dziś jest...środa? Co?! Nie, nie, nie ... Dziś jest wtorek na sto dziesięć procent, ...a może...jednak sobota? Sprawdzę na telefonie, bo głowa zaczyna mnie boleć od myślenia.
Zwlekłam z siebie pozostałości po skopanej w nocy pościeli i sprężystym ruchem podniosłam się ramionami do siadu podpartego. Następnie dobudziłam się, do stanu jako takiego, siadając normalnie na łóżku. Sięgnęłam ręką po telefon z szafki nocnej, następnie włączyłam go i sprawdziłam nieodebrane wiadomości od Zosi.


1. godzina 6:02 - Wstałaś już :3
2. godzina 6:20 - A teraz już wstałaś?
3. godzina 6:30 - Ile można spać? Wstawaj!
4. godzina 6:50 - Jeśli nie będzie cię na lekcji, nie licz, że podam ci pracę domową.
5. godzina 7:30 - Gdzie do ch##### jesteś?
6. godzina 7:50 - Chora jesteś czy co? Nauczyciele się o ciebie pytali, odpisz.


Spojrzałam na wyświetlacz raz jeszcze, tym razem skupiając się na ikonie zegara, w tym momencie zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znalazłam. Powinnam być w szkole jakąś dobrą godzinę temu. Pani od matematyki musiała być wściekła, aż żal mi się zrobiło Zosi, że zostawiłam ją na pastwę tego prehistorycznego jaszczura. Jeśli się ogarnę w dwadzieścia minut, zdążę na geografię, ale w sumie mi nie jest śpieszno. Odłożyłam telefon na stolik, następnie chwiejnym ruchem podniosłam swój tyłek z powierzchni łóżka. Ogarnęłam wzrokiem swój pokój, uświadamiając sobie, w jakim syfie się znajdowałam. Wszędzie walały się kartoniki po sokach jabłkowych i aluminiowe opakowania, bo kebabach. Omijając największą stertę śmieci, dotarłam do szerokiej garderoby, teraz dopiero pomyślałam, że może nie wystarczyć mi dwudziestu minut na samo znalezienie kompletu a co dopiero na dojechanie do szkoły. Przesunęłam kilka warstw ubrań, znajdując wymarzony komplecik: czarne spodnie, czarna koszulka, bluza moro w stylu wojskowym, czarne skarpetki w białe kwadraty. Zabrałam wszystkie te rzeczy w ramiona i unikając po raz drugi kupki śmieci, doszłam do łazienki.
(Chyba nie muszę, opisywać jak się ubierałam, brałam prysznic i takie tam) Times skip...
Wyszłam z łazienki całkowicie gotowa do wyjścia z domu, już miałam wyjść z pokoju, ale zapomniałam o bardzo ważnych dwóch rzeczach, telefonie i plecaku. Wróciłam się do biurka i złapałam do ręki jedno z ramiączek niesfornego szmaciaka. Zapakowałam do niego telefon oraz znalezione przypadkiem słuchawki, następnie wyszłam z pokoju. Po chwili leniwego marszu znajdowałam się już na parterze w domowej kuchni. Położyłam plecak na stole, pozostawiając, rozsuniętą największą kieszeń, napchałam ją wszystkim, co wpadło mi w ręce podczas przekopywania lodówki w celu znalezienia słodyczy zakupionych dzień wcześniej przez mamę. Gdy znalazłam swoje małe czekoladowe skarby, wiedziałam, że Zosia nie będzie mogła się na mnie złościć za to spóźnienie, zwłaszcza dzięki czekoladowym króliczkom. Złapałam leżący na blacie kluczyk do mieszkania i przyczepioną do niego karteczkę.
„Zostajemy z tatą dłużej w pracy, nie organizuj żadnych imprez do naszego powrotu, wrócimy nad ranem. Buziaczki aniołku"
Obok leżał banknot dwustu złotowy, już miałam zaplanowany w głowie wieczór z przyjaciółkami w knajpie obok szkoły. Chwyciłam go i umieściłam w najbezpieczniejszym miejscu na świecie w tylnej kieszeni moich spodni. Na drogę do szkoły wzięłam z koszyka na owoce zielone jabłuszko i opuściłam dom. Idąc chodnikiem i jedząc jednocześnie jabłko, pomyślałam, że nie będę szła jak żul do szkoły z buta, więc ruszyłam w stronę przystanku autobusowego przez gęste osiedlowe krzaki, rosnące na mój pech wszędzie dookoła. Po około pięciu minutach dopełzłam do metalowej butki, wystarczyło już tylko rozeznać się, która z metalowych puszek przyjedzie wcześniej. Przeglądając plan jazdy autobusów, nie zauważyłam, jak właśnie uciekł mi, jedyny dziś jadący w stronę mojej szkoły. Jedyne co mi pozostało to przyjęcie z godnością tego zdarzenia i mały spacerek w stronę budynku szkoły. Idę już tak dziesięć minut i mam powoli tego dość, lubię spacery, ale nie kiedy jestem spóźniona o kilka lekcji. Na horyzoncie dostrzegłam znajomą sylwetkę, należała ona do mojej przyjaciółki, zwykle nie podchodzę do Zosi od tyłu się przywitać, ale dziś mam ku temu dogodną okazję. Podbiegłam do niej jak najciszej, a gdy byłam już wystarczająco blisko, położyłam rękę na jej ramieniu. Ona odwróciła się ostrożnie, mierząc mnie dokładnie wzrokiem. Postanowiłam się odezwać jako pierwsza.

Apokalipsa WandyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz