Czarny pan nie próżnował, wręcz przeciwnie, wziął się do pracy jak jeszcze nigdy. Śmierciożercy zostawali wzywani prawie codziennie, co nie wszystkim się podobało. Niektórzy z nich mieli rodziny, pracę czy chociażby jakiekolwiek inne obowiązki, jednak co może to obchodzić najpotężniejszego czarnoksiężnika?
Nie dość, że dzień był paskudny to w dodatku bolesny dla każdego posiadacza mrocznego znaku. Już o poranku, na zajęciach eliksirów z gryfonami i ślizgonami, przedramię Severusa zaczęło niebezpiecznie piec. Czując to, skrzywił się trochę, jednak Weasley, który aktualnie na niego spoglądał uznał to za jego typowy grymas.
Wiedział, że jeżeli szybko nie pojawi się na zebraniu śmierciożerców może tego gorzko pożałować. Nie mógł, chociaż bardzo chciał, bez słowa opuścić lekcji. Gdy tylko znak zaczął się nieubłaganie wić, wpadł na pewien pomysł.
Uważał Pottera za totalnego nieudacznika, jeżeli chodzi o eliksiry i wiele się nie mylił. Mógł wykorzystać jego brak umiejętności na swoją "korzyść". Na szczęście nie musiał się zbyt wiele wysilać. Mikstura Harry'ego już była katastrofą, a żeby ją jeszcze bardziej podsycić wystarczyło naprawdę niewiele.
Gdy Harry odwrócił się aby podejrzeć pracę Hermiony, Snape wrzucił do jego kociołka ingrediencję, która powinna spowodować wybuch. Nie zawiódł się na swoich umiejętnościach, ponieważ mikstura gryfona po chwili wyleciała w powietrze. Prawie cała klasa oblana została eliksirem Bulgeye. Oczy Harry'ego wyglądały jakby zaraz miały wypaść, jednak z innymi wcale nie było lepiej.
- Potter - warknął Snape, oczywiście nigdy nie ominie żadnej okazji żeby ukarać Wybrańca. - Szlaban dzisiaj po obiedzie, masz się zjawić w pracowni, posprzątasz ten bałagan, a teraz wszyscy do skrzydła szpitalnego! Lekcja odwołana, sio! - jednym ruchem różdżki otworzył drzwi, a uczniowie wylali się z sali zadowoleni z odwołanych eliksirów.
Severusowi jednak wcale nie było do śmiechu. Teleportował się do starego domu Riddlów, w którym to odbywały się spotkania z Voldemortem. Wokół głównej kwatery rozciągało się kilka kilometrów blokady, uniemożliwiającej teleportacje prosto do budynku, więc mistrz eliksirów miał jeszcze chwilę samotności.
Niektórzy z was zapewne myślą, że Severus Snape jest człowiekiem, który nigdy nie zaznał strachu, jednak za każdym razem gdy przemierzał pustą przestrzeń w stronę domu Riddlów, mógłby przestraszyć się nawet konika polnego skaczącego w trawie. Był przerażony tym co może spotkać go w środku, ponieważ ostatnie spotkania nie miały nic innego na celu niż karanie. Tak właśnie, nie było już śmierciożercy, który nie oberwałby ostatnimi czasy Cruciatusem. Sam Snape został poszkodowany około siedmiu razy w tym miesiącu, a był dopiero dwudziesty pierwszy kwietnia.
Dłonie mistrza eliksirów trzęsły się teraz ze stresu, jak i poprzez skutki uboczne piekielnego zaklęcia. Serce, którego rzekomo nie miał, waliło jak jeszcze nigdy, a jego oddech był nierówny. Dla drugiej osoby zapewne wyglądałby zwyczajnie, zwykły niezadowolony grymas na twarzy i kpina w oczach. Zastanawiacie się pewnie, skąd w takiej chwili w jego oczach znalazła się kpina? Cóż... Czuł odrazę do samego siebie już od dłuższego czasu, a właśnie teraz się ona nasiliła.
Tyle lat już służy Czarnemu Panu, a za każdym razem boi się o swój los. Cholerny egoista. Już dawno temu został najbardziej zaufanym śmierciożercom, Voldemort nie zabiłby go od tak, jednak ten strach siedział w nim już tak długo...
Nie był jednak jedynym sługą Czarnego Pana, który borykał się z tym problemem. Był jeszcze Lucjusz Malfoy. Wasze zdanie o nim zapewne również jest mylne. Strach opętał go tak bardzo, że bał się mu postawić, bał się powiedzieć nie idiotycznemu uczuciu. Takie wybrał sobie życie i pogodził się już z tym, że tak je zakończy.
CZYTASZ
Love story | Harry Potter Miniaturki
FanfictionZałóżmy, że twój dzisiejszy humor jest naprawdę paskudny, a z zamiarem poprawienia go chociaż odrobinę, wchodzisz na Wattpada. Żaden z twoich ulubionych autorów ostatnio nic nie publikował i zostajesz z niczym, musisz znaleźć coś nowego. Zadajesz so...